Bez seksu się nie da (a przynajmniej nikt nie powinien nas na to skazywać!)

Nasza Czytelniczka w odpowiedzi na ostatnie wynurzenia Lindy opowiada smutną historię - o związku z osobą, która seksu do życia zupełnie nie potrzebowała. Ku przestrodze.

Zobaczyłam tytuł ostatniej Lindy i ucieszyłam się, że poruszacie ten nielekki temat: życia bez seksu. Ale poruszyłyście go od zupełnie innej strony, nie twierdzę, że nieciekawej, ale... Poczułam się wywołana do tablicy. Bo moje doświadczenia z brakiem seksu są zgoła inne. Przypłaciłam depresją związek z osobą, która wyrzekła się seksu. Dlaczego? Pewnie przede wszystkim dlatego, że nie mogłam uwierzyć, że to może być prawda, że to się rzeczywiście dzieje. A dlaczego się wyrzekła? To dobre pytanie.

Spacery, pocałunki, wtulenia. Ale nigdy nic więcej. Myślałam - szanuje mnie.

Pochodzę z wierzącej rodziny, gdy byłam nastolatką kwestia dochowania czystości do ślubu była dla mnie czymś oczywistym. Dziś wiem, że gdybym postąpiła zgodnie z tym wzorcem, pewnie byłoby mi jeszcze trudniej. Tym bardziej piszę ku przestrodze. Spójrzmy zatem trzy dekady wstecz.

Poznałam go jako nastolatka, przyjaźniliśmy się długo, nim zaczęło między nami iskrzyć. Mieliśmy po dwadzieścia lat, gdy zaczęliśmy się spotykać - wiecie, już tak romantycznie. Spacery, pocałunki, wtulenia. Ale nigdy nic więcej. Nie naciskał, nie nalegał. Myślałam - szanuje mnie. Poprosił mnie o rękę. Szykowaliśmy się powoli do ślubu. Byłam zakochana i szczęśliwa. I podekscytowana tym, co spotka mnie w noc poślubną.

Mój narzeczony nigdy nawet nie wsunął mi ręki pod bluzkę.

Nie kipiało wtedy wówczas wszystko seksem, jak dziś. Nie mogłam poczytać kolorowych czasopism nabrzmiałych od artykułów "jak go zaspokoić" , "jak powinien cię pieścić, byś była w siódmym niebie" . Na szczęście (dla mnie!) miałam koleżanki. Jedna z nich, która do ślubu czekać nie zamierzała i miała już sporo doświadczeń, podpytywała mnie o moje "stosunki", a ja, wówczas czerwona ze wstydu, wyznałam jej prawdę - mój narzeczony nigdy nawet nie wsunął mi ręki pod bluzkę. Bo mnie przecież szanuje!

Przegadałyśmy sporo wieczorów, nim zebrałam się w sobie i, ostatecznie, przekonana przez nią, że to może być niepokojące - odbyłam z narzeczonym poważną rozmowę. Wyznał mi wówczas, że nie odczuwa zupełnie pociągu fizycznego. Lubi nasze pocałunki, lubi gdy się przytulam, jest mu miło, gdy jest między nami ta bliskość i czułość, ale nie chodzi mu po głowie seks. Zupełnie. I - uprzedza mnie lojalnie - prawdopodobnie chodzić nie będzie. Miał wówczas 25 lat i żadnego doświadczenia seksualnego.

Osoby, które nie potrzebują seksu, powinny informować o tym kogoś, z kim się wiążą.

Załamałam się wówczas zupełnie. Bo - choć sama doświadczeń nie miałam, czułam podniecenie i wiedziałam (znowu - koleżanki!), że zbliżenie dwojga ludzi może być wspaniałym przeżyciem. Do ślubu ostatecznie nie doszło (dziś wiem: na moje OGROMNE szczęście!), sporo czasu zajęło mi wygrzebanie się na powierzchnię i pozytywne spojrzenie na świat. I zaufanie drugiej osobie - mężczyźnie, który seks lubił i nauczył mnie wszystkiego.

Piszę do Was ku przestrodze. Wiem, że dziś nie jest już powszechna postawa czekania na pierwszą noc małżeńską. I słusznie. Można popełnić straszny błąd i unieszczęśliwić się na całe życie. A osoby, które nie potrzebują seksu, wyrzekają się go z racjonalnych powodów, czy - jak mój narzeczony z młodości - po prostu nie mają takich potrzeb - powinny informować o tym kogoś, z kim się wiążą. Może spotkają się dwie osoby o podobnych potrzebach i będzie im dobrze. Jeśli jednak jedno nie chce, a drugie tego potrzebuje - zbyt bardzo to boli, by dało się to znieść.

Marysia

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.