Wstydzę się swojej przyjaciółki czy swojego pochodzenia?

Przyjaźń między kobietami - najsilniejsza czy nieistniejąca? Pojawiały się na Fochu już różne głosy w temacie. Dziś jeszcze inny problem: co zrobić, gdy zaczyna nam przeszkadzać zachowanie bliskiej osoby, do tego stopnia, że się zwyczajnie wstydzimy?

Hej Fochu, myślę, że kto jak nie Wy mnie zrozumie. Czuję się trochę niezręcznie w sytuacji, w której się znalazłam. Kilka lat temu, tuż po studiach licencjackich wyniosłam się ze swojego, nie tak małego miasta, do stolicy. Tak, zostałam słoikiem. Zajęłam się dalszym studiowaniem, pracą. To było wyzwanie, po raz pierwszy w życiu opuściłam bezpieczne gniazdo, musiałam zostawić znajomych, poznać nowych ludzi, ułożyć sobie z nimi relacje.

Tych kilka lat w stolicy jakoś nas od siebie oddaliło.

Nie wszystko chciałam zmienić. Przyjaciółkę na przykład chciałam mieć tę samą, co zawsze. Mieszkałyśmy niemal drzwi w drzwi. Ja od frontu, ona w oficynie naszej kamienicy. Razem w przedszkolu, razem na podwórku i w podstawówce. Licea różne, ale wspólne popołudnia, podobne studia. I co? I nic. Tych kilka lat w stolicy jakoś nas od siebie oddaliło. Niby rozmowy przez skajpa i spotkania raz na jakiś czas są okej, ale jej ostatnia wizyta u mnie wykończyła mnie nerwowo. Wstydzę się tego co piszę, ale ja się jej zaczęłam wstydzić.

Z fajnej dziewczyny zaczęła zmieniać się w kogoś, kto czyta "Życie na gorąco", kupuje sobie "Fakt", niby dla żartu, ale jednak potem zaczyna wierzyć w różne dziwne teorie. Mało tego, coraz gorzej się ubiera, nie z powodów finansowych, bo można się elegancko i niedrogo wystroić, wiem coś o tym - pierwsze lata w Warszawie to moje lata polowań na szmaty z ciucholandów, ale z nią to strach wyjść gdzieś na kawę. Jej niby to modne i na czasie ciuchy krzyczą "hej jestem z małego miasta, ale chcę być taka jak wy" . Nie wiem, może ja mam jakieś kompleksy?

Nie wiem już jak mam jej zasugerować, że to obciach tak we wszystko wierzyć i paplać o tym przy stole?

Czasem zwyczajnie strach, żeby się odzywała. Nic tylko głupie polskie komedie romantyczne i wielka wiara w to, że postaci z pierwszych stron gazet, to samą prawdę mówią o swoim życiu. Że ta Felicjańska to taka niesamowita, taka utalentowana, że Mucha dzielna i zaradna, Chodakowska taka genialna i odkrywcza, i tak dalej. Nie wiem. Nie wiem już jak mam jej zasugerować, że może jakoś to ma się nijak do rzeczywistości, że to obciach tak we wszystko wierzyć i paplać o tym przy stole?

A przecież, z drugiej strony, to już jest jej rzeczywistość. Smutno mi, że zmienia się w jedną z tych bab z mojego miasteczka. Seriale, kolorowe gazety i naiwne życie cudzym, wymyślonym przez PR-owców światem. Głupio mi ją teraz zabierać na spotkania z moimi znajomymi. Nie wiem już, co robić. To ktoś, kogo znam od dziecka,a jednocześnie ktoś, kto stał mi się zupełnie obcy. Jak mam jej powiedzieć, że krępujące jest to jej lekkie małomiasteczkowe skrzywienie? A może nie powinnam się jej wstydzić?

(Nie)przyjaciółka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.