Przeczytałem tekst Lindy do trzeciego zdania, potem odświeżyłem stronę skrótem klawiaturowym. Nie pomogło. Wcale nie efemeryczne piksele układały się na moim ekranie w kształt budzących grozę ciągów (sic!) liter. Mrużenie oczu i przekręcanie głowy nie zmieniło faktu: obcowałem z rozważeniami o "innej czynności seksualnej". Zdębiałem! [chciałbyś - Red.]
Nie od dziś wiadomo, że mężczyźni są nieskomplikowani, a kobiety składają się z mgły (perfum) i zagadek. Męsko-damskie igraszki opierają się na tym właśnie prawie, które ma swe jakże oczywiste odzwierciedlenie w fizjonomii.
Jak wiadomo fallus jest narzędziem nad wyraz intuicyjnym. Jest to prawda tak trywialna, a jednak mocno bije między oczy dziewczęta rozpoczynające wizyty w alkowie. Okazuje się bowiem, że bez względu na rozmiar muskułów mężczyzny, bogactwa jego intelektu i znajomości trendów w literaturze albańskiej i kinie pakistańskim, wszystko sprowadza się do fellatio.
Do znajomości tej sztuki tajemnej przyznaje się połowa kobiet. Dla części z nich to naturalna forma konwersacji, dla innych przekleństwo, które nigdy nie wejdzie do ust. Powiedzmy jednak szczerze: język miłości francuskiej nie należy do grupy ugrofińskiej. Nie trzeba sobie łamać języka, by dogadać się z facetem.
Co innego z kobietą. Jej ogród rozkoszy bywa pułapką, cokolwiek mówią pozory. Ciągnący się czterech wymiarach labirynt pochłonął już niejednego kochasia. Większość mężczyzn pojmuje go w sposób, jaki podpowiada im fallus: należy jedynie przemierzyć wyznaczony dla naszego autobusu [chciałbyś! Red.] pas ruchu by mieć nadzieję, że dojedziemy w końcu do pętli. Niestety rajska przystań ciągnie się nie tylko wzdłuż, wszerz i, oczywista, w głąb. Czwartym wymiarem, który tak wielu z nas gubi są emocje.
Mam nadzieję, że część z was parsknęła właśnie śmiechem. Ta część, która czwarty wymiar zostawia w szafie razem z golfem i spódnicą za kostkę. Z poradnikiem kupionym w drugiej klasie liceum i przeświadczeniem, że świntuszyć lubią jedynie faceci.
Nie trzeba chodzić do siłowni, by korzystając z zalet cienkiej, gipsowo-kartonowej ścianki usłyszeć, "czego pragną kobiety". I jak bardzo lubią ścigać się w znajomości języków obcych.
Czytając tekst Lindy poczułem, jakbym zasiadł na ławie oskarżonych. Jakby fellatio sprowadzało mnie, mężczyznę, do roli szczęśliwca, któremu dama oferująca ustne rozkosze wręcza bilet na roller-coaster. Jakby to wszystko, co kończy się przemianą lodowej góry mej męskiej niedostępności w waniliowy wulkan było aktem jedynie mojej woli. A przecież tych kilka kropel płynnych iskier przelewanych między splątanymi ciałami rodzi się z namiętności obojga. Doskonale wiadomo dokąd zmierza para kochanków padających sobie w objęcia, ale - wykrzyknik!- nigdy nie wiadomo jaką drogą.
Na próżno więc szukać odpowiedzi czym jest perłowy deser dla niej/dla niego. To całkowicie proste lub zupełnie tajemnicze. Pospiesznie przelotne, trywialnie częste lub - choćby pro forma - zakazane.
Max Truloff