Kochanie, tak mi się romantycznie zrobiło, idź kup sobie kwiatki...

Życie to nie bajka i nasz Zaczarowany Książę powinien o tym pamiętać nim dokona jakiegoś bohaterskiego czynu w imię niegasnącej miłości. Albo przynajmniej kontaktować się w miarę regularnie z rzeczywistością - oto opowieść naszej Czytelniczki, ku przestrodze!

O Księciu Małżonku będzie. Historia prawdziwa, ale z góry zapewniam wszelkich ewentualnie oburzonych, że podobieństwo nazwisk jest przypadkowe!

Pewnego dnia dostałam od KM kwiatki. Niby po paru latach małżeństwa,paru wspólnych dzieciach i jednym indywidualnym, gest ten powinien wzruszyć mnie do łez. Który mąż daje się ponieść romantyzmowi obsypując małżonkę swą kwiatami i to bez żadnej okazji...

I dlaczego nie acham, ocham, tylko spoglądam nieco zaskoczonym wilkiem?

Spieszę z wyjaśnieniami. KM nie pracuje, ale co trzeba mu oddać i pochwalić, interes swój postanowił rozkręcić. I oczywiście tempo rozkręcania tego interesu mógłby stanowić temat innego focha, przyjmuję do wiadomości, że dla mnie tempo może być zawsze nieco za wolne. Cierpliwie czekam i zagrzewam do walki. Sytuacja finansowa od takiego zagrzewania nie zmienia się, co prawda. A KM w domu bez pracy siedzi już od dwóch lat bez mała. Nic to, cierpliwość popłaca. Czekam, zagrzewam, nie przejmuję się, że po raz kolejny do pierwszego nie starcza mimo, że koszty tniemy jak tylko się da.

Każde z nas ma literalnie po jednej parze spodni, na wiosnę kozaki zaczęły mi przeciekać, ale pewnie jesień będą musiały jeszcze przetrwać. Nic to, można kreatywnie do mody podchodzić. Do pracy jeżdżę na rowerze, żeby na bilet nie wydawać, choć uczciwie przyznaję, że zysk finansowy jest w tym wypadku miłym dodatkiem. Natomiast akcesoria rowerowe już by się przydały. Kurtkę na ciuchach teściowa zdobyła, teraz czas na czapkę. Niby czapka nie duży wydatek, ale jest to decyzja czapka, czy buty dla dzieciaka, bo zima idzie... Poza tym dentysta po mojej bezmlecznej diecie czeka nogą przytupując, a moje ząbki akompaniują mu z entuzjazmem.

Przyznam, że z coraz większą niecierpliwością czekam na kokoski, które KM zacznie do domu przynosić. Bo choć widzę się raczej nowoczesną kobietą, rola jedynego żywiciela rodziny nieco mnie już zmęczyła.

Tak więc żyjemy sobie w naszym małym gniazdku, aż tu pewnego dnia KM naszedł nastrój romantyczny wielce. Jesień złota polska go ogarnęła, zatem wracając z koncertu z dzieciakami, wstąpił do kwiaciarni i płacąc moją kartą, zakupił gigantyczny czosnek w sutym przybraniu, którym wycelował we mnie z rozmaślonym spojrzeniem oczekując, że ze łzami w oczach rzucę mu się na szyję, wtulę twarz w jego męski tors, uginając kolanko... Eeeeee?

Jestem z siebie dumna, bo nie wygłosiłam tego, co mi się na usta cisnęło - to raz. Dwa, poczekałam aż syn jego do rodzicielki wróci i spokojnie wyjaśniłam przyczynę mojego braku entuzjazmu. Ja też jestem czuła na romantyczne gesty i uważam, że z rutyną trzeba walczyć jak się tylko da, dbać o siebie nawzajem itd. Ale do jasnej anielki! Był piękny jesienny dzień. Wszędzie dywany kolorowych liści, kasztany, żołędzie. Gdyby polazł z dzieciakami do parku, w którym prawie mieszkamy, albo pod jakiegolwiek inne drzewo i ułożył mi jesienną wiązankę, to na serio gotowa byłabym mu się na tę szyję z nóżką do góry rzucić. Ale jeżeli mam sobie te kwiatki sama kupować, to dziękuję, wolę czapkę na rower. Z daszkiem i osłonką na uszy.

KM mimo, że uwagę swoją wygłosiłam spokojnie dbając o jego uczucia, obraził się (sic!) i oświadczył, że w takim razie kwiatków już mi kupować nie będzie, a wiązanki nie mógł zebrać, bo nie miał czasu... Fakt, kwiaciarnia jest na drodze od przystanku do naszego domu. Powinnam docenić, że chciał do mnie jak najszybciej dotrzeć... Strzelam focha i oświadczam, że jeżeli mam sobie sama kwiatki kupować, to nie będzie to czosnek!

Pozdrawiam

Felixkot

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.