Bulimia, czyli gdy wiecznie robisz sobie wyrzuty

To nie jest choroba ciała, to choroba umysłu. W dobie dążenia do idealnego wyglądu, znanego z okładek gazet, ludzie wpadają w pułapkę, z której trudno się uwolnić. Nasza Czytelniczka dzieli się doświadczeniami, które na szczęście należą do przeszłości. Ale czy można o tym raz na zawsze zapomnieć?

To, co napiszę już mnie nie dotyczy. Nie jestem psychologiem, ani nawet psychotykiem nie jestem. Ostatnio spotkałam dziewczynę, która myśli tak jak ja kiedyś. Chciałam ją tylko przytulić, żeby jej było lepiej, choć na chwilę. Ja jej nie pomogę. Ona sama musi. Może któraś z was też potrzebuje pomocy. To podobno bardzo kobieca przypadłość.

Czym jest sama bulimia?

To sposób myślenia o sobie. Sposób na karanie siebie. Sposobów jest wiele, ale wymienię trzy. Pierwszy - nieelegancki i niesmaczny. Po obiedzie, kolacji, elegancka dama wymyka się do toalety z łyżeczką, szczoteczką do zębów lub bez dodatkowych akcesoriów, żeby tam, wcale nie szybko i wcale nie łatwo pozbyć się zjedzonej przed chwilą potrawy. To psuje zęby i makijaż. No i trudno to robić po cichu. Drugi - bardziej elegancki choć jeszcze bardziej idiotyczny. Po posiłku elegancka dama łyka pigułkę na trawienie. W efekcie jest to pigułka na przeczyszczenie. Wszystko co zjadła w ciągu dwóch godzin ląduje w muszli, do której już nie trzeba się schylać. To psuje zęby, włosy, paznokcie, całe ciało, bo pigułka wyrzuca wszystko. Źle jest. Trzeci sposób wydaje się super zdrowy, ale ponieważ myślenie u jego podstawy jest takie samo, jak w dwóch poprzednich, więc też go opiszę. Trzeci sposób to masakryczny trening za karę. Zjadłam, więc muszę odpokutować. 150 brzuszków za każde zjedzone 100kcal, albo 500 przysiadów.

Myślenie

Bulimia to sposób myślenia o sobie. Idzie to mniej więcej tak: Jestem grubą świnią/krową/mrówką cokolwiek. Jestem gruba i NIE ZASŁUGUJĘ na to, żeby na mnie patrzeć. Jestem gruba i TO MOJA WINA. Jestem NIEDOSKONAŁA. Jestem SŁABA. Nie potrafię zapanować nad tym, co jem. Nie potrafię kontrolować. NIE POWINNAM JEŚĆ.

Potem przychodzi coś zupełnie naturalnego - czyli posiłek. Dziewczyna jest na nieustannej mentalnej diecie. Każdy kawałek jedzenia poza sałatą i papierem wywołuje w niej WYRZUTY SUMIENIA. A gdy zje choć trochę więcej niż zaplanowała - wpada w panikę.

Panika - czyli myślenia ciąg dalszy

Zrobiłam źle! Narozrabiałam! Zgrzeszyłam! Jestem zła i beznadziejna! Jestem gruba! Będę gruba! Muszę to jakoś naprawić. Cofnąć czas. Czemu ja to zrobiłam? Czemu to zjadłam? Nie mogę tego strawić, bo będę gruba. Muszę to z siebie wyrzucić .

Potem jest głęboki dół. Albo głęboki dół i wykorzystanie jednej z wyżej opisanych technik. A potem jeszcze głębszy dół. Bo myślenie nie ustaje. A do tego dochodzi jeszcze przekonanie, że jestem obrzydliwa. Sama dla siebie.

Co z tym zrobić?

Nie wiem. Wbrew poradom w gazetach - wcale nie jest tak łatwo znaleźć lekarza, który wie, jak pomóc. Trzeba jednak ze wszystkich sił doprowadzić do sytuacji, w której kochasz, lubisz i szanujesz siebie. Do sytuacji, w której dajesz sobie prawo do jedzenia. A nawet prawo do bycia grubą. Do sytuacji, w której kawałek ciasta nie budzi wyrzutów sumienia. Ani trzecia kanapka. Musisz przestać ze sobą walczyć i się zwalczać. Przestać karać swoje ciało. Zacząć je doceniać i wspierać. Zacząć robić sobie dobrze. W każdym wymiarze - co kto lubi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.