Prawda jest bolesna: wolałabym być rozwódką, niż singielką

Jedna z naszych Czytelniczek pisała o tym, jak ocenia się wartość kobiety na podstawie jej związku z mężczyzną. Kolejny głos w tej sprawie pojawił się w naszej skrzynce. I niestety potwierdza teorię, że sformułowanie "stara panna" to nie relikt, a powszechnie stosowana - nie bójmy się tego powiedzieć - obelga.

Wybrałam życie kobiety niezależnej, singielki. Ale gdybym mogła się cofnąć w czasie, wyszłabym za mąż i się rozwiodła. Może to dla Was głupie, ale moje doświadczenie pokazuje, że to dobry pomysł. I to nie dla mnie, ale dla mojego otoczenia. Zaraz wyjaśnię po kolei, jak doszłam do tego wniosku.

Mam 46 lat. Mieszkam w Warszawie, tu się urodziłam, tutaj pracuję i żyję. Ze względu na znajomość nietypowego języka od razu po studiach dostałam dobrą pracę, awansowałam i w całej karierze zawodowej tylko raz musiałam zmienić firmę. Nie zrobiłam wielkiej kariery, ale nie było to nigdy moim celem. Zarabiam przyzwoicie, pracuję w miłym otoczeniu parę kroków od mieszkania, więc uważam się za szczęściarę.

Dlaczego nie wyszłam za mąż? Tak jak u wielu kobiet. Nie spieszyło mi się, aż tu pewnego dnia, nieco po 30-tce zauważyłam, że dookoła mnie prawie nie ma wolnych facetów. To znaczy byli, ale tylko jacyś naprawdę wybrakowani. Reszta miała żony, partnerki, dzieci, kredyty na mieszkanie.

Wiem, myślicie, że jestem idiotką i oczywiście częściowo jestem. Ale myślę, że wiele kobiet w mojej sytuacji też by miało podobne wątpliwości.

Przez kilka lat w moim życiu damsko-męskim zrobiła się prawdziwa posucha. Randek nie brakowało, ale kończyło się na jednej, dwóch. Miałam już 36 lat, kiedy spotkałam wspaniałego faceta. Niestety okazało się, że jest prawie dziesięć lat młodszy. Początkowo nie brałam pod uwagę związku z nim, bo przecież dla mnie była to pora na założenie rodziny. Ale był bardzo uparty i tak spędziliśmy razem 8 lat. Nie będę Was zanudzać romantycznymi szczegółami, bo każda z nas to przeżyła. Chcę opowiedzieć o swojej głupocie. Otóż on chciał, żebym za niego wyszła i założyła z nim rodzinę. Ja zaś odkryłam słowo singielka i uparcie go używałam, bo wydawało mi się, że singielka z młodszym chłopakiem jest fajna, a żona z dużo młodszym mężem żałosna. A tak naprawdę bałam się, że się zestarzeję i on mnie zostawi.

Wiem, myślicie, że jestem idiotką i oczywiście częściowo jestem. Ale myślę, że wiele kobiet w mojej sytuacji też by miało podobne wątpliwości. I rzeczywiście. Dwa lata temu się rozstaliśmy, w tej chwili on ma już młodszą dziewczynę i oczekują dziecka. Cierpię, ale nie mam do niego pretensji. Bałam się zaryzykować, chociaż miałam kochającego i gotowego podjąć ryzyko faceta. Okej, stało się i nie mam zamiaru poświęcać reszty życia na analizę tego co mogłam zrobić inaczej. W moim wieku to już naprawdę pora na zadowolenie z tego co się ma.

Jak dowiadują się, że nikogo nie mam, nie jestem rozwódką, ani wdową, od razu szufladkują mnie jako kogo? Zgadnijcie? Brawo. STARĄ PANNĘ.

Niestety moje otoczenie nie pozwala mi na to zadowolenie. A to dlatego, że w oczach społeczeństwa zostałam STARĄ PANNA. Jeśli nie pasuje mi spanie w zbutwiałym namiocie na działce znajomych, to dlatego, bo jestem STARĄ PANNĄ, a nie bo namiot zwyczajnie śmierdzi. Jeżeli jest coś do zrobienia w pracy/podwiezienie przyjaciół na imprezę/wzięcie psa na wakacje to oczywiście powinnam zrobić to ja, przecież jestem STARĄ PANNĄ i nie mam życia. Jeżeli odmawiam wzięcia psa, to dlatego, że mam jakieś swoje staropanieńskie fochy, a nie dlatego, że zaplanowałam wypad na weekend.

Jeśli jest zjazd rodzinny, to oczywiście trzeba omówić moją sytuację, bo spotkało mnie straszne nieszczęście, przecież jestem STARĄ PANNĄ. Co tam, że brat wziął monstrualny kredyt na wypasioną willę, przeszarżował, nie ma kasy na spłaty rat i wyląduje pod mostem. Nie ważne, że kuzynka drugi raz się rozwiodła po niespełna roku, a jest w czwartej ciąży. To nade mną trzeba załamywać ręce i zastanawiać się, co ze mną jest nie tak, bo przecież jestem STARĄ PANNĄ. Takich przykładów naprawdę mogę przytoczyć wiele.

Podobnie sprawa z nowo poznawanymi ludźmi. Jak dowiadują się, że nikogo nie mam, nie jestem rozwódką, ani wdową, od razu szufladkują mnie jako kogo? Zgadnijcie? Brawo. STARĄ PANNĘ.

Przecież nie będę tłumaczyła każdemu, że mam za sobą 8-letni związek, który się rozpadł. Był nieformalny, nie mam na niego papierów, ale przecież mieszkałam i żyłam z tym mężczyzną tak, jak zwyczajne małżeństwo. Tymczasem kobieta, która wyszła za mąż i rozwiodła się choćby po kilku miesiącach, jest rozwódką, czyli kimś NORMALNYM.

Ciągle czuję się oceniania. Stale ktoś mi swoim zachowaniem przypomina, że jestem sama. Tak naprawdę to otoczenie powoduje, że widzę coś złego w moim życiu.

Nikt na nią nie patrzy krzywo, bo przecież każdemu może się nie udać małżeństwo. Nikt nie tłumaczy jej charakteru, sposobu bycia, czy złego humoru tekstem "czego się spodziewać, to przecież STARA PANNA" . Nikt nie powie, że coś z nią musi być nie tak, skoro została STARĄ PANNĄ.

Oczywiście nie jest to jakiś wielki problem, ale bardzo uprzykrza mi życie, bo jest mi zwyczajnie nieprzyjemnie. Ciągle czuję się oceniania. Stale ktoś mi swoim zachowaniem przypomina, że jestem sama. Tak naprawdę to otoczenie powoduje, że widzę coś złego w moim życiu. Bo ja naprawdę jestem z niego zadowolona, zdrowa, zajęta, mam rodzinę, przyjaciół, bardzo dużo podróżuję, zwłaszcza "za śniegiem", bo jestem uzależniona od sportów zimowych, mam nawet trochę czasu na ulubione zajęcia.

Jest coś naprawdę dziwnego w tym, że kiedy byłam młoda, mogłam być singielką czyli kobietą samodzielną i niezależną. Teraz, kiedy blisko mi do 50-tki, w oczach innych nagle stałam się STARĄ PANNĄ. I to nie w jakimś Pcimiu Dolnym, tylko w mojej ukochanej Warszawie. Dlatego możecie się śmiać, ale często na wyjazdach, czy w różnych luźniejszych sytuacjach przedstawiam się jako rozwódka. To całkowicie zamyka dyskusję.

Ale ponieważ nie lubię kłamać, mnie samą to denerwuje. Dlatego właśnie, gdybym miała coś zmienić w swoim życiu, to wzięłabym ślub, nawet gdybym była pewna, że na 90 procent się rozwiodę. Może jednak świat by mnie zaskoczył i małżeństwo by się udało. A jeśli nie, to przynajmniej byłabym rozwódką, czyli w oczach społeczeństwa kimś znacznie bardziej wartościowym niż samodzielna kobieta nazywana STARĄ PANNĄ.

Więcej o:
Copyright © Agora SA