Krótka historia o równouprawnieniu, walizkach i fochach

Nasza Czytelniczka Nana dzieli się swoją historią i wnioskami jakie jej się nasunęły: że przeciwnicy równouprawnienia kobiet wykorzystują feministyczny postulat jako powód, by być nieuprzejmym. Czy rzeczywiście trzeba rezygnować z zasad dobrego wychowania?

Przeczytałam list Pana Ksawerego S. "Za co mizogini powinni byc wdzięczni feministkom" i pomyślałam, że w ramach odpowiedzi opowiem Wam krótką historię o walizkach i fochach.

Miejsce: centrum Krakowa. Bohaterowie: ja, czyli rudy szczypiorek na obcasach i ogromna walizka, którą musiałam dotargać na dworzec. Przewidywany czas akcji: pół godziny. Dystans: maratoński.

Doigrałam się. Chciałam równouprawnienia to mam! Chciało się równych płac, to teraz taszcz.

Świetnie musiałam wyglądać na ruchomych schodach w Galerii Krakowskiej kiedy siłowałam się z ogromną walizką, usiłując się nie przewrócić na obcasach i klnąc jak ruski żołnierz na cholerną garsonkę z H&M, w której nie dało się zrobić kroku. Poważnie, gdybym mogła nagrałabym to dla potomności. Ale nie o tym ma być ten tekst, oj nie!

Tekst ten ma być pochwałą dla krakowskich prawicowych gentlemanów, którzy w swej niezwykłej przenikliwości potrafili we mnie rozpoznać feministkę. No tak. Doigrałam się. Chciałam równouprawnienia to mam! Wprawdzie nie lodówkę na ósme piętro, a walizkę na drugie kazał mi taszczyć sprawiedliwy do kości los, ale zawsze. Chciało się równych płac, to teraz taszcz. Okaż swą skruchę i kobiecą bezsilność, kobieto, kobietko, puchu marny.

Och, z jakim taktem i jakim spokojem odwracaliście ode mnie swe cudowne twarze, zdobione gęstym wąsem lub okularem w rogowej oprawce. Jak pięknie udawaliście, że mnie nie widzicie. Jak wprawnie mnie omijaliście, prawie przy tym nie marudząc.

W kraju gdzie przyznać się do swojego feminizmu jest jak pierdnąć w towarzystwie, społeczeństwo przyswoiło akurat ten jeden, jedyny aspekt równouprawnienia.

Zastanawia mnie tylko, jak odróżniliście mnie od reszty kobiet. Takich, no wiecie, co to deklarują się jako "antyfeministki", tych które wcale nie chcą taszczyć swojej lodówki na ósme piętro i uznają "naturalne różnice między płciami". Czy Szanowni Panowie noszą walizki takich pań? Bo ostatnio to ja pomagałam wynosić wózek z dziecięciem z tramwaju, choć w środku było wielu mężczyzn. Ale pewnie się czepiam (jak to feministka) i każdy z gentlemanów miał galopujące lumbago. Ale czy to nie dziwne, że w kraju gdzie przyznać się do swojego feminizmu jest jak pierdnąć w towarzystwie i gdzie większość mężczyzn wyznaje konserwatywny model rodziny, społeczeństwo przyswoiło akurat ten jeden, jedyny aspekt równouprawnienia?

A teraz przejdźmy do pytań... Okej, okej rozumiem oburzenie pań z tyłu. Rozumiem, nie musiałam przecież biec w obcasach, mogłam założyć wygodne adidaski. Tylko, że na rozmowie kwalifikacyjnej mimo wszystko lepiej wyglądać jak Ally McBeal, niż jak Ewka Chodakowska na treningu (z całym szacunkiem dla obu pań). A panie z boku, o tu pod ścianą, proszę o nie szeptanie, że "mogłam pojechać późniejszym", bo jak wiadomo pociągi polskie to twory dziwne i niewdzięczne i nigdy z nimi nic nie wiadomo.

Dotarliśmy do momentu kiedy odmawia się kobiecie równych z mężczyzną praw, a jednocześnie odbiera jej się dotychczasowe przywileje.

I na koniec chciałabym wyjaśnić jedną kwestię. Ja NAPRAWDĘ wierzę w równouprawnienie. Wierzę, że pomoc w tachaniu walizki powinna być dobrą wolą każdego mężczyzny, a nie obowiązkiem. Bo przecież mogłam ją sobie zanieść sama albo mogła mi równie dobrze pomóc inna kobieta (co z resztą uczyniła i jeśli to czyta - dziękuję jej bardzo!), ale myślę, że istota sprawy leży gdzieś indziej. Myślę, że dotarliśmy do momentu kiedy odmawia się kobiecie równych z mężczyzną praw, a jednocześnie odbiera jej się dotychczasowe przywileje w myśl chorej zasady "feminizm kończy się, kiedy trzeba wnieść lodówkę na ósme piętro".

Nikt już nie ustępuje kobietom miejsca, nie podaje płaszcza, a moje koleżanki nadal zarabiają dużo mniej niż ich koledzy, chociaż mają lepsze kwalifikacje. Na rozmowie o pracę nadal pojawia się dziwne pytanie o stan cywilny kandydatki. I w tym wszystkim odmawia się nam nawet prawa do pomocy we wniesieniu cholernej walizki po schodach, nie dając nic w zamian. FOCH! Po prostu FOCH!

Pozdrawiam

Nana

Więcej o:
Copyright © Agora SA