Nie mów do mnie "grubasie". Nawet w żartach. Nawet jeśli znamy się od przedszkola [LIST]

Tak łatwo czasem coś bezmyślnie palnąć, tak trudno czasem pomyśleć. Komentowanie cudzego wyglądu to ogromny nietakt, a granica, za którą nietakt przeradza się w zwykłe chamstwo - bardzo cienka i łatwo ją przeoczyć...

Na dobry początek, nie mów do mnie "grubasie". Nawet w żartach. Nawet jeśli znamy się od przedszkola.

Nie zakładaj, że wszyscy są grubi, bo są leniwi i nie umieją gotować. Ja umiem gotować, staram się sporo ruszać, pilnuję tego, co jem, ale nadal ważę 105 kg przy wzroście 172 cm. I lepiej raczej nie będzie. Dla ciekawskich - nie, nie brałam udziału w zawodach sumo, bo to jest zarezerwowane dla mężczyzn, tylko zachorowałam. Na szczęście szybko zdiagnozowano, skąd się biorą moje rumieńce i bóle stawów, ale kilkanaście lat temu za najlepszy lek uważano sterydy. I fakt, sterydy bardzo dobrze poradziły sobie z moją chorobą, ale miały skutek uboczny. Taki, że na studniówkę szłam w sukience rozmiar 46, kupionej na targu w budzie z ubraniami tzw. dla puszystych (i co to w ogóle znaczy, puszystych, czy ja jestem jakimś pieprzonym kłębkiem włóczki?!). I tańczyłam z moim ojcem, bo NIKT z mojego rocznika, z żadnej klasy, ani mojej, ani równoległej, nie chciał ze mną tańczyć.

Potem były studia i nowe pseudo - Hipcia. Nie dlatego, że mam na imię Hipolita. Owszem, nie było już tak bardzo źle, jak w liceum, bo miasto większe, poza tym nauczyłam się paru ciętych ripost i najbardziej chamskie komentarze ustały. Ale Hipcia mówili na mnie znajomi ze studiów, z paczki, do której należałam. W zasadzie to ja się do tej paczki wkupiłam. Bycie kujonem bardzo się przydało, bo po pierwsze, umiałam dobrze notować i wszyscy chcieli pożyczyć notatki, po drugie - lubiłam moje studia i z chęcią tłumaczyłam znajomym niuanse omawiane na wykładach. Dlatego mnie lubili, zapraszali tu i tam - ja miałam znajomych, oni - backup danych z zajęć. Oczywiście, miło było siedzieć, napić się piwa, pośmiać się, ale znajomi jakoś tam grawitowali ku sobie, łączyli się w pary. Ja zwykle siedziałam bez pary - czasem jakaś chwilowo samotna koleżanka brała mnie pod skrzydła, szłyśmy we dwie-trzy do fryzjera czy na zakupy. Zwykle kupowałam apaszki i szaliki, bo mają tę zaletę, że pasują na każdy rozmiar.

Kiedy studia się skończyły, znalazłam pracę jako tłumacz. Znałam dobrze dwa języki, więc szło mi nieźle. Marzyłam o tłumaczeniach ustnych, ale nigdy mi ich nie zlecano. Kiedy spytałam, czy mogłabym spróbować, usłyszałam, że nie mam kwalifikacji. Potem jednak usłużna koleżanka z biura doniosła mi, że chodzi o moją tuszę i że gdybym schudła, na pewno by mnie wzięli. Źle to zniosłam, bo sądziłam, że tłumacz i tak zwykle jest na dalszym planie, ale cóż było robić? Zrezygnowałam z tłumaczeń ustnych, z tą firmą też się pożegnałam, zatrudniłam się w innym biurze i od dwóch lat pracuję zdalnie. Mieszkam sama, w zasadzie wychodzę tylko po zakupy i do lekarza, bo mam dość spojrzeń ludzi. W sklepie z ubraniami regularnie słyszałam, że "TAKICH rozmiarów tu nie ma" , w restauracjach jest wystarczająco dziwnie, kiedy kobieta sama siedzi przy stoliku, a jeśli dodatkowo jest gruba, to wszyscy zapuszczają żurawia w talerz. W kinie też zawsze ktoś siądzie obok (dlaczego zawsze sprzedaje się bilety obok siebie ludziom, mimo że miejsca aż nadto) i potem trwa walka o to, kto oprze się łokciem, kto się rozeprze i kto pierwszy powie "ależ tu ciasno i niewygodnie, doprawdy, NIEKTÓRZY powinni siedzieć w domu" .

Podsumowując: mam 32 lata, jestem gruba, jestem dziewicą, nigdy nikt mnie nawet nie pocałował. Nie schudnę, bo nie mogę - delikatna równowaga mojego organizmu mogłaby zostać zachwiana, a wtedy nastąpiłby nawrót choroby. W zasadzie wolę być gruba i żywa, niż chudsza i martwa, ale nie pomagają mi spojrzenia na ulicy, rzucane w powietrze uwagi o tym, że jak się chce, to się da i że dieta MŻ jest najlepsza. Więc drodzy państwo, całujcie mnie wszyscy w dupę, tę grubą, z rozstępami i cellulitem. Taka jestem, inna nie będę. Nie macie mnie w dowodzie, więc nie przejmujcie się mną. Można ze mną rozmawiać normalnie, gruby nie znaczy głupi. Można mnie poczęstować ciastkiem i piwem. Można wyskoczyć ze mną na basen - grube się dobrze unosi na wodzie. Ale nie edukujcie mnie, proszę, nie patrzcie na mnie jak na dwugłowe cielę, nie mówcie na tyle głośno, żebym to słyszała, "ale się spasła" , ani "co za świnia" . Najlepiej w ogóle tego nie mówcie, ani nie myślcie. Bo, niezależnie od przyczyny tuszy, to mało komu pomaga, a wszystkich boli.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.