Praca marzeń: co autor ogłoszenia miał właściwie na myśli?

Dziś pisze dla nas Małgosia, która tonie w morzu ogłoszeń dla ludzi poszukujących pracy. A pereł w tym morzu tyle, że głowa boli. Macie takie doświadczenia? A może jeszcze ciekawsze? Piszcie do nas!

Praca marzeń...

Przeglądam ostatnio intensywnie portale z ogłoszeniami, w których oferuje się pracę. Chcę znaleźć coś ciekawego, stanowisko inne od moich dotychczasowych zajęć. I co? Nie wiem jak wyrazić swoje zaskoczenie! Po prostu nie dowierzam! Ja rozumiem, że mamy kryzys, że o dobrą pracę ciężko, ale ludzie, jak można zamieszczać takie ogłoszenia?!

Przykład (nagłówek - praca biurowa): "Poszukuję osoby sumiennej do... wyrywania chwastów przed biurem". Inne: " Poszukiwana osoba do pracy nad morzem, która będzie się przebierała za postać z bajki i zachęcała do robienia sobie z nią zdjęć, a ja będę te zdjęcia robił i kasował należność". Zaiste bajeczne zajęcie! Ciekawie też brzmiało: "ulotkarz - animator" albo ogłoszenie, gdzie firma pończosznicza, poszukuje testerek nowych wyrobów, a praca polegać ma na przetestowaniu jakiejś skarpety czy rajtuzy oraz odesłaniu pisemnej opinii o produkcie na adres firmy. Brzmi fajnie? Tylko po cóż firmie zdjęcie całej sylwetki, a do tego CV ze zdjęciem? Mam sobie tę rajtuzę, za przeproszeniem, testować na głowie, a skarpety na uszach? Makabra!

Albo taka perełka: nagłówek standard - potrzebna osoba do pracy biurowej. Klikam w ogłoszenie, a tu informacja, że osoba zatrudniona będzie pracowała na dwie zmiany, także w porze nocnej w całodobowym sklepie z alkoholem! Dlaczego praca biurowa się pytam ja! Odpowiedź jest banalna - ponieważ jest to praca z programem komputerowym, obejmującym zasięgiem kasę fiskalną, a że komputer to urządzenie biurowe jest, więc odpowiedź oczywista.

Tańczy, śpiewa, deklamuje?

Inną sprawą są już castingi na konkretne stanowiska. Np. casting na stanowisko kasjer/sprzedawca do popularnej sieci drogeryjnej. Przebiega to tak: grupa osób zostaje zaproszona na konkretną godzinę, poproszono także o zarezerwowanie sobie około dwóch. Iiiii... siup! Zaczynamy casting. Najpierw pani, o wyglądzie tak bezpłciowym, że należałoby się zastanowić czy oby imają się jej jakiekolwiek emocje, opowiada o pracy. Jakie warunki, w jakich godzinach, kogo szukają, na czym polega praca - bo to, że aplikuje się na stanowisko kasjer/sprzedawca, to nie znaczy, że będzie się tylko kasjerem/sprzedawcą. Trzeba także być sprzątaczką, doradcą, no i oczywiście trzeba na nocnej zmianie rozładować wielkieeeego tira z towarem. Praca jest BARDZO CIĘŻKA, na trzy zmiany, więc kto uważa, że nie da rady, może od razu zakończyć swoją, jakże krótką przygodę z firmą i wyjść z sali. Nikt się nie zdecydował. Na opuszczenie sali oczywiście.

Kolejny etap - rozmowy indywidualne. Zasadnicze pytanie: "Ile chciałaby pani zarabiać, znając warunki pracy?". I tu chyba należałoby powiedzieć, że "oj tam, nie chcę wiele 800 zeta brutto wystarczy ". Skąd taki wniosek? Bo po dwóch, wyznaczonych tygodniach oczekiwania na telefon z informacją odnośnie rekrutacji, zamiast wyłonienia zwycięzcy, pojawia się nowe ogłoszenie o naborze! Z grupy trzydziestu dwóch kobiet, przez dwa tygodnie nikogo nie wyłoniono! Nikt nie okazał się godny tak wielce wspaniałego stanowiska! Za duże oczekiwania w stosunku do wynagrodzenia?

Albo konkurs na stanowisko urzędnicze: na jedno miejsce trzydzieści osób. Tuż przed rozpoczęciem pierwszego etapu konkursu gruchnęła między uczestnikami plotka, że wygrać ma pani taka i taka z miasteczka X. I cóż? Po zakończeniu wszystkich etapów i "odsianiu" kandydatów, wygrywa właśnie ta pani, ale oczywiście okazuje się, że ona była zwyczajnie najlepsza!!! Ale wyniki będą weryfikowane. Zweryfikują je na święto "świętego Nigdy".

Są też opisy bardziej żenujących praktyk w trakcie rozmów o pracę, np. prośba o udawanie mleka czy stania pół godziny na krześle, w celu sprawdzenia cierpliwości kandydata.

Najbardziej jednak zbulwersował mnie fakt, że proponuje się pracę ludziom mądrym, wykształconym, z pomysłem na siebie, zaradnym i proponuje im się za czterdzieści godzin pracy w tygodniu, przez trzy miesiące, wynagrodzenie w postaci pochwały, referencji i przysłowiowego uścisku ręki prezesa - co prawda nie byle jakiego prezesa, ale to małe pocieszenie w obliczu tej sytuacji. To zakrawa na ŻŻP, czyli w dowolnym tłumaczeniu: Żenujący Żart Prowadzącego .

W obliczu powyższego, pozostaje mi na tę chwilę wymyślić sobie samej stanowisko pracy. Mam już nawet nazwę: Poławiacz Pereł, gdyż myślę, że zanim znajdę coś naprawdę fajnego, niejeden okaz jeszcze się trafi!

Więcej o:
Copyright © Agora SA