Lubię "Czystą" a do łóżka chcę wampira!

Zaprzyjaźniona z redakcją Focha dziennikarka Malwina Wapińska postanowiła dać wyraz swojej miłości do krwiopijców. Akurat nie podzielamy jej zachwytów rozpoczętym wczoraj sezonem "Czystej krwi", ale przekonuje nas argumentacja, że ten serial ma za zadanie cieszyć damskie oko. Cieszy.

Ssałabym...

No i stało się. Po roku oczekiwania, wielkim odliczaniu dni na Facebooku, dziesiątkach teaserów i spoilerów, jakie nieustannie bombardowały sieć, stacja HBO wyemitowała pierwszy odcinek szóstego sezonu "Czystej Krwi" . Mieszkańcy miasteczka Bon Temps, którego populacja składa się w dużej mierze z wampirów i innych istot nadprzyrodzonych z niewielką domieszką ludzkich niedobitków, znów wdaje się w krwawą jatkę.

Ktoś z przekąsem mógłby spytać, o co właściwie chodzi w tej infantylnej bajce dla dorosłych?W końcu, ile hektolitrów syntetycznej krwi można przelać na planie, ile można epatować przemocą i wyuzdanym seksem, by nie popaść w niestrawny banał. Sama długo zadawałam sobie to pytanie, dopóki, postanowiwszy obejrzeć na próbę jeden odcinek, nie wpadłam z kretesem, zaliczając ciurkiem całe pięć sezonów. Nie w tym rzecz, bym do wampirów miała jakąś wyjątkową słabość. Trudno nazwać mnie targetem sentymentalnych powieści Stephenie Meyer i ich ekranizacji . Zdarzyło mi się rzucić okiem na kilka odcinków "Pamiętników wampirów" , będących nieudaną odpowiedzią stacji CBS na fenomen "Czystej krwi", konstatując jedynie, że za moich czasów więcej intryg bywało tylko w serialu "Beverly Hills 90210".

Z "Czystą " rzecz ma się jednak inaczej. I to nie tylko dlatego, że scenarzyści serialu są mistrzami w swoim fachu. Doskonale wiedzą, jak ukuć sprawną intrygę, kiedy wprowadzić nowych bohaterów i nowe wątki, jak wyważyć granie na emocjach ze niekończącymi się zwrotami akcji tak, by widz nawet po wielu sezonach nie miał poczucia zmęczenia materiałem. Ale jest coś jeszcze. Jeśli będziemy oglądać serial uważnie, dopatrzymy się kilku całkiem inteligentnych aluzji do współczesności.

Nie bez powodu akcja "Czystej krwi" rozgrywa się na luizjańskiej prowincji, gdzie w czasach kryzysu, bieda aż piszczy, a w społeczeństwie pobrzmiewają jeszcze echa nierówności rasowych (jeśli pamiętamy pierwsze odcinki, matka czarnoskórej Tary mieszka w podłych slumsach, szukając pocieszenia w kościelnej wspólnocie, rządzonej na prawach sekty). Niedaleko Bon Temps leży przecież zrujnowany przez Katrinę Nowy Orlean, zaś wśród mieszkańców posępnej prowincji żyją takie postaci jak Terry Bellefleur, weteran wojny w Iraku, pozbawiony dziś godziwego zarobku i gnębiony nerwicą frontową. Mimo postępu i zmian obyczajowości, wciąż mało który serial tak odważnie mówi o homoseksualizmie, tożsamości seksualnej, problemie odmienności - rozumianej na wiele sposobów.

 

I jeszcze jedno. "Czysta krew" to serial w dużej mierze nastawiony na kobiece oko. Twórcy produkcji zrywają z szowinizmem - damska część widowni też ma prawo popatrzeć na piękne męskie ciała. Występujący w serialu Akexander Skarsgard, zaproszony niedawno do programu Conana O"Briana z humorem opowiadał, że nagość na planie to dla niego rzecz naturalna. Jego ojciec był w końcu hipisem, a w domu wszystkie codzienne czynności, łącznie z gotowaniem (!) z żelazną konsekwencją wykonywał nago. "Po raz pierwszy widziałem ojca w spodniach, mając 14 lat!" - żartował Saksgard.

Podobnie z eksponowaniem nagości nie ma, grający ponętnego Wilkołaka Joe Manganiello, który zyskał już tytuł najseksowniejszego amanta współczesnej popkultury. Nie ma odcinka, by ciuszków nie pozbył się Sam Trammel - w serialu właściciel miejscowego baru, mający niezwykłą zdolność zmieniania powłok cielesnych. To męskie ciała w "Czystej krwi" są największym obiektem pożądania. Bądź co bądź główna bohaterka, Sookie, ma zwyczaj ubierać się w wytarte dżinsy i niedopasowane sukienki. Na chłopakach nawet te dżinsy lepiej wyglądają (zwłaszcza, gdy zrezygnują z koszuli)...

http://leopoldleopoldovic.tumblr.com/

No dobrze, tylko skąd ta szaleńcza moda na wampiry? Co, u Boga Ojca, może pociągać dziewczyny w tych wiekowych i wyjątkowo okrutnych kreaturach? Wiele było teorii na ten temat. Być może jednak rzecz w tym, że stary typ superbohatera lub filmowego amanta dawno się zdezaktualizował. Nie wierzymy już w rycerzy na białych koniach, którzy będą dla nas będą dowodzić swojego męstwa. Zresztą po co? Wiele z nas same z jazdą konną dobrze sobie radzi, a pokonaniu przeciwieństw losu - zwłaszcza w XXI wieku - kobiety nie mają sobie równych.

Nie kręci więc nas już kowboj w typie Johna Wayne'a, bo twardzielstwo przestało być przekonujące. James Bond dziś może się jawić, jako facet z wyraźnym problemem nawiązywania relacji (nie tylko z kobietami - przecież on nie ma żadnych kumpli!) i chłopięcą obsesją gromadzenia gadżetów. Chłopak z gitarą w stylu Elvisa Presleya też budzi podejrzenia - łatwo domyśleć się, że ten romantyk i włóczykij nigdy nie płaciłby rachunków na czas. Ewentualnie MacGyver - przynajmniej umiałby naprawić instalację, gdy w codziennym pośpiechu włączyłybyśmy pralkę, zmywarkę i piekarniach elektryczny na raz. Ale czy MacGyver był seksowny?

Na placu boju pozostają wampiry. Fakt, nie są doskonałe. Weźmy jednak pod uwagę, że przeżywszy kilkaset lat na ziemi, miały już szansę wyzbyć się niedojrzałości. A ich nadprzyrodzone umiejętności potrafią zaimponować. Wyobraźmy sobie, ile spraw mogłybyśmy załatwić, mając w domu faceta, który przemieszcza się po mieście z prędkością światła

Malwina Wapińska - dziennikarka, krytyczka, mól książkowy. Kiedyś fanka mrocznego metalu, dzisiaj doktorantka, wielbicielka rozmaitych popkulturowych kuriozów.

Od Redakcji: Foch w osobie redaktor Sosin zaliczył całkiem bliskie spotkanie z wilkołakiem. Oto dokumentacja fotograficzna:

Natalia i Alcide - rozmawiali ponoć o spacerowaniu z psami i wilkami

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.