Celem życiowym moich sąsiadów jest irytowanie innych i pokazywanie, jak bardzo mają człowieka w poważaniu. Postawa roszczeniowa to chleb powszedni. Warsztat na podwórku, trasa dla rowerków pomiędzy samochodami i wieczne schadzki przy 'piwku'. Ale dlaczego wszystko pod moim oknem? Bo nie jestem asertywna.
Jedną nogą pracuję, drugą gotuję, a trzecią podrzucam dziecku zabawki do kojca. Odbywam obowiązkowe spacery z wózkiem z myślą o zleceniu (może w tym miesiącu uda się wyjść z długu). Ganiam za psem, bo zeżarł synowi piłkę. Wydzwaniam do urzędu, drukarni, klienta. Chowam stojak z praniem przed deszczem, tłukę komary.. na śmierć! Przytulam, kołyszę, szukam zabawek pod łóżkiem. Cieszę się z postępów, przewijam o 6.00.
A sąsiedzi w tym czasie doprowadzają mnie do ostateczności (może to ich hobby?). Budzą mi dziecko (nici z pracy), blokują samochód, wypuszczają wyjącego psa-miniaturę, lakierują karoserię kolejnego drogowego strupa, tną coś diaksem, wyją Elvisa, istnieją.
Proszę ich: "nie róbcie tego, macie swoje podwórka". Robią! Z uśmiechem na pysku. Jak to nazwać? Usłyszałam: "Wolnoć Tomku w swoim domku". Dobrze. Włączam nową płytę Katatonia, głośno!
Czy pamiętają jeszcze jak ich dzieci były małe? Trzeba było żyć po cichu. Praktycznie wypychać samochód z podwórka na luzie. Bo dziecko śpi. Nasze dziecko nie musi, najwidoczniej.
Od jakiegoś czasu grzecznie ich unikam. Co jest bardzo trudne w tak bliskim sąsiedztwie. Znoszę spojrzenia "jesteś dziwna, jesteś inna" (Bogu dzięki!). Nie wysłuchuję plotek sąsiadek. Dziękuję, już mi się przejadło. Czy dlatego jestem be? Możliwe.
Marzę z mężem o takim dniu, w którym wynajmiemy ten dom zespołowi heavymetalowemu. A co, nie wolno?
Przesyłam Wam zdjęcie (komórkowe, cyknięte przez szybę) . Szkoda, że nie mogę przesłać 'zapachu'.