500 minus. Dlaczego w Polsce tak trudno mieć dzieci

W dojrzałych demokracjach prawa obywatelskie i prawa człowieka traktowane są z pełną powagą. To znaczy, że przysługują Panu i Pani, i imigrantom przysługują, i nawet takiemu kanibalowi z Rotenburga czy Andersowi Breivikowi. Młodym Polkom swobód obywatelskich systematycznie ubywa.

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Armin Meiwes latami fantazjował o zabiciu i zjedzeniu innego mężczyzny. Bernd Jurgen Armando Brandes nie miał nic przeciwko byciu tym właśnie mężczyzną. Uczcili to przyjęciem, podczas którego Armin odciął Berndowi penisa, którego - po podsmażeniu z odrobiną soli i czosnku - wspólnie skonsumowali. Następnie poderżnął mu gardło, wykrwawił w wannie i przez kilka kolejnych miesięcy żywił się jego mięsem.

Rammstein zrobił o tym piosenkę, a sąd pierwszej instancji skazał kanibala jedynie na osiem lat więzienia. Koronnym argumentem obrony było video, na którym zamordowany mężczyzna oświadczał, że wyraża zgodę na bycie zjedzonym. W publicznej debacie nie brakowało obrońców Meiwesa, którzy domagali się całkowitego uniewinnienia amatora ludzkiego mięsa i poszanowania praw obywatelskich - zarówno kata, jak i ofiary - którzy mogą sobie zjadać i być zjadanymi, skoro tak im się podoba. Ostatecznie wyrok zmieniono na dożywocie, głównie z powodu wielkiego prawdopodobieństwa recydywy.

Czym różni się Polka od kanibala?

W dojrzałych demokracjach prawa obywatelskie i prawa człowieka traktowane są z pełną powagą. To znaczy, że przysługują Panu i Pani, i imigrantom przysługują, i nawet takiemu kanibalowi z Rotenburga czy Andersowi Breivikowi. Młodym Polkom swobód obywatelskich systematycznie ubywa. Ze względu na naszą specyficzną mentalność i zmiany prawne, które pośrednio cementują obowiązujący stan rzeczy. Wolność sumienia i wyznania, swobody ekonomiczne i socjalne to w tym kraju towary deficytowe, zwłaszcza kiedy jesteś kobietą. Luksusem bywa nawet prawo do życia, zagrożonego przez pozamaciczną ciążę. Kwestia aborcji to z resztą być może jedyna sprawa, którą postawiono uczciwie i sformułowano wprost. Reszta pozostaje w sferze administracyjnych utrudnień (dostęp do antykoncepcji) czy niewydolności systemu, z którym nikt nic nie robi (traktowanie ofiar gwałtów i przemocy domowej). Na takie łamanie praw obywatelskich trudno się skarżyć. Co więcej, wszyscy wydają się wierzyć, że tak jest, bo tak już musi być.

Wszystko, czego ci nie wolno

A przecież w teorii jest nieźle. Mamy prawo, w świetle którego kobiety i mężczyźni są równi. Że nie są, to jakoś mimochodem, niechcący wychodzi, bo tak się już utarło. Zaczyna się od kategorycznych sądów, które usłyszysz od matki, sąsiadki, nauczycielki w szkole, które znajdziesz w prawicowej i lewicowej publicystyce. Sprzyjają im dyskusje na temat posiadania/nieposiadania dzieci czy sensu istnienia programu 500 plus. Zwolennicy konserwatywnej wizji świata, w tym rząd premier Szydło, operują nieco anachroniczną retoryką, wedle której najważniejszą ambicją kobiety pozostaje prokreacja, widziana czasem jako chwalebny obowiązek wobec ojczyzny. Praca zawodowa jest w tej optyce zazwyczaj przykrym, ekonomicznym przymusem. W Internecie nie brakuje też głosów skrajnie odmiennych, przekonujących, że dzieci są nieusuwalną przeszkodą na drodze rozwoju osobistego i zawodowego, a namnaża się głównie nieuświadomiona antykoncepcyjnie patologia. Życiowi zwycięzcy powinni robić kariery i zakupy. Pozornie bardziej wyważone, a w rzeczywistości najokrutniejsze, są media kobiece, które każą rodzić i wychowywać, pracować zawodowo, rozwijać zainteresowania i pasje, wyglądać pięknie i pamiętać, by robiąc to wszystko na raz, zawsze pozostać sobą. Jeśli nie pasujesz do żadnej ze zwalczających się kast, jesteś na przykład bezdzietnym z wyboru katolikiem, troskliwym tatą-pedałem albo z własnej nieprzymuszonej woli rezygnujesz z pracy, żeby mieć czwórkę dzieci - lepiej nie mów o tym głośno. Deprecjonowanie tych, co myślą inaczej jest ulubionym chwytem retorycznym na Facebooku, na Frondzie i w "Faktach po Faktach".

Twoja bardzo wielka wina

Moje koleżanki wciąż się z czegoś tłumaczą. Przeważnie ze spraw, które są i powinny być ich suwerennymi, niepodważalnymi decyzjami. Ze związków, z kasy, z dzieci albo ich braku. A rozmaici moraliści próbują utwierdzać je w poczuciu, że z powodu tego, jakie są, nie są istotami w pełni wartościowymi. W tym kraju można bezkarnie szydzić z lesby, z bezpłodnej, ze starej panny. Bez żenady zarzucać bezduszność dziewczynom, które nie chcą zakładać rodzin i popisywać się mizoginią, wobec tych, które je założyły, na przykład usprawiedliwiając gwałty małżeńskie. Można całą odpowiedzialność za dzieci zrzucać na matki - w końcu urodziły, to ich sprawa. Statystyczny Polak nie ma zamiaru swoich podatków oddawać na socjal dla dzieciorobów, zrzucać się na fundusz alimentacyjny. Nie będzie również traktować z szacunkiem kury domowej, która rezygnuje z pracy zawodowej, żeby siedzieć w domu i gotować obiadki. Zatem rodzisz czy nie - jesteś do dupy. W tej sytuacji wygodniej chyba - i rozsądniej - całe to rodzenie sobie po prostu darować.

Dziecko? Lepiej sobie kup chomika

Bo jak już urodzisz, to dopiero jesteś w kłopocie. Jesteś w kłopocie, kiedy nie dostaniesz miejsca w żłobku i nie stać cię na nianię. Jesteś w kłopocie, kiedy dzieciaki zachorują, a szef nie chce dać urlopu na żądanie. Jesteś w kłopocie, bo podobno na twoje stanowisko czeka tuzin młodych, dyspozycyjnych, więc musisz wciąż brać niezapowiedziane nadgodziny. Jesteś w kłopocie, kiedy rzucasz pracę, żeby zająć się progeniturą i kiedy po macierzyńskim próbujesz wskoczyć z powrotem na rynek pracy. Jesteś w kłopocie, jeśli się rozwiedziesz, a twój były ma w dupie płacenie alimentów. Jesteś w kłopocie, jeśli stracisz pracę i nie masz na żarcie, na prąd, na mieszkanie. Jesteś w kłopocie, jeśli twoje dziecko ma problemy w szkole lub jest niepełnosprawne, bo niewydolny system nie przewiduje w takich sytuacjach żadnego wsparcia. Jesteś w kłopocie, kiedy w twoim mieście nie ma żadnego domu kultury, placu zabaw, świetlicy ani biblioteki i dzieciak szwenda się nie wiadomo gdzie z kluczami na szyi. I żałujesz, że nie wybrałaś jednak chomika, któremu wystarczy raz w tygodniu sypnąć ziarna i wymienić trociny.

500 plus to dla ciebie kolejne kłopoty

Cieszę się, że są rodziny, które za te 5 stówek nakupią węgla, podręczników albo pojadą na wakacje. Denerwuje mnie szukanie przez media taniej sensacji i udowadnianie na siłę, że państwowa kasa pójdzie na wódę i plazmowe telewizory. Jeśli faktycznie - jak donosi Gazeta - pośrednim skutkiem wprowadzenia programu ma być podniesienie minimalnych stawek godzinowych - to bardzo dobrze. Ale ani węgiel, ani podręczniki, ani więcej kasy w domowym budżecie nie wyeliminują przyczyn problemów polskiej matki. Nie pomogą jej połączyć wychowania dzieci z pracą zawodową. Nie wypromują elastycznych form zatrudnienia, mody na przestrzeganie kodeksu pracy, nie zbudują tych żłobków, bibliotek i świetlic, których nam brakuje. Nie usprawnią ułomnego systemu zapobiegania domowej przemocy. Być może najsłabiej opłacane matki wypchną na stałe z rynku pracy, skazując w przyszłości na głodowe emerytury. 500 plus to po prostu kolejny, elektryzujący temat zastępczy, listek figowy, który ma ukryć całkowity brak normalnej polityki socjalnej i prorodzinnej. Listek tyleż niebezpieczny, że pozwala szumnie deklarować troskę o dobro polskiej rodziny, równocześnie wycofując się z finansowania NGOsów, pomagających ofiarom przemocy czy w ciągu jednej nocy znosić obowiązek przedszkolny pięciolatków. Konsekwencje? Z każdym rokiem będziemy oddalać się o lata świetlne od naszych rówieśnic z Niemiec, Francji czy Szwecji, dla których powszechny dostęp do żłobków i rynku pracy są tak oczywiste, jak prawo do głosowania.

Tymczasem w cywilizowanym świecie

Francuzki, rodzące w życiu średnio 2,1 dziecka, mogą sobie - podobnie jak obywatelki 21 innych krajów Europy - zawierać związki partnerskie z mężczyznami i kobietami. 93% europejskich dzieci chodzi do przedszkoli. Polska z wynikiem 65% zajmuje zaszczytne, ostatnie miejsce w Europie, daleko za Rumunią i Bułgarią (74%). Spośród 77% Polek stosujących antykoncepcję, aż 36 % decyduje się na babcine metody, takie jak kalendarzyk albo stosunek przerywany. To z pewnością zasługa świetnej edukacji seksualnej w naszych szkołach i powszechnego dostępu do tanich środków zapobiegania ciąży. Aż 14,9 na 1000 dziewcząt w wieku 15 - 19 lat rodzi tu dzieci - dla porównania w Szwecji jest to 5,8, w Niemczech 8,7. Aż 26% kobiet w naszym kraju nie wie o istnieniu jakichkolwiek organizacji, do których mogłyby się zwrócić, zaznawszy przemocy domowej. Nie mamy prawa do wyboru położnej, znieczulenia okołoporodowego i takiej samej płacy, jak mężczyźni na podobnych stanowiskach. Żadnej z tych spraw nie da się zmienić za 500 złotych. I żadnej z nich obecny rząd nie spieszy zmieniać.

Żałuję, że moja córka nie urodziła się Niemką

Albo Brytyjką, Holenderką czy choćby Czeszką. Ale i w sumie też się cieszę. Że mimo wszystkich problemów, które jako polska matka mam na głowie, nie muszę jeszcze żałować, że w ogóle ją urodziłam.

Lidka Radzio

Autorka prowadzi bloga Lilarouge.blox.pl i tam pierwotnie ukazał się powyższy tekst.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.