Gdzie do diabła szukać Boga? - pyta matka chorego synka

Kiedy Krystian urodził się z zespołem Downa, zwróciłam się do Boga. Błagałam o to, by okazał się normalnym chłopcem. Dwa dni po wyjściu ze szpitala pojechaliśmy do Częstochowy. Obolała po cesarce, przeszłam na kolanach całą trasę za świętym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej.

Mój syn ma o jeden chromosom więcej (fot. Agata Komorowska)

"Na rozstaju dróg stoi dobry Bóg, on wskaże ci drogę" - śpiewa Feel, a ja nucę pod nosem kierując autem.

- A co to jest Bóg? - pyta Ada z tylnego siedzenia.

- To wielka, ogromna miłość. To największe dobro. Dzięki niemu tu jesteśmy i my i wszystko naokoło.

- A gdzie on mieszka?

- W tobie, we mnie, w tacie, w Aleksie i Krysku, w każdym człowieku, w słońcu i wietrze. Wszędzie.

- To dlaczego go nie widzę?

- Bo jest jak powietrze. Powietrza też nie widać.

- A można go dotknąć?

- Nie, ale on dotyka Ciebie. Jak czujesz się taka bardzo szczęśliwa, czujesz wielką miłość, to wtedy Bóg Ciebie dotyka.

- A co to jest Duch?

- Duch to intuicja. Podpowiada Ci co jest dobre. Kiedy chcesz narozrabiać, a taki mały głosik mówi Ci, żeby tego nie robić, to jest Duch.

- A duchy?

- Duchy i duszki są w bajkach.

- A co to jest piekło?

- Piekło robimy sobie sami. Jak nie słuchamy Ducha, ani Boga, jak nie jesteśmy dla siebie dobrzy. Jest nam wtedy bardzo, bardzo źle. To jest piekło.

No, bo kim na litość boską jest Bóg? I gdzie do diabła go szukać? Jakoś ostatnio spotykam ludzi, którzy rozmawiają ze mną o Bogu. Jedni chcą zaciągnąć do Kościoła, inni po prostu opowiadają o swoim doświadczaniu Boga. A dla mnie Bóg to ja i ty, on i ona i oni wszyscy. Każdy z nas został stworzony na podobieństwo Boga.

Na próżno szukać Boga w Kościele, Fatimie, czy Lourdes. Jeśli pójdziesz tam nie niosąc Boga w sercu, nie znajdziesz go w żadnym z tych miejsc. Kościół to instytucja, taka sama jak Urząd Skarbowy, czy ZUS. Powstała wieki temu, była zmieniana i modyfikowana zależnie od panujących zwyczajów, układów politycznych i społecznych. Składa się z ludzi, którym daje władzę nad innymi ludźmi. W imię Boga rozgrzesza lub potępia, wszczyna wojny i niesie pokój. Uczy lęku przed silnym, wszechmogącym Bogiem. Gloryfikuje umartwianie się za życia, obiecując niebo po śmierci. Jeśli więc dopiero po śmierci mamy być szczęśliwi, to dlaczego wszyscy, tak kurczowo trzymają się życia? Dlaczego w obliczu zagrożenia tak rozpaczliwie o nie walczymy? Jeśli dopiero po drugiej stronie czeka na nas Bóg, to dlaczego po prostu nie odejść? Dlaczego żaden wierzący otrzymując diagnozę śmiertelnej choroby nie wykrzykuje z entuzjazmem "Nareszcie! Na to czekałem całe życie!".

Dlaczego ci, którzy deklarują największą wiarę w Boga mają posępne twarze i smutne oczy? Dlaczego katecheci i katechetki, których spotkałam w szkołach i poza nimi to jedni z najsmutniejszych, najbardziej odpychających i niechętnych dzieciom ludzi? Przepraszam jeśli kogoś uraziłam, ale na swojej drodze spotkałam tylko jednego prawdziwego katechetę, który uczył mnie w szkole średniej, w Kanadzie, ale on był świeckim nauczycielem religii. Miał rodzinę i dzieci. Szanował każde zdanie, każdy pogląd każdego młodego człowieka. Czy ci, którzy okrzykują się przedstawicielami Boga nie powinni być sami wzorem cnót, które głoszą? Po co władza, bogactwo i potęga? Po co straszyć ludzi piekłem? Człowiekiem zastraszonym łatwiej się manipuluje, łatwiej rządzi. Ludzie zastraszeni są jak stado owiec, które można wysłać na śmierć w imię Boga, czy Allaha.

Kiedy Krystian urodził się z zespołem Downa, zwróciłam się do Boga. Jak każdy katolik w takiej sytuacji. Powtarzałam litanie, koronki i inne modlitwy. Błagałam o to, by Krystian okazał się normalnym chłopcem. Dwa dni po wyjściu ze szpitala pojechaliśmy do Częstochowy. Obolała po cesarce, przeszłam na kolanach całą trasę za świętym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Przeprowadzałam różnego rodzaju negocjacje z Bogiem. "Nigdy już nie kupię sobie drogich kremów, oddam na biednych" albo "Zostanę honorowym dawcą krwi". Bóg jednak był nieugięty. Za nic na świecie nie chciał zabrać Krystianowi tego jednego, jedynego przeklętego chromosomu, a to przecież pestka dla Boga. Zgodnie z treścią modlitw, "On nigdy nie odmawia proszącym", a ja tak bardzo prosiłam, błagałam, wierzyłam...

Kto jednak do cholery napisał te modlitwy? Kto u licha ma taką pewność, że Bóg nikomu nie odmawia? Poszłam do kościoła, szukałam pocieszenia u księży, spowiadałam się, wyłuskiwałam najdrobniejsze nawet przewinienia i otrzymywałam rozgrzeszenie. Podczas każdej spowiedzi mówiłam o moim chorym dziecku. Usłyszałam wiele porad, typu "Kochaj go i tak", ale ja go kochałam! "Wierz w to, że będzie zdrowy", ale ja wierzyłam i to był cały problem. Nikt mi nie powiedział "Kochana, nie obawiaj się. Bez względu na to co się stanie, jakie twoje dziecko będzie, dasz radę. Uwierz w siebie, uwierz w to dziecko, nie próbuj go zmieniać, bo on przyszedł do ciebie z jakiegoś powodu. I kiedy przestaniesz z tym walczyć, będziesz szczęśliwa, bez względu na to czy twój syn ma 46, czy 47 chromosomów. Twoim zadaniem nie jest go naprawiać, a wspierać w tym, by mógł istnieć i być najlepszym i najszczęśliwszym Krystianem pod słońcem. Do tego potrzebna jest tylko akceptacja, bezwarunkowa miłość i wiara, ale nie w zmianę, tylko w słuszność tego co jest".

Co niedzielę chodziłam do kościoła. Patrzyłam na dziesiątki ludzi stojących obok mnie. Wystrojonych, obojętnych, z nieobecnym spojrzeniem. Od czasu do czasu, jakaś pani strofowała mnie żeby uciszyć dziecko... Obserwowałam twarze wiernych i zastanawiałam się, o czym teraz myślą. Mechanicznie poruszali ustami, mamrotali pod nosem smętne pieśni, ale ich dusze, serca i umysły były gdzieś indziej. O, ta pani obok, pewnie myśli o tym co ugotować na obiad. Tamten pan ma chyba jakiś problem w pracy... I tak dalej... A w międzyczasie tylko mechaniczne ruchy ręki na znak krzyża i ćwiczenia klęknij-powstań.

Z otępienia wyrywa ludzi komunia. Wtedy można zobaczyć, czy sąsiadka nagrzeszyła. A ten sąsiad, co każdy przecież wie co robi w sobotnie wieczory, jednak idzie do komunii. A to kłamczuszek jeden. Ten to będzie się smażył w piekle... W tym czasie następuje cicha zmiana miejsc. Mniej cierpliwi nie wracają do ławek, stają w dołkach startowych z tyłu kościoła. Błogosławieństwo na koniec mszy, to sygnał do startu. I wtedy, nie ma przebacz, kto pierwszy dostanie się do auta, ten ma szansę wyjechać bez stania w korku. Jeśli nie zdążysz, stoisz. Wszyscy na siebie trąbią, pokrzykują, przeklinają... Boże, czy Ty to widzisz? Czy ci ludzie właśnie opuścili Twój dom, po godzinnym przyjęciu na Twoją cześć, po wysłuchaniu Twoich nauk o miłości bliźniego, przebaczaniu, pomocy...

Przestałam chodzić do kościoła. Przestałam klepać bezmyślnie różaniec , bo przez ile zdrowasiek można się tak uczciwie skupić na modlitwie? Przy której nasze myśli zaczynają podążać w stronę garów, prania i dzieci...

Bóg jest wszędzie (fot. Agata Komorowska)Bóg jest wszędzie (fot. Agata Komorowska) Bóg jest wszędzie (fot. Agata Komorowska) Bóg jest wszędzie (fot. Agata Komorowska)

Boga odnalazłam bliżej niż mi się zdawało. Widzę go we wschodach i zachodach słońca, kroplach rosy, kwiatach, chmurach, a przede wszystkim w ludziach, których spotykam na swojej drodze. W Tobie Siostro, z którą obchodzę urodziny, w Tobie Przyjaciółko z którą nie muszę nawet rozmawiać, żeby wiedzieć co czujesz, w Tobie i w Tobie i w Tobie. Spotkałam go nawet wczoraj w moim domu. Moje życie jest moją modlitwą. Nie muszę chodzić do kościoła, bo odnalazłam Boga w sobie. Nie jest to Bóg ani katolicki, ani arabski, ani hinduski, ani żaden inny. Czym zatem jest wiara w Boga? To akceptacja życia takiego jakim jest. To co się dzieje w naszym życiu jest ani dobre, ani złe. To zwyczajnie JEST. Od Ciebie zależy jaką barwę temu nadasz. Czy będziesz widzieć wszystko w czerni, czy w kolorach tęczy. Dlaczego ludzie w jednym mieście, w jednym bloku, w jednym pomieszczeniu, w jednej rodzinie postrzegają te same zdarzenia w tak odmienny sposób? Rozmawialiście z rodzicami dzieci poważnie chorych, z ludźmi chorymi na raka? To często jedni z najszczęśliwszych ludzi na ziemi. Choroba sprawiła, że wyszli z obranych wcześniej torów, musieli poznać siebie i dotknąć innych ludzi. Dopiero chorując zaczęli naprawdę żyć.

Bóg to ja, ty i ten facet pod budką z piwem. Wierząc w siebie, wierzę w Boga, kochając siebie, kocham Boga , akceptując siebie, akceptuję Boga. Dotykając innych, dotykam Boga. Krzywdząc innych, krzywdzę Boga. Żyjąc zgodnie z moim sumieniem, żyję zgodnie z wolą Boga. I już niczego nie muszę się bać, bo niebo jest tutaj, nie muszę na nie zasługiwać. A piekło? Piekło tworzymy sobie sami z naszych lęków, uprzedzeń, "nie mogę" i "muszę".

I jeśli komuś się zdaje, że właśnie okrzyknęłam się Bogiem, że cały ten tekst to jedno wielkie bluźnierstwo, to nie zrozumiał ani jednego słowa. Dzisiaj mam dla Boga więcej uwielbienia i więcej pokory niż kiedykolwiek wcześniej. I wiem, że na rozstaju dróg zawsze wskaże mi właściwą drogę. Po prostu posłucham mojej intuicji.

"Nie trzeba wierzyć w Boga, żeby być dobrym człowiekiem. Nie trzeba w niego wierzyć tak, jak powszechnie rozumiemy jego postać. Człowiek może być uduchowiony, ale nie religijny. Nie musisz chodzić do kościoła i dawać pieniędzy. Dla wielu ludzi kościołem może być nawet natura. Wielu wspaniałych ludzi w historii ludzkości nie wierzyło w Boga. A inni czynili zło w Jego imię". - PAPIEŻ FRANCISZEK

Żyjemy sobie razem i akceptujemy nasze inności (fot. archiwum prywatne)Żyjemy sobie razem i akceptujemy nasze inności (fot. archiwum prywatne) Żyjemy sobie razem i akceptujemy nasze inności (fot. archiwum prywatne) Żyjemy sobie razem i akceptujemy nasze inności (fot. archiwum prywatne)

***

Agata Komorowska - Myślała, że jest tu po to, by zrobić coś wielkiego. Poszła się leczyć. Terapia przytępiła jej manię wielkości na wystarczająco długo, by depresja mogła się w pełni rozwinąć, a małżeństwo zwinąć. Obecnie mieszka sama z nastoletnim Aleksem, 8-letnim Krystianem z zespołem Downa i 4-letnią zaadoptowaną Adą. Wyleczyła się z depresji, ale problem "Jestem tu po to, by zrobić coś wielkiego" pozostał. Tym razem pokochała to swoje nieznośne ego i już wie, że z jej bogatych doświadczeń inni mogą czerpać pełnymi garściami. Kiedyś właścicielka ekskluzywnej agencji reklamowej, dzisiaj po prostu spełniona kobieta, szczęśliwa matka i blogerka . Pisze szczerze o życiu. O depresji, rozwodzie, dzieciach, adopcji, zespole Downa i o miłości. O wszystkim czego sama doświadczyła. Pisze, bo kocha życie i kocha o tym pisać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA