Droga babciu, drogi dziadku - na odwiedziny wnuków trzeba zasłużyć

Ani miłość, ani szacunek, ani przywiązanie nie biorą się znikąd. Aby być blisko z drugim człowiekiem warto poświęcić mu swój czas i uwagę. Ach, to oczywistość? Otóż nie.

Fot. Pexels.com CC0Fot. Pexels.com CC0 Fot. Pexels.com CC0 Fot. Pexels.com CC0

Z trzech babć została mi jedna. Rozmawiałam z nią w czwartek przez telefon. Od prawie dwóch tygodni chodzi na dzienne pobyty w nowo otwartym domu seniora w swojej miejscowości i jest zachwycona. Wysłuchałam opowieści o tym, co robią (takie różyczki z papieru dziś), kto przychodzi, jak się ubierają opiekunki, co było na obiad każdego dnia (niby pamięć nie ta, ale dni, kiedy był żurek, a kiedy rosół, nie mylą się!), że można poleżeć na leżankach, że telewizor jest duży i wszystko widać, że przychodzi emerytowany proboszcz, że Janka, ta, co mieszka koło szkoły, szarlotkę przyniosła, że mają być wizyty lekarza i rehabilitanta, a na wiosnę to sobie grilla zrobią w ogrodzie. Ja też jestem zachwycona, bo mi babcia narzekająca na zdrowie i przygotowująca się na tamten świat odżyła.

Nie wyobrażam sobie wizyty w rodzinnym mieście bez podjechania dwudziestu kilometrów do pachnącego charakterystycznie mieszkania na poddaszu starego przedszkola przerobionego na budynek mieszkalny. Herbata w szklankach w plastikowych koszyczkach i ciasteczka z cukrem, a ostatnio jeszcze zawsze popcorn, bo prawnuki lubią. Jeżdżę tam, bo chcę wiedzieć, co się u babci dzieje, a ona chce usłyszeć, co u mnie. U nas. Wydawałoby się, że to najbardziej naturalna rzecz pod słońcem.

Wiele lat temu, będąc jeszcze studentką, jechałam tramwajem i mimowolnie podsłuchałam rozmowę dwóch emerytek, babć, która zapadła mi głęboko w pamięć. Jedna z pań jechała właśnie od małego wnuczka i narzekała, że jest zmęczona. Że syn oczekuje od niej, że będzie się stawiać na żądanie, kiedy tylko mały jest chory, a ona ma też swoje sprawy, chciałaby skorzystać z czasu na emeryturze na swój własny sposób. Jej koleżanka w odpowiedzi z dumą opisywała, jak odcięła się od regularnych spotkań z wnukami, bo ona nie ma czasu, za dużo spotkań z koleżankami, uniwersytet trzeciego wieku, a w ogóle to małe dzieci są okropne, wrzeszczą i ciągle czegoś chcą. Jak będą nastolatkami i będzie można z nimi pójść do kina na premierę, to wtedy ona będzie się z nimi spotykać. Jeśli będzie mieć czas, oczywiście.

Ależ mi się wtedy spodobało podejście tej drugiej pani. You go, girl! Nie będziesz służącą! Ha!

No i proszę, jakże parę lat więcej na garbie i posiadanie dwójki dzieci zmienia perspektywę.

Żebyście nie zrozumieli mnie źle, zacznę od tego, że wciąż nie podoba mi się historia pierwszej z seniorek ani postawa jej własnych dzieci. Kurs asertywności do zaliczenia od zaraz! Natomiast jeśli chodzi o drugą panią, przebojową emerytkę z zapełnionym kalendarzem, tutaj moja optyka zmieniła się diametralnie. Dziś powiedziałabym, że wtedy popełniała jeden z największych błędów swojego życia i raczej bym jej współczuła. Minęła dekada, więc jej wnuki mają te kilkanaście lat, na które czekała. Jak myślicie, czy chcą chodzić ze swoją babcią na premiery kinowe?

Wielu ludzi zapomina, że relacja z drugim człowiekiem to nie stan stały, tylko wiecznie fluktuujący proces. Coś, co trzeba najpierw mozolnie zbudować, krok po kroku, a potem bezustannie pielęgnować. I nie ma tu znaczenia, czy mówimy o relacji między dorosłymi, czy o relacji osoby dojrzałej z małym dzieckiem. Kiedy zdarza mi się słuchać historii o dziadkach, którzy z różnych przyczyn nie inwestują w kontakt ze swoimi wnukami (lub kiedy sama to obserwuję - bo życie nie jest idealne, niestety), zastanawiam się, czy ci seniorzy zdają sobie sprawę, co tracą i - co ważniejsze - co stracą w przyszłości. I czyja to będzie wina, że wyrodny wnuk czy niewdzięczna wnuczka nie przyjeżdżają, nie odwiedzają.

Pal sześć, kiedy ktoś olewa wnuki i ma je do końca życia w nosie (bolesne, ale konsekwentne), natomiast krew mnie zalewa, kiedy dziadkowie nie kiwną palcem, żeby spędzić czas z wnukami, nie interesują się nimi, ale wymagają szacunku, kontaktu i głośno wyrażają swoje zgorzknienie, kiedy są odsunięci nie na drugi, ale na piąty plan. Zakładanie podległości w relacji (z jednej strony prawa, a z drugiej tylko obowiązki) wypacza ją od samego początku. Gdyby dziadkowie moich dzieci mieli je w dupie, nie widziałabym nic dziwnego (ani pewnie zdrożnego), gdyby moi synowie traktowali ich równie chłodno w przyszłości.

Owszem, rozumiem, że nie każdy senior ma siłę lub umiejętności, żeby spędzać całe dni z malutkimi dziećmi, a im dalej w przedszkole i podstawówkę, bywa bardziej męcząco. Ale dzieci mają tę fantastyczną przypadłość, że za chwile, kiedy skupiamy się wyłącznie na nich, kiedy pokazujemy, jak są dla nas ważne ich potrzeby, odpowiadają nieproporcjonalnie wielkim przywiązaniem i wdzięcznością. I naprawdę, zostanie Dziadkiem czy Babcią Roku jest o niebo łatwiejsze niż zostanie Rodzicem Roku.

Tak więc babciu, dziadku - zainwestujcie w relację z wnukami. Czytajcie im książki, gotujcie smakołyki, chodźcie na spacery, tańczcie razem, poznawajcie wspólnie świat. Pokażcie, że interesują was wnuki takie, jakie są, a nie jakie powinny być. Pytajcie, o ich dzień, kolegów, zainteresowania. Słuchajcie ich. Zróbcie razem coś, co będzie tylko wasze. Zbudujcie swój mały świat.

Wiem, że kości bolą, oczy już nie te same, a i wola, żeby coś zrobić, czasami już jakaś mniejsza. Ale wierzcie mi, kiedyś sobie za to podziękujecie. Jak moja Babcia, która w czasie czwartkowej rozmowy się śmiała:

- Siódemkę wnuków odchowałam, wiesz? I chyba mi się udało dobrze to zrobić, skoro dziś wszyscy sprawdzacie, czy mnie dobrze karmią w tym domu seniora.

No, ba!

***

Izabela Oszust - matka dwójki w wiecznie skomplikowanej relacji z rzeczywistością. Posiadaczka najsympatyczniejszego nazwiska świata. Jej życiem kieruje miłość do słowa, w związku z czym w zawodowo snuje korporacyjne opowieści, a poza pracą bloguje. Nigdy nie zamieniłaby okularów na szkła kontaktowe. Czytajcie ją na wylegarnia.blox.pl

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.