Czas nie istnieje, a przytulanie leczy wszystko! Czego jeszcze warto się nauczyć od kilkulatków?

Niestety - gdy stajemy się dorośli - wyrastamy z dziecięcej naiwności i radości życia. Przestajemy cieszyć się drobiazgami, a co najgorsze - bywa, że zapominamy o mocy przytulania. A gdyby tak popatrzeć na kilkulatki jak na nauczycieli życia?

Kiedy patrzę na otaczające mnie małe dzieci, zawsze mam nieodparte wrażenie, że my dorośli zdecydowanie od nich odstajemy (in minus!) w wielu sprawach. Stajemy się jacyś tacy formalni i inni niż wtedy, kiedy mieliśmy te kilka lat. Od kilkulatków można się nauczyć wielu potrzebnych i rozwijających zachowań. Jeżeli nie udało się ocalić w sobie chociaż trochę z tego dziecka, którym byliśmy, to może warto nauczyć się czegoś od nowa? Nie tylko od swoich dzieci - od dzieci w ogóle.

'Patrzcie! Ogromny R2D2!' / fot. Agata Uhle'Patrzcie! Ogromny R2D2!' / fot. Agata Uhle 'Patrzcie! Ogromny R2D2!' / fot. Agata Uhle "Patrzcie! Ogromny R2D2!" / fot. Agata Uhle

Wyobraźnia czyni cuda!

Kiedy jesteś dzieckiem, jesteś każdym, a nie tylko dzieckiem. Jesteś królewną, strażakiem, kotem, kosmonautą, rycerzem Jedi, ogrodniczką, psem, wiewiórką albo jakimś Minionkiem, lekarzem, mamą i tatą. Nie musisz być nikim konkretnym, możesz być też na przykład kulą galaretowatej mazi . Jak czegoś nie masz, to możesz to sobie wyobrazić - i już masz. Wcale nie na niby. Masz wymyślonych przyjaciół, czasem kilku i oni się nawet ze sobą kłócą. Masz całe stado małych, nigdy nierosnących kotków, choćbyś miał alergię. Masz cały świat. Musisz tylko sobie na to pozwolić. Jakby ta piękna cecha zostawała wszystkim dorosłym, to ilość depresji byłaby o wiele niższa.

Mówienie prawdy jest jedynym sposobem porozumiewania się

"Mamo, co tak śmierdzi? - Nie wiem. - Jak tej pani tu nie było, to tak nie śmierdziało." I tysiąc innych sytuacji, w których też chcielibyśmy powiedzieć na głos, że nie zgadzamy się na coś, coś nam nie pasuje, a jednak jesteśmy ponad wszystko kulturalni. Bariera komunikacyjna, jaką jest białe kłamstwo o pięknym sweterku cioci Jadzi, przestałaby w ogóle istnieć, gdybyśmy nauczyli się szczerości od dzieci do lat pięciu. Tylko kryminały byłyby strasznie nudne i jednorozdziałowe.

Przytulanie jest najlepszym lekarstwem

Na zdarte kolano, na smuteczek poranny i supełek wieczorny. Na zdenerwowanie sytuacją w placówce (oświatowej na przykład) oraz na pożegnanie, powitanie, tak bez okazji - jakieś siedemnaście razy dziennie. Po prostu przytulanie daje sens każdej chwili . Jakbyśmy się tak często przytulali jak dzieci, to w ogóle moglibyśmy przenosić góry i radość by nam wychodziła uszami.

Przytul babcię i policz pociągi. Osiem razy dziennie / fot. Agata UhlePrzytul babcię i policz pociągi. Osiem razy dziennie / fot. Agata Uhle Przytul babcię i policz pociągi. Osiem razy dziennie / fot. Agata Uhle Przytul babcię i policz pociągi. Osiem razy dziennie / fot. Agata Uhle

Czas nie istnieje

A może raczej poczucie tego czasu nie jest związane z zegarkiem, tylko z przyjemnością wykonywania różnych czynności i rytualnym następowaniem ich po sobie. Kończysz się bawić klockami, bierzesz nożyczki, a potem nagle idziesz na dwór i siedzisz tam kilka godzin, aż nie zrobisz się głodny. Nieważne, że zegarek pokazuje 20:00 i powinieneś już spać, żeby jutro w przedszkolu być wypoczętym, bo przecież właśnie teraz musisz natychmiast przejrzeć książkę o dinozaurach - dzisiaj już piąty raz. Chyba tylko artystom udaje się tak bezkarnie żyć bez zegarka. Ale za to poziom stresu i gonienia w piętkę, o czym niedawno pisała Gosia , jest w ogóle pojęciem abstrakcyjnym.

Uczysz się tego, co sprawia ci przyjemność, czyli wszystkiego

Bo nikt nie sprawdza, czy nauczyłeś się dobrze. Czasem odpytają, powtórzy się jakiś wierszyk o przedszkolaczku, ale ogólnie to raczej opowiadają ci o wszystkim i nie wymagają za dużo. Raz usłyszysz i jeśli to interesujące, wiesz wszystko. Nie krępujesz się poprosić o więcej i więcej, i jeszcze troszeczkę. Po raz dwudziesty drugi czytają ci książkę o kościach szkieletu, a ty w zasadzie znasz ją na pamięć. Myślę, że nie jeden student zamieniłby się - i to z korzyścią dla jego wiedzy - na taki system nauczania.

Małe i duże szaleństwa ruchowe / fot. Agata UhleMałe i duże szaleństwa ruchowe / fot. Agata Uhle Małe i duże szaleństwa ruchowe / fot. Agata Uhle Małe i duże szaleństwa ruchowe / fot. Agata Uhle

Małe szaleństwa ruchowe

Bieganie w koło stołu, trzymanie równowagi na krawężniku, bieganie po murkach, skakanie po kamieniach i turlanie się po trawie, orzełki w śniegu i ślizganie się na każdej zamarzniętej kałuży. Fitness byłby ci w ogóle niepotrzebny. Ani bieganie maratonów. Twój mózg ćwiczyłby nie tylko ruch jako taki, ale rozwijał swój potencjał intelektualny bez żadnych dodatkowych ćwiczeń z programu Dennisona. A poziom endorfiny wzrósłby powyżej normy.

To oczywiście nie wszystko. Jest tego zapewne znacznie więcej. Coś jeszcze przychodzi wam do głowy?

Więcej o:
Copyright © Agora SA