Spal swój przewodnik po Berlinie! Pokażę Ci coś lepszego

Bliski, arcyciekawy, kolorowy i pełen atrakcji. Taki jest właśnie Berlin. Warto poznać jego mniej oficjalne oblicze i powałęsać się po mniej znanych uliczkach, a także zapolować na duchy. Nasza przewodniczką będzie dziś Kasia, zakochana w Berlinie.

Zwiedzanie przewodnikowych zabytków już dawno przestało mnie kręcić. Ile można? Przecież od tego są wycieczki w liceum. Od jakiegoś czasu moim celem w obcych miastach są miejsca, o których nie śni pani Halinka, jadąc na wczasy z mężem. Prawdziwym Eldorado dla takich zwiedzaczy jak ja jest na przykład Berlin - moje ukochane miasto w Europie.

Nie będę przynudzać, więc zaserwuję kilka małych, subiektywnie wybranych porcji najlepszych kąsków tego miasta.

Say no to bus! Street art is waiting!

Komunikacja miejska jest dla starych ludzi. Jeśli jesteś osobą, która lubi oglądać miasto zza szyby autobusu, możesz zamknąć ten artykuł, bo prawdopodobnie pozostałe jego punkty przyprawią cię o mini wylew. Poza tym, bilety w Berlinie są naprawdę drogie. Zaprawdę powiadam ci - wypożycz rower! Poruszając się w ten sposób, możesz natknąć się na całą masę niesamowitych streetartowych dzieł. Oczywiście nie mam na myśli zwykłego graffiti, którego fanką zdecydowanie nie jestem, ale prace najbardziej znanych europejskich artystów przez wielkie "A".

Owszem, większość najbardziej znanych ulicznych arcydzieł możesz znaleźć na http://www.streetartbln.com , jednak to tylko zdjęcia bez duszy. Wrażenia live podczas oglądania berlińskiego streetartu są nieocenione (zwłaszcza, gdy próbujesz zmierzyć się z muralami pokrywającymi olbrzymie ściany budynków).

Say yes to shopping!

H&M, Zara, GAP... Serio? Zakupy w znanych sieciówkach w Berlinie to najgorsze, co można zrobić! Jeśli wybierasz się do tego miasta z sakwą pełną pieniędzy, które oszczędzałaś na niemiecki shopping od kilku tygodni, nie zmarnuj tego na centra handlowe. Berlin słynie z butików młodych projektantów (co nie musi być równoznaczne z cenami w tysiącach ojro), niesamowitych second-handów oraz klimatycznych pchlich targów. Najwięcej tego typu miejsc znajdziesz w dzielnicach Kreuzberg i Friedrichschain. Nie będę wypisywać tutaj lokalizacji sklepów - każda z nas lubi coś innego, więc to byłoby bez sensu. Chodź (a raczej pedałuj) i zaglądaj w małe uliczki - to one kryją najczęściej najfajniejsze zakupowe niespodzianki. Jeśli już bardzo chcesz zahaczyć o sieciówkę, wybierz te, których nie ma w naszym kraju - w pobliżu Alexanderplatz znajdziesz zagłębie sklepów typu Weekday, Monki, czy American Apparel .

Również takie sklepy znajdziecie w Berlinie. W asortymencie broń palna oraz biała, na przykład maczety

Say maybe to adventure!

Jak już zjeździsz całe miasto na rowerze wzdłuż i wszerz oraz wydasz większość pieniędzy na niepowtarzalne ubranka, czas poznać inne atrakcje Berlina. Jest kilka miejsc, których zwiedzanie może przyprawić o niepokojące motylki w brzuchu, z tym że tym razem nie chodzi o "miętuskowanie" (jak nazywa miłość znajomy dresiarz), lecz podniecający niepokój.

Pierwszym z nich jest Teufelsberg, czyli Góra Diabła (w tle muzyka z horroru ;) ). Jest to sztuczne wzniesienie, powstałe poprzez zwalenie w jedno miejsce gruzów po drugiej wojnie. To jeszcze nic, pod tymi gruzami skrywa się nigdy nie ukończony nazistowski Uniwersytet Techniczny. Ciarki? To nadal nie wszystko - za czasów podziału Berlina na tejże złowieszczej górze powstała tajemnicza konstrukcja, która miała zostać szpiegowskim centrum NSA (amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego). Nie doszło to do skutku, a budowla przez lata stała i niszczała, otoczona labiryntem z pięciu ogrodzeń uwieńczonych drutem kolczastym. Krąży plotka, że sam David Lynch chciał wykupić ten teren, by móc kontaktować się z kosmosem. Jak patrzę na te wysokie wieże, w sumie sama myślę, że to jest jak najbardziej realne! Jeszcze kilka lat temu teren niedostępny był dla turystów - żeby tam wejść, musiałam złamać prawo (mam nadzieję, że niemiecka policja nie wrzuca właśnie tego tekstu w Google Translator), ale przysięgam, że było warto. Widok na panoramę miasta z ostatniego piętra wieży był niesamowity! Musiałam jedynie uważać na zabójcze pułapki, czyli na przykład głębokie na kilka metrów dziury w podłodze. To miejsce miało wtedy swój klimat, a chodzenie po tych opuszczonych budynkach było ciekawym doświadczeniem. Zobaczyłam dużo fajnego streetartu i przypadkiem wzięłam udział w filmie video bandy naćpanych hipisów. Od jakiegoś czasu za odwiedziny Diabła na górze nie płaci się już tylko duszą, lecz w Euro - miejsce zostało otwarte dla zwiedzających. Z jednej strony dobrze - można je sobie obejrzeć bez narażania życia, z drugiej strony jednak plątanie się tam poza prawem miało swój urok. To se ne vrati, ale i tak warto zobaczyć.

Teufelsberg

Kolejne miejsce, które będziesz wspominać do końca życia to Peristal, czyli labirynt zbudowany na kilku piętrach kamienicy. Radzę nie zabierać tam dzieci, jeśli planujesz dla nich szczęśliwe dzieciństwo. Przygoda w labiryncie zaczyna się tak: płacisz 10 euro, dostajesz dziwną monetę i czekasz. Czasami długo. W pewnym momencie podchodzi do ciebie dziwnie ubrany człowiek (homeless or hipster?) i mówi, że musisz zostawić wszystkie swoje rzeczy, po czym bierze cię za rękę i idziecie razem przed duże, metalowe drzwi. Tam słyszysz, że czas wsłuchać się we własną duszę oraz umysł i iść tam, gdzie one cię poprowadzą. Potem odchodzi. Co dzieje się dalej? Nie będę zdradzać. Powiem tylko, że każdy, kto lubi psychodeliczną sztukę oraz klimat filmów Davida Lyncha i Tima Burtona, będzie zachwycony. Nie ma zbyt wielu zdjęć wnętrza Peristala, wszystko owiane jest tajemnicą, co jeszcze bardziej skręca kiszki z podniecenia. Labirynt kryje w sobie wiele niespodzianek, ale nie jest pułapką bez wyjścia. Chodzi w nim raczej o doznania, nie o szukanie drogi ucieczki. W każdym razie, nie znalazłam w nim żadnego zagubionego trupa.

Więcej informacji o Peristalu: http://www.karmanoia.org/peristal

Ostatnie już miejsce, w którym możesz przeżyć przygodę nie ma nic wspólnego ze zorganizowanym zwiedzaniem. Ulica Mariendorfer Weg (dzielnica Neukölln) słynie z tego, że jest na niej kilka opuszczonych szpitali, w tym jeden z 1917 (!) roku z naprawdę imponującą fasadą. Warto się tam przejść i zobaczyć te budynki choćby z daleka (nie mam odwagi napisać tutaj, że fajnie wejść do tych budynków, bo jest to niebezpieczne - są w fatalnym stanie i często zamieszkują je bezdomni/narkomani, więc lepiej nie kusić losu). Ja, w przypływie brawury (naprawdę rzadko mi się to zdarza), przekroczyłam ogrodzenie każdego z tych budynków, zwiedziłam je od wewnątrz i zrobiły one na mnie ogromne wrażenie. Wiem, że to dosyć ekstremalna atrakcja, ale raz się żyje, a umrzeć w takim mieście, to jak wygrać!

Mam nadzieję, że ten tekst chociaż trochę inspiruje do nietypowego zwiedzania Berlina. Jasne, przewodnikowe zabytki pewnie też czasami warto zobaczyć, ale prawdziwa natura miasta kryje się zazwyczaj gdzieś głębiej - w małej uliczce albo na podwórku kamienicy. Warto poszperać!

*Kasia Mazur - fanka Berlina, street artu, dziwnej muzyki, Toma Hardy'ego i wegetariańskiej kuchni. W wolnych chwilach rysuje w paincie i jeździ na rowerze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.