"Chodź ze mną do łóżka" - Sonia Bohosiewicz w pułapce ciała

Karolina Błachnio recenzuje dla nas poruszający monodram Soni Bohosiewicz, opowiadający o kobiecie przykutej do łóżka, która żyje (jeszcze) zamknięta we własnym mózgu. Z krzepiącym przesłaniem dla wszystkich, którzy myślą, że są w sytuacji bez wyjścia.

"Chodź ze mną do łóżka" , w reżyserii Adama Sajnuka, to poruszający monodram w wykonaniu Soni Bohosiewicz, opowiadający o 39-letniej kobiecie, która w wyniku wypadku zostaje unieruchomiona w łóżku szpitalnym. Do końca życia ma w nim przeleżeć w stanie niemal wegetatywnym, obserwując wskazówki zegara na ścianie i plamy na suficie.

Autor tekstu, Andrzej M. Żak, twierdzi, że jest to sztuka o pewnym rodzaju samotności - związanym z nieuleczalną, ciężką chorobą. Jednak, podczas oglądania spektaklu, to nie samotność wybija się na pierwszy plan. Bohaterka ma przecież mocne relacje z rodziną i wykorzystuje wszystkie możliwości rozmowy z personelem szpitala. Przyczyną jej największego cierpienia jest odcięcie od własnego ciała. "Niech ktoś ożywi moje ciało." - mówi.

Mantrą muzyczną w sztuce Sajnuka jest lekko rozdzierający wewnętrznie hit "Wicked Game" Chrisa Isaaca. Soni Bohosiewicz i bohaterce jest bliżej jednak do Alicii Keys w piosence "Girl on fire" . Bohaterka jest seksualna, ale przede wszystkim - i to najważniejsze - tętniąca życiem, cielesna i sensualna, głodna doświadczania świata skórą i dotykiem. Zarówno tytuł spektaklu czy fragment reklamujący go w materiałach prasowych, w którym bohaterka wystosowuje rozpaczliwą, propozycję doktorowi: "Pan odda mi ciało, a ja panu oddam wszystko" , jak i samo porównanie do "Girl on fire" , mogą dać błędne wyobrażenie, że będzie to sztuka o potężnej potrzebie seksu. Dla bohaterki, jest to tylko jedno z przyjemnych aktywności i praw ("Mam prawo się pieprzyć!" ), z których nie będzie mogła skorzystać, a które jest związane z ciałem i pozwala wyrażać swoją osobowość: "przytulać dziecko, iść po zakupy, zapalić papierosa" . Nie tyle brak seksu, nie tyle samotność, co brak możliwości doświadczania przyjemności ciałem, jak również satysfakcji z samorealizacji i decydowania o sobie ("Nie mogę nawet odebrać sobie życia" ).

Chodź ze mną do łóżka, Sonia Bohosiewicz

Wracając do porównania z "Girl on fire" - Bohosiewicz jest jak ten płomień, o którym śpiewa, i którym jest, Alicia Keys. To TEN rodzaj kobiety - ekspresywnej, w silnym emocjonalnym kontakcie ze światem i sobą, lekko bezczelnej, empatycznej egoistki, i, co jest paradoksem, stojącej mocno na ziemi. Jej stan umysłu jest bardzo daleki od umartwiania się i "szlachetnego" cierpienia ofiary, odrzuca wartości ze swojego domu rodzinnego spod znaku: "Katolicko-szaro, pobożnie i na pokaz" . Metaforą jej osobowości i sytuacji jest właśnie wielkie, pokryte pistacjowym materiałem w różowe kwiaty, tytułowe łóżko, na którym stoi stolik, a na nim wazon - znów - z kwiatami. Sonia stąpa po łóżku ubrana w kwiecistą sukienkę i szpilki. Ta intensywna kolorystycznie roślinność, anturaż w stylu feminin, odzwierciedla nie fantazje przesłaniające rzeczywisty stan zdrowia, jak twierdzi Adam Sajnuk , ale jej wewnętrzne, bogate życie, ogromną energię i możliwości.

W zgodzie z prawdą nazywa swój stan i konfrontuje z tym odwiedzających ją swoich bliskich. Uświadamia męża, że może od niej odejść, szukając szczęścia gdzieś indziej, gdy ten przywołuje przysięgę małżeńską - Kuba: "I że nie opuszczę cię aż do śmierci" , bohaterka: "Kuba, ale ja właśnie umarłam." . Tak samo postępuje wobec matki - Matka: "Córeczko, ja ci wszystko wymodlę. Do piekła nie pójdziesz." , bohaterka: "Wiem mamo, ja już jestem w piekle" . I jednocześnie urządza sobie życie po swojemu, nadaje realnemu łóżku szpitalnemu swój indywidualny rys.

Bohosiewicz, kobieta z krwi i kości, wypełnia bohaterkę swoją bogatą osobowością. Trochę nie wiadomo gdzie zaczyna się jedna z nich, a kończy druga i o kim właściwie jest ten monodram. Wiadomo jednak, że tym, co jest dla tak sensualnej bohaterki udręką - jest myślenie, które nazywa "intelektualną masturbacją" . Niespożytkowana energia lokuje się w mózgu, myśli krążą, powstają dygresje od dygresji, tworzy się chaos. Dochodzi do stanu, kiedy myśli służą tylko intelektualnej spekulacji, tworzeniu nieprzydatnych konstrukcji: "nie mogę zapalić papierosa, przytulić dziecka, (... ),przeżyć orgazmu, odebrać sobie życia, ale mogę myśleć, myśleć mogę, mogę myśleć, myśleć mogę " . Ta energia znajduje swoje ujście w niezliczonych wersjach osobowości bohaterki, w szybkich przejściach z jednej do drugiej - jest m.in. chorą, córką, matką, żoną, showmanem, kochanką, pocieszycielką, komikiem. Jako showman, prowadzący wyimaginowany show, sama zadaje sobie pytanie: "Jak to jest być zamkniętym we własnym mózgu?" . Swoje wspomnienia zaczyna wypowiadać w porządku chronologicznym, beznamiętnie, jak maszyna. Myśli przewijają się jak cyfry w deszczowym kodzie Matrixa.

Ogromnym atutem sztuki jest to, że po wyjściu z teatru (sztukę wystawia Teatr Polonia), chce się żyć nadal. Nie ma w niej nic z nadmiernego, masochistycznego epatowania cierpieniem, choć to opowieść o kobiecie, która przecież doświadcza głębokiej depresji - złości, wściekłości, żalu, lęku, poczucia bezsensu. Sonia Bohosiewicz i jej bohaterka dostarczają energii. I choć można snuć przypuszczenia, że sztuka służy pokazaniu sprawności aktorskiej, debiutującej na warszawskiej scenie Soni, właśnie poprzez dobór takiego tekstu, w interpretacji którego będzie mogła wejść w różne role i płynnie "popisywać się" przechodzeniem z jednej do drugiej, to interpretacje te, połączone ze sobą, sprawiają wrażenie autentycznych, uniwersalnych. Dla każdego, kto kiedykolwiek doświadczył sytuacji bez wyjścia.

* Karolina Błachnio z działu "Patrząc" w Kulturze Liberalnej , pisze recenzje filmów (często dość kiepskich) - a w nich o mężczyźnie i kobiecie, trzydziestolatkach, seksie, nastolatkach, tożsamości i XIX wieku. Wszystko w lekkim sosie psychologicznym.

Więcej o:
Copyright © Agora SA