"Mój facet ma większe prawo do mojej pochwy niż torebki" - jakie są granice intymności?

Jesteśmy razem, razem jemy i śpimy. Ale jest sfera prywatna, do której wstęp wzbroniony nawet najbliższym. Torebka i telefon są moje - nie grzeb w nich!

Na początku wszystko chcemy robić razem (fot. Pexels.com CC0)

O intymności pisano już na tyle sposobów, że niemal nic nie może zaskoczyć. No, może poza tym, co uważamy za naruszenie naszej prywatności - nawet w najbardziej udanym związku.

Wiadomo, najpierw są motylki w brzuchu i jedynym naszym marzeniem jest nieodstępowanie wybranka na krok. Ale z czasem, kiedy już nasza miłość rozkwitnie, zaczynamy stawiać partnerowi pewne wymagania. Początkowo albo się trochę stopowaliśmy, żeby go nie wystraszyć, albo wydawało nam się, że on czyta w naszych myślach. Wtem okazało się, że jest inaczej i trzeba wprowadzić zasady w koegzystencji - oznaczamy tereny wspólne i te, które należą tylko do nas.

WSPÓLNE ZAKUPY - o tak, tutaj możemy być razem

Każdy facet marzy o tym, żeby towarzyszyć swojej kobiecie na zakupach. To chodzenie od sklepu do sklepu, przeglądanie razem z panią takich samych kreacji, to po prostu najfajniejsza możliwość spędzenia wspólnie czasu. Co łaskawsze panie dają pewną swobodę partnerom. Dlatego ławki w centrach handlowych obsadzane są przez mężczyzn z damskimi torebkami na kolanach. Niektórzy nasi bohaterzy mają już po kilka toreb z zakupami. W ten sposób panie dają znać do zrozumienia innym kobietom - on jest zajęty. Pieski obsikują słupy, panie robią ze swoich panów słupy "obsikując" ich torebkami. Ten niepozorny znak ma odstraszyć zahartowane w bojach singielki grasujące po domach towarowych (dawno nie używane określenie, prawda?). Jak wiadomo singielka przychodzi nie po zakupy, ale żeby upolować sobie chłopa na przecenie.

Zwróćmy uwagę, że i tak dziś mężczyźni mają lepiej niż dekadę temu. Wtedy to byli skazani na rozmowę ze sobą albo przeglądanie gazet. Dziś dzięki urządzeniom mobilnym mogą grać w grę lub oglądać serial. Niektórzy z panów czytają książki lub gazety, ale jednak większość gra w grę. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że "wspólne zakupy" są świetną sprawą dla związku. Pani nałowi się na zakupach, a pan nałowi punktów w swojej ulubionej grze.

DAMSKA TOREBKA - o nie, to nie jest miejsce, do którego panowie mogą zaglądać

To jest siedlisko szatana, nie bójmy się tego powiedzieć. Nie ma znaczenia, jakiej wielkości jest to "coś", ale zawsze można w niej znaleźć wszystko, co potrzebne jest każdej kobiecie. W tych większych moje koleżanki potrafią nosić młotki, samochodziki, ziemniaki oraz książki - rzecz jasna razem. W tych mniejszych upychamy portfele, szminki, klucze, telefony, chusteczki, papierosy, a i szczotka też się zmieści, chociaż teoretycznie nie było to możliwe. Większość znanych mi mężczyzn wie, że damskiej torebki się nie dotyka, a na prośbę ukochanej:

- przynieś mi z torebki pilniczek do paznokci,

należy przynieść cały nosigrosz, bo inaczej może to się skończyć wielką awanturą. Grzebanie w damskiej torebce jest jak zaglądanie w majtki bez przyzwolenia. I stąd nikogo nie powinno dziwić zasłyszane: "mój facet ma większe prawo do mojej pochwy, niż do mojej torebki!" .

Damska torebka jest odpowiedzią na to, z jaką kobietą mamy do czynienia. Niestety, nie mogę zdradzać wszystkich naszych sekretów, ale wierzcie mi, że to jest prawda. Wiedzę o tym, że nie należy zaglądać do jej środka mężczyźni wynoszą z domów rodzinnych. O ile kobiety różnią się w podejściu do wychowania synów, to tutaj potrafią być zgodne - wara od mojej torby. To musi być jakiś głęboko zakorzeniony przekaz, który łączy wszystkie pokolenia samic. Matka pozwoli córce na grzebanie w torebce, ale syna już prędzej wydziedziczy, niż pozwoli na łamanie tradycji.

Uprasza się więc panów, aby zastanowili się po dwakroć, jeżeli kiedykolwiek przyjdzie im do głowy zajrzeć do środka damskiej torebki. Panowie w przypadku rozpadu związku wina będzie po waszej stronie. Koniec. Kropka.

TELEFON KOMÓRKOWY I KOMPUTER - ostrożnie, grząski teren

Sytuacja analogiczna do torebki, ale działająca w obie strony. Nie czytamy SMS-ów, maili, nie odbieramy nieswoich telefonów. Każdy ma prawo do prywatności, nawet jeżeli żyje w szczęśliwym związku i teoretycznie nie ma przed partnerem tajemnic. Tutaj zresztą nie chodzi tylko o tajemnice prywatne, ale często również służbowe. Zresztą, czy ja to w ogóle muszę tłumaczyć?

Pewnie powinnam, bo jak się z misiaczkiem kochamy to spijamy sobie nie tylko z dzióbków, ale i z maili i SMS-ów, które misiaczek wysyła do innych. Oczywiście towarzysz Stalin miał dużo racji mówiąc: "ufam ci, dlatego cię sprawdzę" , ale towarzysz Stalin już nie żyje i nie trzeba tak dokładnie przestrzegać jego reguł.

W sytuacji kiedy mamy komputery i telefony służbowe wydaje się wręcz dalece niebezpieczne udostępnianie ich zawartości osobom trzecim. Nie chciałabym płacić wysokiej kary za "wypaplanie" tajemnicy służbowej przez misia, jak się miłość skończy, a misio będzie chciał się zemścić. Oczywiście w prawdziwym życiu, gdzie biegamy po łące na boska, a ptaszki ćwierkają nam piosenki miłosne, zdradziecki misio nigdy się nie pojawi.

TOALETA - totalna świętość

Usłyszałam kiedyś zdanie, że to jedyne miejsce na świecie, kiedy jesteśmy naprawdę sobą. Skoro tak jest, to dajmy sobie tę odrobinę luksusu bycia w toalecie samemu. Myślę, że pewna doza tajemnicy przyda się w każdym związku. Nie szokują mnie informacje o ludziach, którzy towarzyszą sobie podczas wypróżniania, niemniej uważam to za coś, czego można spokojnie do związku nie wprowadzać. Tak samo jak towarzyszenie sobie podczas depilacji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.