Plusy i minusy czytnika (test konsumencki miłośniczki "prawdziwych" książek)

Wgrać książkę na czytnik, zarzucić na słuchawki czy tradycyjnie pozaginać w niej rogi? Wiem, że nadal będę czytała książki papierowe, bo to po prostu sprawia mi przyjemność, ale ja i Kindle zostaliśmy przyjaciółmi na zawsze.

Odkąd nauczyłam się łączyć litery w całe wyrazy, a później w pełne zdania, uwielbiam czytać książki. Jako dziecko pochłaniałam przygody Pana Samochodzika, Doktora Dolittle, uwielbiałam komiksy "Kajko i Kokosz" i "Thorgal" . Płakałam czytając "O psie, który jeździł koleją" , a oczami wyobraźni byłam jak "Ronja, córka zbójnika".

ilustracje: Ilon Wiklandilustracje: Ilon Wikland ilustracje: Ilon Wikland ilustracje: Ilon Wikland

W moim rodzinnym domu czytali wszyscy, a półki uginały się pod ciężarem różnych publikacji. Obok kryminałów i science fiction stały lektury polskich i rosyjskich klasyków. Pamiętam też kilka romansideł i sporo literatury faktu. Mieliśmy chyba książki na każdą okazję. Były wesołe opowiadania i mrożące krew w żyłach relacje z okresu II Wojny Światowej.

Nie przypominam sobie sytuacji w której rodzice powiedzieliby, że jakaś książka jest dla mnie za trudna. Wychodzili z założenia, że jeżeli nie spróbuję, to się nie przekonam. Do dzisiaj nie udało mi się przebrnąć przez "Piotra Pierwszego" Tołstoja . Nie pamiętam nawet dlaczego. Czy za dużo opisów, które mnie nudziły, czy był jakiś inny powód. Może teraz jest czas, żeby spróbować podejścia numer dwa.

Jako dziecko, nie miałam też nigdy problemu z czytaniem lektur szkolnych. Większość książek, które były obowiązkowe, przeczytałam z przyjemnością, gorzej było z wierszami i ich interpretacją. Do dziś nie sięgam po poezję i wiem, że to się nie zmieni.

Ilustracje: Janusz ChristaIlustracje: Janusz Christa Ilustracje: Janusz Christa Ilustracje: Janusz Christa

Czytanie książek ma dla mnie kilka wymiarów. Po pierwsze rozrywka, po drugie edukacja, po trzecie rozwijanie wyobraźni. Do tego dochodzą pomniejsze kwestie, takie jak zapach. Tak, lubię zapach książek drukowanych i do tej pory był to główny powód, który powstrzymywał mnie przed używaniem czytnika. Dostałam jednak taki czytnik w prezencie i powiem szczerze, że jestem zachwycona.

Wiem, że nadal będę czytała książki papierowe, bo to po prostu sprawia mi przyjemność, ale ja i Kindle zostaliśmy przyjaciółmi na zawsze. W każdej przyjaźni pojawiają się zgrzyty i trzeba się po prostu zastanowić, czy te niezgodności popsują przyjaźń, a może nie są warte rozpamiętywania.

Kindle - plusy

Poręczny . Jego gabaryty pozwalają na noszenie go wszędzie ze sobą. Nie mam poczucia dźwigania ciężarów, bo czytnik waży tyle, co telefon komórkowy.

Więcej niż jedna książka. Pamięć urządzenia jest bardzo pojemna i można wgrać sobie tam niezłą biblioteczkę. Jeżeli ktoś czyta kilka książek naraz, to czytnik powinien go zachwycić pod tym względem.

Wbudowany słownik . Jeżeli podłączymy czytnik do Wi-Fi, to wystarczy sekunda, żeby sprawdzić słowo, którego nie znamy.

Wytrzymała bateria. Jestem bardzo pozytywnie zdziwiona, ale bateria mojego czytnika jest bardzo wytrzymała. Starcza na wiele dni.

Sklep. Dzięki Wi-Fi można od razu połączyć się ze sklepem internetowym i kupić nową książkę.

Czas. Urządzenie ocenia, z jakim czasem przeczytamy książkę i ile procent mamy już za sobą. Mnie to rozwiązanie przypadło do gustu i lubię z niego korzystać.

Kindle - minusy

Zapach . A właściwie jego brak. Nie czuć farby drukarskiej

I to jest jedyny minus jaki widzę podczas korzystania z czytnika. Wiem, że niektórzy lubią zaginać rogi książek i tutaj tego nie będą mogli robić, ale mnie to nie przeszkadza.

Oprócz książek drukowanych i e-booków coraz większą popularnością cieszą się audiobooki . Dla mnie audiobook nie jest żadną nowością, bo już w dzieciństwie słuchałam książek na kasetach magnetofonowych i płytach winylowych. Pamiętam, że bardzo to lubiłam. Mogłam się bawić i jednocześnie słuchać opowiadań. Jako nastolatka kupiłam sobie opowiadania Edgara Allana Poe na kasetach i słuchałam ich zapamiętale. Później porzuciłam audiobooki i tak już zostało. To nie jest tak, że stałam się im przeciwna, albo uważam to rozwiązanie za profanację czytania. Po prostu nie bardzo widzę w tym momencie miejsce na nie w moim życiu. Po pierwsze jak pracuję, to muszę mieć ciszę, ewentualnie ciche gadanie telewizora. Nie skupiam się na tym, co telewizor do mnie "mówi", tutaj musiałabym się skupiać. Nie słucham muzyki jak spaceruję. Mogłabym zastąpić muzykę książką, ale nie lubię słuchawek po prostu. Podczas prowadzenia samochodu lubię śpiewać na głos przy akompaniamencie radia. Myślę, że z czasem przekonam się i do tej formy książki. Natomiast dopóki mogę i chcę korzystać z oczu, to będę je wybałuszać na literki w książkach drukowanych i na czytniku elektronicznym.

A jak to jest z wami? Bo, że czytacie, to ja już wiem. Jaka forma pożerania lektur najbardziej wam pasuje?

Więcej o:
Copyright © Agora SA