Czy to już kryzys wieku średniego?

?Zazdroszczę ludziom wewnętrznego przekonania o słuszności ich działań, tego, że wewnętrznie i z całą mocą wierzą, że robią coś, co ma znaczenie, bo ja tak nie mam.? Słowa te wypowiedział mój kolega, ale ja się również pod nimi w pewien sposób podpisuję.

Większość z nas jest czynna zawodowo od dawna i będzie musiała to ciągnąć przez kolejnych kilkadziesiąt lat. Dokonaliśmy wyborów, a teraz ponosimy ich konsekwencje. Co pewien czas dochodzą mnie słuchy, że ktoś rzucił pracę, bo się po prostu wypalił i teraz będzie szukał nowej drogi. Wydaje mi się, że osoba taka może być przez znajomych postrzegana jako bardzo odważna, no bo kredyt, rachunki, dzieci - jak to wszystko ogarnąć skoro zrezygnowaliśmy z źródła dochodów? Inne osoby mogą uważać, że to skrajna głupota cisnąć w kąt dotychczasowe osiągnięcia na polu zawodowym, żeby ruszać z czymś od zera. Ile osób, tyle opinii. I każdy ma prawo do swojej.

Ja odeszłam - po ośmiu latach pracy w jednej branży. Chociaż nie, to nie jest do końca prawda. Odeszłam na rok, a teraz znowu robię pewne rzeczy, ale na mniejszą skalę i w dogodnym dla mnie trybie pracy. To nie było tak, że odpoczęłam i wróciłam z nowymi siłami, pełna optymizmu i wiary w nowy, lepszy porządek świata. Zmusiła mnie do tego proza życia, czyli właśnie pieniądze. W międzyczasie próbowałam innych rzeczy, ale widocznie nie jestem w nich dobra, skoro mi się nie powiodło. Mnie łatwiej jest pogodzić się z tym, że jest się w czymś słabym, niż na siłę udowadniać, że tak nie jest. Irytują mnie ludzie, którzy całe zło widzą poza sobą, wiecznie skrzywdzeni przez los. Nikt ich nie docenia, a przecież są tacy ekstra. Otóż nie, nie są.

Problem jest w czymś innym, a mianowicie w tym, że ta praca nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia. Nie ma znaczenia, czy ktoś użyje jednego czy drugiego proszku do prania, nic nie zmieni używanie przez panią Basię masła X, a przez panią Krysię masła Y. No ok, może jeden produkt jest droższy, a drugi tańszy. To rzeczywiście coś zmieni, a tym czymś będzie gotówka pozostała w portfelu. Nie jest to jednak zmiana, która jest w ogóle ode mnie zależna. Nie mam wpływu na cenę produktów, a jedynie na ich promocję.

Może powinnam rzeczywiście wszystko rzucić i zaszyć się w Bieszczadach, zbierać poziomki, a zimą robić na drutach, skoro mi ta praca nie pasuje? Tylko czy aby na pewno to coś zmieni? A może mieszkańcy Bieszczad też mają takie przemyślenia, tylko w drugą stronę? Pewnego dnia po prostu widzą, że zbieranie poziomek nie ma znaczenia, a robienie kolejnego swetra na drutach też potrafi wkurzać.

Bardzo możliwe, że to wszystko jest właśnie tym tajemniczym kryzysem wieku średniego, który dopada ludzi w pewnym wieku i w pewnych okolicznościach przyrody. Człowiek zastanawia się nad tym, co osiągnął do tej pory i co mu to tak naprawdę dało. Gdyba nad tym, co mógł zrobić inaczej i czy w ogóle jest szansa na zmianę swojego życia, ale tak naprawdę - o 180 stopni. Później, po takim gdybaniu, odpala papierosa, albo idzie umyć brudne naczynia, bo tak naprawdę to nie dochodzi do żadnych konstruktywnych rozwiązań. Następnego dnia znowu idzie do swojej pracy i znowu ma te same myśli i tak w kółko...

filozofyfilozofy filozofy fot. filozofy.pl

Ciekawa jestem, czy ktoś z was NIGDY nie myślał o ucieczce od swojego dotychczasowego życia. Czy zawsze widzicie sens w swojej pracy, czy raczej tak jak mój kolega i ja macie kryzysy egzystencjalne? Żeby było jasne, nie namawiam nikogo do rzucenia swojej roboty, albo ucieczki od rodziny, ale możecie się wygadać. I tak w internecie nikt was nie zna.

Więcej o:
Copyright © Agora SA