Mity psychologii popularnej - efekt Mozarta

Zazwyczaj tematy "dzieciowe" omijam wielkim łukiem, bo nie interesuje mnie to co słychać w świecie najmłodszych. Czasami jednak coś mnie tam zainteresuje i wtedy czytam. Tak było właśnie w przypadku informacji, że muzyka Mozarta stymuluje rozwój inteligencji u niemowląt. Jak tylko zobaczyłam nagłówek "efekt Mozarta" to już mi zaleciało treścią jak z powieści fantastycznonaukowej. Jak się okazało - całkiem słusznie.

Lubię sobie posłuchaćLubię sobie posłuchać Lubię sobie posłuchać Lubię sobie posłuchać

Większość rodziców uważa, że ich dzieci to nie dość, że najpiękniejsze istoty na ziemi i do tego chodzące omnibusy. Na wspólnych spotkaniach z innymi rodzicami ględzą sobie o genialności własnych pociech.

- No zobacz jak mądrze się uśmiecha!

- Ojej, jaki on mądry wsadził klocek kwadrat w odpowiednią dziurkę!

To idzie jeszcze przeżyć, zwłaszcza dla kogoś takiego jak ja - niemającego własnego potomstwa i szczerze mówiąc mającego w nosie co potrafi cudze dziecko. Albo się wyłączam i moje myśli kieruję na łąkę pełną kwiatów, albo myślę o paznokciach, jaki nowy kolor sobie zrobić. Natomiast czasami, na szczęście BARDZO rzadko mam do czynienia z rodzicami eksperymentatorami. A to eko-matki, a to wychowanie bezstresowe, a to jakieś tam New Age. Sorry, ale ja do tego wszystkiego podchodzę sceptycznie i trochę się boję takich rodziców. Często tak bardzo są zafiksowani na jakimś temacie, że próba dyskusji może się skończyć wydrapaniem mi oczu co najwyżej. Więc odpuszczam sobie i po prostu słucham.

Ta informacja wystarczyła aby zbić na "efekcie Mozarta" majątek. Skorzystał na tym przemysł zabawkarski i muzyczny.

I o tym chciałabym Wam napisać o przykładzie zafiksowania się na jakimś temacie, który okazał się bzdurą. Mowa tu o "efekcie Mozarta" , który narodził się w Stanach Zjednoczonych. W roku 1993 trzej naukowcy opublikowali w "Nature" artykuł z którego wynikało, że studenci, którzy słuchali przez dziesięć minut jednej z sonat Mozarta odnieśli znaczną poprawę w zakresie rozumowania przestrzennego w stosunku do studentów, którzy słuchali muzyki relaksacyjnej lub wsłuchiwali się w ciszę. Niestety w badaniu tym nie udowodniono, że efekt ten jest długotrwały i przenosi się rzeczywiście na usprawnienie inteligencji jako takiej. Czyli jakiś tam efekt jest, ale po prostu krótkotrwały.

Niemniej ta pierwsza informacja wystarczyła już aby zbić na "efekcie Mozarta" majątek. Zadziałał tutaj mechanizm znany nam z "głuchego telefonu", czyli doszło do zniekształcenia i uogólnienie informacji. Skorzystał na tym przemysł zabawkarski i muzyczny. Zaczęto produkować zabawki, kasety i płyty na okładkach których widniały małe dzieci lub niemowlęta. No bo skoro u studentów poprawiło się rozumowanie przestrzenne to już w stosunku do dzieci na pewno odniesie się spektakularny sukces. Całkiem niezłą kasę zbił na "efekcie Mozarta" pan Don Campbell, który napisał na ten temat nawet książkę -"The Mozart Effect: Tapping the Power of Music to Heal the Body, Strengthen the Mind, and Unlock the Creative Spirit" ("Efekt Mozarta: Wykorzystanie potęgi muzyki dla uleczenia ciała, wzmocnienia umysłu i uwolnienia twórczego ducha").

Słuchanie muzyki Mozarta ma  taki sam wpływ na poprawę zdolności przestrzennych, jak słuchanie horroru Stephena Kinga.

Książka odniosła taki sukces, że doprowadziła do zainteresowania się tematyką niektóre legislatury stanowe. Zaczęło się w Georgii, gdzie ówczesny gubernator Zell Miller zadysponował 105 000 dolarów ze stanowego budżetu na zakup płyt i kaset dla każdego noworodka w tym stanie. YUPI!!! Podobne działania miały miejsce na Florydzie, gdzie senat tego stanu przyjął ustawę, na mocy której w państwowych ośrodkach opieki społecznej puszczano niemowlakom muzykę klasyczną. W Tennessee podobnie jak w Georgii niemowlaki dostawały płyty z muzyką.

Po tych rewelacjach kilkakrotnie inni naukowcy starali się powtórzyć eksperyment z 1993 r. Jak na razie bez większych sukcesów. Ale wiecie ilu naukowców tyle teorii. Najbardziej podobało mi się badanie Nantaisa i Schellenberga z którego wyszło, że słuchanie muzyki Mozarta ma  taki sam wpływ na poprawę zdolności przestrzennych, jak słuchanie horroru Stephena Kinga.

Dla mnie wniosek jak na razie jest jeden. Słuchanie muzyki Mozarta jest po prostu przyjemne i poprawia nam humor.

dobra muzyka sama się bronidobra muzyka sama się broni dobra muzyka sama się broni Dobra muzyka sama się broni

Na koniec ciekawostka: W niemieckim mieście Treuenbrietzen pewna oczyszczalnia ścieków zaczęła puszczać "Czarodziejski flet" Mozarta mikrobom. Podobno pod wpływem tej cudownej muzyki będą one szybciej rozkładały biomasę bakterii.

 
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.