Blogerka Maffashion ikoną popkultury? Kibicuję, choć to nie moja bajka

Jakiś czas temu dotarła do mnie informacja na temat Maffashion, czyli Julii Kuczyńskiej, polskiej blogerki, która trafiła na koszulki marki Bershka. To jest właśnie chyba ten moment, kiedy przestaję odnajdywać się w rzeczywistości, albo po prostu nie nadążam za zmianami. Trochę ciężko jest mi się przyznać przed samą sobą do takiego stanu rzeczy.

bershka.com

Dla tych, którzy też nie wiedzą, kim jest Maffashion - to młoda, ładna dziewczyna, która nazywana jest "szafiarką". Tak sobie myślę, że dla babek w naszym wieku jest to bez znaczenia, chyba, że mają córki, które już wiedzą, co tam w świecie "szafiarek" się dzieje.

Julia zapraszana jest na pokazy mody, na różne premiery itd. - generalnie dziewczyna korzysta ze swoich pięciu minut i zarabia na życie. Na portalu plotkarskim wyczytałam, że zarobki Maffashion za 2012 r. szacowane były na 170 tysięcy PLN. I to jest całkiem spora kasa, zwłaszcza dla tak młodej kobiety. Ale nie chce mi się zajmować plotkami na jej temat, bo ani mnie to ziębi, ani mnie to grzeje.

To, co wydaje mi się ciekawe, to fakt, że Julia została najpierw twarzą hiszpańskiej marki Bershka, a obecnie firma ta wyprodukowała t-shirty z podobizną Maffashion. Koszt takiej koszulki, to ok. 45 zł.

I to jest w sumie niesamowite. Jest to dla mnie swojego rodzaju czas zmiany ikon popkultury. Do tej pory za ikony takie uznawani byli artyści, jak Madonna, czy politycy, jak Lenin. To koszulki z ich podobizną były i są noszone. Osoby te były rozpoznawalne dla wszystkich, którzy mieli jakąkolwiek styczność z kulturą lub polityką. Nie trzeba było słuchać Madonny, żeby wiedzieć kim ona jest, nie trzeba było być anarchistą, żeby rozpoznawać znaczek anarchii na t-shircie.

I wtem! Dziewczyna, która znana jest chyba jednak głównie na polskim rynku modowym, wśród ludzi młodych, doczekała się własnej podobizny na koszulce. To jest właśnie chyba ten moment, kiedy przestaję odnajdywać się w rzeczywistości, albo po prostu nie nadążam za zmianami. Trochę ciężko jest mi się przyznać przed samą sobą do takiego stanu rzeczy.

Od razu zadałam sobie pytanie, czy moi rodzice mieli tak samo? Czy oni wiedzieli co ja mam napisane na koszulce, albo jaki zespół przyozdabia moją pierś? Okazuje się, że tak, wiedzieli, ale nie wszystko. Znaczek anarchii był dla nich jasny i zrozumiały, koszulka z zespołem Dezerter również, bo katowałam ich muzyką z pokoju na moim kaseciaku, a później na wieży. Ale już nie mieli chyba pojęcia, jakiej drużyny sportowej kurtkę bejsbolówkę noszę (ja też nie miałam pojęcia, ale była fajna, więc nosiłam).

Urodzona pod koniec lat 70-tych jestem przyzwyczajona do pewnych zjawisk, z którymi dorastałam, albo o których mówili mi rodzice, nauczyciele. Dla mnie ikoną pop kultury jest Audrey Hepburn lub nawet wspomniana Madonna. Ja mogę nosić koszulkę z "zupą Campbell", która jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych dzieł Andy Warhola przeniesionych na t-shirt. Są to, jak widać, relikty z mojej przeszłości :) ale jednocześnie ikony, które są rozpoznawane na całym świecie.

W tym momencie nie wiem właściwie, co myśleć o umieszczeniu na koszulkach znanej marki odzieżowej podobizny Maffashion. Bo z jednej strony wiem, kto jest odbiorcą marki - młode osoby, podążające za trendami, doskonale wiedzące, kim jest Julia. Z drugiej strony jest mi tak po ludzku smutno, że już nie nadążam. Ale znowu nachodzi mnie refleksja, że wszystko jest w porządku. Olgu, nie masz 20 lat, nie jesteś w targecie, przecież i tak nie wchodzisz nawet do tego sklepu, więc wyluzuj i idź kupić sobie koszulkę z Gwiezdnymi Wojnami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.