Pocztówka z Pekinu: szi-szi, tak po chińsku mówi się "dziękuję"

Chciałam się z Wami podzielić moimi obserwacjami co do mody, która panuje w Pekinie. Miałam jakieś swoje wyobrażenie na ten temat, że ludzie są od góry do dołu wystrojeni w podróbki znanych marek i wszędzie będę się obijać o torby Louis Vuitton (skąd mi się to wzięło - nie umiem powiedzieć, jakiś zabobon w mojej głowie).

Miss Olgu pozdrawia z Chin

Okazało się, że jest inaczej. Ludzie, których spotykam na ulicy rzadko kiedy mają na sobie "markową" rzecz. Nawet jeżeli chodzi o dodatki, to jest w tym temacie spokojnie. Kiedy rozmawiałam o tym z moim kolegą Yongiem, to powiedział, że tutaj produkuje się markowe rzeczy, owszem, ale raczej się w nich nie chodzi. I co ciekawe, nie jest to podobno kwestia pieniędzy - bo podróbki drogie nie są. Chińczycy wolą po prostu rzeczy, które są w jakiś sposób interesujące.

Sporym powodzeniem cieszą się tutaj ubrania w stylu japońskim i koreańskim, zwłaszcza wśród młodzieży. Kolorowe bluzy, tuniki oversize - niestety, nie jest to europejski oversize... Młode dziewczyny i kobiety noszą zwiewne, krótkie sukienki i spódniczki mini. Śmieszne są spodnie dla małych chłopców, które mają wycięcie na pupę i siusiaka. Tak więc nie ma majteczek i nie ma pieluchy i sporo małych chłopaczków paraduje z pindolkiem na wierzchu. Nie widziałam takiej wersji spodenek dla dziewczynek. Osoby w średnim wieku i starsze noszą się dość skromnie, w stonowanych kolorach. Mi się to podoba.

Przewodnik Yong i Olgu pół-Azjatka

To jest pewnie tylko pół prawdy, bo na pewno są osoby, które noszą tylko markowe ubrania, najlepsze jedwabie, kaszmir i dobrą bawełnę, ale ja ich jakoś nie widuję. Co mnie rzeczywiście zdziwiło: nawet przy plus 34 stopniach Celsjuszach większość pań nosi czarne rajstopy i długie rękawy. Być może trzeba tak się ubierać do pracy, gdzie obowiązują jakieś wytyczne na ten temat. Ale muszę powiedzieć, że mi na sam widok robiło się podwójnie gorąco.

To, co mi się bardzo spodobało to to, że mało kobiet jest umalowanych, albo makijaż jest zrobiony bardzo dyskretnie. Moim zdaniem Chinki są ładne i to nawet bardzo. Dowiedziałam się też, że kanonem piękna jest pani o małej twarzy w kształcie trójkąta i o małych oczach. Ciekawe jest też to, że ktoś się mnie spytał, czy jestem pół-Europejką, a pół z Makao. Mam lekko skośne oczy i wory pod nimi... No, ale chyba nie jestem. Chociaż mój pradziadek, jak poszedł na wojnę chińsko-japońską, to 11 lat nie wracał...

Jest jeszcze jedna rzecz, na którą zwróciłam uwagę. W metrze czy na ulicy wszyscy są zapatrzeni w swoje telefony, iPady i inne urządzenie mobilne. Oglądają filmy i teledyski. I nie widziałam, żeby ktokolwiek się potknął idąc, wgapiony w swój "telewizorek". Znając siebie to bym cały czas się przewracała... Podobno tylko na jednej linii metra nie ma zasięgu w wagonach.

Jeżeli chodzi o sklepy dla turystów - tam jest z czego wybierać. Kaszmiry, jedwabie, podróby światowych projektantów, niektóre naprawdę w dobrej jakości. Kurtki skórzane, futra, buty na obcasach, sportowe i jakie tylko dusza zapragnie. Oczywiście trzeba się targować, bez tego nie ma zakupów.

Jeżeli ktoś jednak tego nie lubi, to może się udać do zwykłego centrum handlowego, gdzie każdy towar ma swoją cenę. Markowe towary mają certyfikaty autentyczności itd. Cena w takich sklepach jest jednak równa, a nawet wyższa niż w Polsce. Przykładem są moje okulary słoneczne marki Ray Ban. W samolocie do Pekinu pewna potężna pani mi na nich niechcący usiadła i uległy zniszczeniu... Znalazłam takie same w sklepie - koszt 1200 juanów, czyli 600 zł. W sklepie internetowym w Polsce można je kupić za 450 zł.

Pamiętajmy jednak, że nie tylko modą tu żyję. Dziś widziałam Świątynię Nieba, a jutro idę zobaczyć Mur Chiński.

Świątynia Nieba i zwiewna sukienka

Więcej o:
Copyright © Agora SA