Czy wyjazd z dzieckiem może być rozrywką? Tak, ale jeśli zabiorę tylko jedną sztukę na raz



Z okazji właśnie rozpoczętych wakacji chcę dziś napisać o okrutnych praktykach wyjazdowych czyli rozdzielaniu rodzeństwa co, przyznaję, stosuję z upodobaniem. Założenie takiego wyjazdu jest proste - jeden rodzic i jedno dziecko odłączają się od stada i jadą poszaleć.

Nasze stado jest niewielkie, mama, tata, nastolatek i czterolatka, więc możliwych kombinacji też zbyt dużo nie ma. Za to korzyści z wyjazdów DEDYKOWANYCH dziecku mam masę. Przede wszystkim nawet podczas najbardziej intensywnego dnia wypadu odpoczywam, bo nie muszę się uganiać za dwójką, a co ważniejsze gimnastykować się, żeby pogodzić ich odmienne potrzeby. Poza tym widzę, że czasem każde z moich dzieci chce mieć moją uwagę tylko dla siebie i to nie na 10 minut. I niestety tylko na wyjeździe "sam na sam" mogę mu to dać.

Pierwszy wyjazd rodzic + dziecko zorganizowaliśmy kiedy syn skończył cztery lata i wyjechał z tatą na męski wypad. Potem wyjeżdżali regularnie a ja stałam się mamą od nudnej prozy życia i rodzinnych wczasów. Kiedy pojawiła się córka i zagarnęła dla siebie 95 procent mojego czasu, zbuntowałam się i zabrałam syna na trzydniowy wyjazd "mama i syn". Trochę się bałam, że będzie nudno. Ale nie. Przegadaliśmy trzy dni. Teraz wspólne wypady organizujemy dwa razy w roku. Z córką wyjechałam pierwszy raz w czerwcu, ale machnęłyśmy po całości: dwa dziewczyńskie tygodnie nad Bałtykiem. Bez zmiany warty w postaci taty, babci, pani przedszkolanki. Z tej okazji mój podziw dla samotnych matek wzrósł z ogromnego do nieskończonego.

DOGONIĆ NASTOLATKA

Jeżeli chodzi o nasze wyjazdy INTEGRACYJNE to do tej pory syn obchodził się ze mną łagodnie. Jego pomysły były atrakcyjne też dla mnie. Targi książki i zwiedzanie dużych miast to fajne rozrywki, nawet jeśli głównymi punktami programu są pijalnia czekolady i trzygodzinna wizyta w sklepie rycerskim powtarzana trzy dni z rzędu (!). Konferencje o blogach i vlogach też mnie wciągnęły. Niestety w tym roku stanęłam przed poważniejszym wyzwaniem - łódzkie targi gier. Gier nie znoszę, no ale czego się nie robi utrzymania kontaktu z nastolatkiem?  Przełamałam się. Jadę.

I chyba właśnie o to chodzi, że jeśli chce się wyjechać z dzieckiem ale też "dla dziecka", to nie zawsze można wybrać przegląd filmów, spływ kajakowy, czy festiwal muzyczny. Znam mamę, która entuzjastycznie zwiedza targi ozdób i scrapbookingu, czy gadżetów do paznokci, albo jedzie z dorastającą córką na wyprzedaż, ale na przykład pod hasłem "jeden dzień w Berlinie". Twierdzi, że dzięki temu jej zbuntowana 16-latka znowu rozmawia z nią jak z "człowiekiem".  Ja też wolałabym na leniucha iść z synem do kina, a tymczasem muszę przeczołgać się przez park linowy. Chociaż i tak nie przebiję koleżanki, która pojechała na obóz przetrwania jako jedyna kobieta. Jej 14-latek miał podobno łzy wstydu w oczach, ale jak zobaczył, że mama wzbudziła szacun wśród  kolegów  - i różne przyjazne uczucia w ich ojcach - to mu się zmieniło i teraz nią "szpanuje".

Nastolatek potrafi przeczołgać

GADŻETOM MÓWIMY NIE

Na krótki wyjazd nie zabieram laptopa. Że tekst do dokończenia, maile do odpisania? Trudno. Że zdjęcia bym ściągnęła z aparatu na dysk, żeby mieć miejsce na następne? Dziecko woli od zdjęć wspomnienia, a żeby miało wspomnienia muszę z nim coś robić, a nie puszczać samopas i łapać w kadrze. Zresztą z jakiego aparatu, aparat zostaje w domu, jak coś ważnego będziemy chcieli cyknąć wystarczy telefon. Nie zabieramy gier, MP3, MP4 . Niestety musimy mieć telefony. Ale ustalam twarde zasady korzystania - tylko komunikacja z resztą rodziny. Przy posiłkach i powrocie na nocleg telefon jest wyłączony. Rozmowy poboczne kończę szybko mówiąc, że ważny wyjazd i odezwę się jak wrócę. Nie, oczywiście, że nie wrzucam niczego na facebooczka. Nie gmeram w wiadomościach, nie sprawdzam poczty, konta ani nawet pogody - no przecież i tak wyjechaliśmy, będziemy widzieli jaka pogoda jest, no nie? Banały? No może, ale jak wyjechałam pierwszy raz z synem, to prawie musiałam sobie rękę odgryźć, żeby nie rzucić okiem do Internetów.

KSIĄŻKA JAK ŚCIĄGAWKA

Książki warto na wyjazd dodźwigać, mogą być pomocne, ale dozwolone są tylko niektóre. Kluczem jest możliwość wspólnego korzystania. Inaczej jeśli mamy potomka czytającego, zniknie w rzeczywistości z powieści i tyle budowania głębokich relacji. U nas sprawdzają się książki angażujące - przewodniki miejskie lub przyrodnicze. Korzystamy z wydań dla dzieci.

Z domowej półki mogę polecić  "Kropka Pe El. Przewodnik po Polsce dla dzieci" z wydawnictwa Dwie Siostry. Świetny już na etapie planowania wyprawy, bo można czytać z dzieckiem choćby przed snem i zobaczyć co je najbardziej zaciekawi. Testowaliśmy też w terenie. Wręczyłam synowi w pociągu, kiedy pierwszy raz jechaliśmy do Krakowa. Przejrzał i sam zaproponował co zwiedzimy i w jakiej kolejności, a potem kierował naszą wycieczką przez całe trzy dni. Wyszło genialnie, bo się zaangażował, a w dodatku zapamiętał bardzo dużo ze zwiedzanego własną trasą Krakowa.

Fajna jest seria "Dla młodych podróżników" ExpressMap. Z polskich miast jest tylko Kraków, ale jeśli planujecie na wakacje dalszy wyjazd to kupicie też Londyn, Paryż i Rzym. Można oczywiście czytać "na sucho" jako książkę o mieście i rozbudzać zainteresowanie dziecka. Córka po czytaniu Londynu zapamiętała więzienie Tower i brytyjskie kruki.

Po wycieczce jest szansa, że książka będzie wyszargana, przybrudzona z poupychanymi w środku biletami czy innymi świstkami. Dla nas to najlepsza pamiątka.

Co spakować do plecaka?

NIE MAM CZASU ANI KASY

Czyli życie. Można rozwiązać wyjeżdżając na jeden dzień. Ale z noclegiem. Nocleg dla dziecka to przygoda. No i śpiąc w obcym miejscu ma się ochotę przytulić, pogadać - nie do przecenienia w przypadku nastolatków.  Wiadomo, w nocy najlepiej się rozmawia. Koszty i czas można ograniczyć wyjeżdżając blisko domu. Po co jechać 300 kilometrów, jak coś fajnego jest 15 kilometrów od miejsca, gdzie mieszkam. Nie chodzi o egzotyczną wycieczkę, tylko spędzenie czasu SAM NA SAM z dzieckiem.

Nie ma nic fajnego? Zawsze jest gdzieś ładny kawałek przyrody. Staw, jezioro, las, rzeka, rezerwat? Z nastolatkiem, zwłaszcza miejskim, fajny będzie namiot. Z mniejszym dzieckiem wycieczka przyrodnicza. Ponieważ nie jestem specem od przyrody zawsze zabieram ściągawki. Najlepsze są te z wydawnictwa Multico. Polecam serię "Odkrywamy świat przyrody" - książeczki z lupą, zadaniami do wykonania, miejscami na rysunki czy wklejanie znalezisk, można kupić za 13-15 złotych. Część o morzu wystarczyła mojej czterolatce na dwutygodniową przygodę nad Bałtykiem. A mało zajmujący spacer po nieużytkach dzięki książce "Idziemy na łąkę" wydłużył się do trzygodzinnego pobytu z układaniem bukietów, polowaniem na owady, rozpoznawaniem motyli - a przeczytałyśmy ledwie kila stron.

Idziemy na łąkę

P.S. Nie próbowałam, ale moim zdaniem na krótki wyjazd nie warto wybierać się do rodziny. Bo musimy wtedy pogadać z ciocią, zagrać w karty z wujkiem, poplotkować przy dwugodzinnej kawce. I nawet jak dziecko fajnie się bawi, to jednak nie o taki wyjazd chodziło.

[dopisek red.nacz.:

Łódzki festiwal KOMIKSU i gier jej się nie podoba?! FOCH!]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.