Kolacja zakrapiana splashem

Facebook zalały strugi lodowatej wody z wiader, wylewanej na głowy kolejnych znajomych. Oraz filmiki przedstawiające amerykańskich celebrytów po kolei poddających się torturze kubła lodu. O co chodzi, do diaska? Czy to ta sama akcja w polskiej i zagranicznej odmianie? Otóż jest pewna zasadnicza różnica: jedno to dość niemądra zabawa, drugie służy realnej pomocy w poważnej sprawie.

Zacznijmy od tego, że nie cierpię "łańcuszków szczęścia" i akcji, które nikomu do niczego nie służą. Kiedy zobaczyłam pierwsze nagranie splasha, podniosłam jedynie brew w zdumieniu. Czegoś tak głupiego dawno nie widziałam. Przez jakiś czas splash walczył w mediach społecznościowych o prym z jedzeniem jabłek na złość Putinowi, ale szybko wygrał i już po kilku dniach wiadra lodowatej wody chlustały z lewa i prawa.

Wszystko według tej samej formułki: nominował mnie ktoś tam do splasha, więc przyjmuję wyzwanie (tu chlust wody) oraz nominuję kolejne osoby, są to X, Y i Z. Jeżeli w ciągu 48 godzin nie wykonacie własnego splasha, stawiacie kolację. Serio? Ktoś wylewa sobie na łeb wiadro wody i ten nominowany ma stawiać kolację, jeżeli nie zrobi tego samego? A co jeśli się nie zgodzi? Społeczne wykluczenie? Będzie musiał siedzieć w oślej ławce? Czy ja czegoś nie zauważyłam, czy znajomi trzydziestolatkowie wsiedli zbiorowo do machiny przenoszącej w czasie i znaleźli się nagle w gimnazjum (w którym, nawiasem mówiąc, nie mogli być, bo uciekli reformie). Na szczęście, byłam bardzo zajęta w minionych tygodniach, więc nie dotarło do mnie pewnie co najmniej 50% tych głupot. Filmików ze splashami, które wylazły mi na Facebooku, po prostu nie odpalałam, jak maili ze spamem. Tymczasem, oblewaniem się zimną wodą ekscytowali się już nasi celebryci i gwiazdy, pisały o tym "fenomenie" media. Jednym słowem - sezon ogórkowy w pełni.

A potem stało się coś dziwnego - zobaczyłam nagranie splasha mojego ukochanego Ricky'ego Gervaisa.

 

Tyle, że on nie mówił nic o splashu a o "Ice bucket challenge" i dodawał "Nie zamierzam spierać się z naukowymi faktami, szczególnie, gdy podaje je gość z Zoolandera" (nominujący Gervaisa aktor Ben Stiller).

W akcji brały udział kolejne światowe gwiazdy, a nawet Kermit z Muppetów.

 

W tym czasie część polskich mediów internetowych odtrąbiła, że "splash dotarł do Ameryki".  Fajnie, tylko że wcale nie. O co chodzi w "Ice bucket challenge"? O pomaganie. Tamtejsze wyzwanie polega na propagowaniu wiedzy o ALS, czyli stwardnieniu zanikowym bocznym . Wiadomo, samo polewanie się kubłami wody nie pomaga nikomu, dlatego gwiazdy apelują: wpłaćcie pieniądze! Wesprzyjcie badania nad leczeniem! Niektórzy nawet nie oblewają się wodą, tylko - jak Charlie Sheen - wysypują sobie na głowę pieniądze. Sheen nie chciał brać udziału w "zabawie" i po prostu powiedział: "To jest 10 tysięcy dolarów, które zamierzam wpłacić na ALS i nominuję was, byście zrobili to samo" .

 

Do czego zmierzam? Nie wiem, w którym momencie i dlaczego u nas z akcji okołocharytatywnej zrobił się łańcuszek wymuszania zaproszeń na kolacje. I chyba nie zamierzam tego śledzić. Wpłaciłam natomiast w tym samym czasie pieniądze na pewną akcję charytatywną i nominuję was wszystkich, byście zrobili to samo. Nieważne, czy na walkę z ebolą czy na psy w schroniskach i nieważne, czy 10 złotych, czy 10 tysięcy złotych. I jeśli chcecie, oblewajcie się kubłami wody albo nie i nominujcie kolejnych ludzi.

ALS Association dzięki Ice Bucket Challange zebrało ponad osiem milionów dolarów w ciągu 24 godzin. "Wybaczcie, że zaśmiecamy wam Facebooka, tak, stwardnienie zanikowe boczne jest paskudną chorobą, to jest brzydkie. Spokojnie - zaraz wrócą na Facebooka zdjęcia kotków, ale my, chorzy, wreszcie zostaliśmy zauważeni. Pomóżcie, zróbcie coś dobrego" - mówi w poruszającym nagraniu chory na stwardnienie Anthony Carbajal.

 

Splash nadal jest "modny" może sprawmy, by w Polsce też przysłużył się czemuś wartościowemu, nie tylko pustej zabawie w "wyzwania"?

Więcej o:
Copyright © Agora SA