Co to w ogóle jest naturalne piękno? Czy coś takiego istnieje?

Naturalne piękno to coś, co każdy w sobie ma, ale niekoniecznie chce pokazywać. A może warto? Ja na przykład im starsza jestem, tym mniej makijażu stosuję. Chciałabym napisać, że to dlatego, że jestem coraz piękniejsza, niestety, prawda jest taka, że z wiekiem w tej kwestii staję się coraz bardziej leniwa.

Z tym naturalnym pięknem to jest trochę jak w dialogu o miłości w "Misiu":

- Co to w ogóle jest miłość? Czy to jest coś takiego?

- Miłość?

- No. Czy to w ogóle jest coś takiego?

- W telewizji czasem pokazują, jak jacyś tam się kochają albo mówią...

- No. Ale w życiu to chyba niemożliwe...

No więc tak, coś takiego jak naturalne piękno owszem, istnieje. Pokazują to w telewizji, a w prawdziwym świecie posiadają to coś dzieci, psy, koty i Wielki Kanion. Normalny człowiek naturalnym pięknem zazwyczaj poraża w sposób niekoniecznie taki, jakiego by sobie życzył. Szczególnie wyraźnie widać to na zdjęciach typu "gwiazdy bez makijażu" albo fotografiach, jakie każdy z nas ma lub miał, bo dawno je spalił. Zrobionych z zaskoczenia na przykład podczas męczącej wyprawy w góry, albo gdy zalewa człowieka fala morska. Naturalnie piękny z naturalnie wyszczerzonym obliczem mógłby straszyć niegrzeczne dzieci.

Naturalne piękno odnosi się też często do opisów "makijażu bez makijażu". Wiecie, takiego który trzeba nakładać sześcioma pędzlami przez pół godziny, żeby wyglądać jak piękna rusałka i udawać że tak właśnie wyglądam jak wstaję. Nie wiem jak wy, ale ja jak wstaję zazwyczaj wyglądam jakbym wypełzła właśnie z meliny po kilku dniach lepszej imprezy. Dopiero zimna woda i wypicie kawy przywracają mi ludzkie oblicze. Co nie zmienia faktu, że im jestem starsza, tym mniej makijażu stosuję. Chciałabym napisać, że to dlatego, że jestem coraz piękniejsza, niestety, prawda jest taka, że z wiekiem w tej kwestii staję się coraz bardziej leniwa.

Nie pamiętam, kiedy zaczęłam się malować. Pewnie jakoś na początku liceum. Były to szalone lata dziewięćdziesiąte, w muzyce popularnej królowały Spajsetki, Christina Aguilera, Britney Spears i TLC. Pojawiły się te wszystkie cudowne trendy: warkoczyki, fryzury ze skręconych w rogi lub kulki włosów "na Bjork" i wszelakie badziewne ozdoby. W pewnym momencie weszła na przykład moda na doklejane pod okiem kryształki i gwiazdki. Były też tusze do włosów, którymi robiło się takie paski. Jednym słowem: szczyt wyrafinowania i dobrego gustu.

W moim kręgu towarzyskim powszechny był wówczas makijaż "na pandę" vel "na szopa": kredowo-biała cera zapudrowana na grubo i dopudrowywana na każdej przerwie w damskim, do tego grzywa zasłaniająca pół twarzy. Oczywiście wszystkie uważałyśmy że wyglądamy świetnie, a to że dodawałyśmy sobie lat jeszcze było atutem.

Na szczęście człowiek z pewnych rzeczy wyrasta i (chcę w to wierzyć) mądrzeje. Dochodzi też do tego bezcennego wniosku, że mniej znaczy więcej nie tylko w architekturze i wnętrzach, ale także w ubiorze i makijażu. Przez ostatnie lata bardzo mocny makijaż był dla mnie odmianą uniformu służbowego, tym chętniej na co dzień nie maluję się w ogóle.

Redaktor w pracy i w cywilu (fot.: Archiwum prywatne)

Znam wiele kobiet, które praktycznie "malują sobie kobietę na twarzy" codziennie. Część z nich bez wątpienia bez makijażu wygląda dość nijako, o części nie mogę się wypowiedzieć, bo nie widziałam ich nigdy niepomalowanych (nawet o 4 rano!), ale część zupełnie nie potrzebuje upiększania. Mimo to uparcie pacykują się co rano. Mnie, szczerze mówiąc, nie chce się z tym wszystkim męczyć. Używam rozświetlającego pudru, tuszu do rzęs i różu. Chwalić Boga, nie mam problemów z cerą, które wymagałyby maskowania podkładem. Jestem stara i zmęczona, wolę pospać piętnaście minut dłużej niż stać przed lustrem!

Jak się na tym całym rytuałem malowania zastanowić, można wysnuć pseudonaukową teorię, że wszystko sprowadza się do braku pewności siebie i ukrywania się pod maską. Bo gdybyś czuła się w swojej skórze dobrze, a twoja twarz ci odpowiadała, nie miałabyś potrzeby zmieniania jej. A może to nie ma żadnego związku z psychologią, może po prostu lubimy te wszystkie pachnące i kolorowe pudry i płyny?

Cindy Crawford, która od lat jest uznawana za jedną z najpiękniejszych kobiet świata, na co dzień nie nosi makijażu, bo jej zdaniem w jej wieku (48 lat) wyraźny makijaż już tylko postarza. Podkład i pudry zbierają się w zmarszczkach, a cienie "rolują" na powiekach. Nadmiar kolorów nadaje ponadto wygląd podstarzałej kelnerki z amerykańskiego " dajnera ".

Może więc warto rozważyć polubienie się ze swoim naturalnym pięknem? Jeżeli uznacie, że tak, możecie od razu zapisać sobie owe refleksje i wysłać jako odpowiedź w konkursie KTÓRY JEST TUTAJ . Autorefleksja i możliwość wygrania kosmetyków - czyli dwa w jednym. Tyle wygrać!

Więcej o:
Copyright © Agora SA