Zabawki z Pewexu, czyli o niezaspokojonych pragnieniach z dzieciństwa

Zdalnie sterowane samochody, wrotki i tatuaże. Każdy marzył o czymś będąc dzieckiem i nastolatkiem. O czymś, co było niedostępne, zbyt drogie, czego rodzice nie pozwalali zrobić lub nie chcieli kupić. W końcu przychodzi osiemnastka i prawdziwa dorosłość, pierwsze zarobione pieniądze albo nagły przypływ sentymentu koło trzydziestki. I bach! Człowiek leci do sklepu, kupuje ten zdalnie sterowany helikopter albo robi sobie pierwszy tatuaż i... no właśnie.

Ja tak miałam z rolkami. W zamierzchłych latach osiemdziesiątych miałam wrotki na metalowych szynach. W sumie był to niezły patent. Dzięki możliwości przesuwania części ruchomych, trzymających z jednej strony palce a z drugiej piętę i kostkę, można było dostosować je do stóp w różnym rozmiarze. Niestety, jeździło się na tym fatalnie, kółka się zacinały, a po jakimś czasie zapieczone śrubki nie dawały się już wykręcać. W końcu wszystko się połamało i pogięło. W tamtych czasach marzyłam oczywiście o wrotkach z butami i takim super hamulcem z przodu. Jak z zagranicznych filmów i reklam, gdzie dzieci śmigały sunąc płynnie niczym łyżwiarz Filipowski z muzyką z walkmanów na uszach. Pełen czad!

Niestety, nigdy się nie doczekałam. Nie wiem, czy były za drogie, czy może mama, wiedziona odwiecznym strachem, że wywrócę się połamię sobie wszystko i wybiję zęby (i tak wybiłam, w innych okolicznościach) postanowiła ich nie kupować. A może nie wyartykułowałam dostatecznie pragnienia? Dość, że amerykańskich wrotek nigdy nie miałam. Nagle, w ubiegłym roku, po latach naszło mnie że pojeździłabym sobie. Wyszłam z pracy, poszłam prosto do sklepu sportowego i kupiłam sobie rolki. Piękne, czarno-różowo-szare, z hamulcem. Założyłam raz.

Z kurzem im do twarzy...

Analogiczną historię przerobiła red. Cieślik z rowerem. Miała dostać na komunię, ale nie dostała (też chodziło o zęby). Pierwszy w życiu sprawiła sobie, gdy miałam 30 lat i... od kilku kolejnych rower stoi w piwnicy, bo Monika nie bardzo umie na nim jeździć i wkurzają ją spadające przy okazji z nosa okulary.

Podpytałam znajomych i okazało się, że prawie każdy ma podobną historię. Lata komuny zostawiły w nas ranę niezaspokojonych pragnień. Te wszystkie plastikowe, żarówiaste cudowności, które człowiek niemal lizał przez szybkę w Pewexie. I słyszane zazwyczaj "Nie, to za drogie" , "Po co ci to?" , "Bez sensu" . Okazuje się, że nie tylko ja, jako dorosła osoba postanowiłam po latach wreszcie kupić sobie coś, czego kiedyś tam nie dostałam. I nie tylko ja się rozczarowałam. Na listach zakupów moich przyjaciół znalazły się rozmaite artefakty.

Ciastolina Play Doh

Play Doh

Straszna nuda i śmierdzi. I mama miała racje, że robi syf.

Kredki pastelowe

Na szczęście Wyspiański rysować potrafił

Takie co można je rozsmarowywać (pani w "Domowym Przedszkolu" takimi rysowała). Leżą gdzieś na strychu. Ładnie sie rozsmarowują, ale ja nie umiem rysować.

Helikopter zdalnie sterowany

 

W ubiegłym roku rozpirzyłem go o ławkę w parku po 15 sekundach dziewiczego lotu.

I, z tego samego działu, zdalnie sterowany samochód

zdalnie sterowany samochódzdalnie sterowany samochód wymarzone prezenty na Dzień Dziecka 30 lat temu

Kupiłam kilka lat temu i leży pod łóżkiem. Nawiasem mówiąc, chce ktoś kupić?

LEGO

LEGO

Kupowałabym tony, ale rozsądek mnie powstrzymuje. I cena Gwiazdy Śmierci.

Różności z papierniczego

zdalnie sterowany samochódNotesik z piesomajkelem Notesik z piesomajkelem

Tu i ja się podpisuję. Te wszystkie cuda do szkoły, kolorowe papiery, notesiki i długopisy, cienkopisy i korektory. Do dziś odkładam papiery z rozpakowanych prezentów do szuflady, bo szkoda wyrzucać. Red. Zielińska z rozrzewnieniem wspomniała o chińskich piórnikach z kompletem do geometrii : "Linijka, ekierka, cyrkiel, gumka, coś tam jeszcze, w zgrabnym, niebiesko-żółtym pudełeczku, blaszanym. Zniszczyłam dwa, bo to była straszna tandeta, ale było dla mnie symbolem luksusu. Gdybym gdzieś znalazła - natychmiast bym kupiła, wąchała i dotykała. P.S. Byłam beznadziejna z matematyki i jeszcze gorsza z geometrii" .

Są też rzeczy, których już nigdy nie będziemy mieć. Na przykład, taki mały samochodzik na pedały (albo w wersji lux - z silniczkiem), który wygląda jak prawdziwy, tylko jest pomniejszony do rozmiaru dziecięcego. Niby można kupić, ale to jednak byłaby przesada...

  Samochodzik na pedały Samochodzik na pedały

Na szczęście, są też szczęśliwe historie o rzeczach zakazanych nabytych w wieku dorosłym. I nie tylko o rzeczach mowa, listę bowiem otwierają.

Zwierzaki! (a w szczególności koty)

  Kotek! Kotek!

Okazało się TYM! Od 15 lat przechowuję okazy tego gatunku!

Niestety, z wyjątkiem konia

 Chcę konika! Albo chociaż kucyka!

Chciałam od kiedy pamiętam. Na moje "tatusiu, kuuupmy konika" tatuś odpowiadał "kupimy dwa i żyrafę". NIGDY SIĘ TAK NIE STAŁO.

Tatuaże

  Miss Olgu kocha swoich rodziców Miss Olgu kocha swoich rodziców

  CzarneSerca dla mesmerik.com CzarneSerca dla mesmerik.com

Bo są na zawsze. I mam w nosie jak będą wyglądać po osiemdziesiątce. Zresztą, wtedy wszyscy będziemy równie "piękni".

Deskorolka (albo longboard)

  http://instagram.com/nxl9 http://instagram.com/nxl9

Jeździłam codziennie całe lato, aż się nie wywaliłam, tak, że ciężko było stać, nie mówiąc o wybrykach. Potem się wygoiło, wróciłam i doszłam do poziomu slalomów z górki zanim przyszły chłody. A, dostałam na trzydziestkę, więc brzmi zupełnie jak zmyślona dziennikarska historia.

Figurki

 Figurki Figurki

Takie co się składa, rzeźbi i maluje. Zacząłem na pierwszym roku studiów i przez te wszystkie lata na farby, sprzęt modelarski i modele poszła niezła fortuna. Wcześniej nigdy nie mogłem mieć, bo raz, że to kosztuje dużo kasy, a dwa, że rodzice nigdy nie akceptowali rzeczy, które lubiłem. Tolerowali książki, ale chyba dlatego, że medium było "prestiżowe".

Instrumenty muzyczne

Nagle sporo znajomych po 30 zaczęło kupować I ROBIĆ instrumenty wszelakie. W sumie ja też chcę przypomnieć sobie, jak to było, kiedy się miało 14 lat i grało na gitarze, ale tym razem nie na kiepskiej, klasycznej, po bracie, tylko na lepszej, akustycznej.

 

P.S. Przy okazji zbierania materiałów do artykułu wyszło, że niemal wszystkie w redakcji Focha nie miałyśmy Barbie a mniej wulgarną wersję, czyli Fleur (przypadek? - nie sądzę). Ale o tym i o skryto-spełnianiu zabawkowych marzeń za pomocą najlepszej wymówki świata, czyli dzieci i wpędzaniu ich w poczucie winy sakramentalnym "Ja w twoim wieku" - następnym razem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.