Ja tak miałam z rolkami. W zamierzchłych latach osiemdziesiątych miałam wrotki na metalowych szynach. W sumie był to niezły patent. Dzięki możliwości przesuwania części ruchomych, trzymających z jednej strony palce a z drugiej piętę i kostkę, można było dostosować je do stóp w różnym rozmiarze. Niestety, jeździło się na tym fatalnie, kółka się zacinały, a po jakimś czasie zapieczone śrubki nie dawały się już wykręcać. W końcu wszystko się połamało i pogięło. W tamtych czasach marzyłam oczywiście o wrotkach z butami i takim super hamulcem z przodu. Jak z zagranicznych filmów i reklam, gdzie dzieci śmigały sunąc płynnie niczym łyżwiarz Filipowski z muzyką z walkmanów na uszach. Pełen czad!
Niestety, nigdy się nie doczekałam. Nie wiem, czy były za drogie, czy może mama, wiedziona odwiecznym strachem, że wywrócę się połamię sobie wszystko i wybiję zęby (i tak wybiłam, w innych okolicznościach) postanowiła ich nie kupować. A może nie wyartykułowałam dostatecznie pragnienia? Dość, że amerykańskich wrotek nigdy nie miałam. Nagle, w ubiegłym roku, po latach naszło mnie że pojeździłabym sobie. Wyszłam z pracy, poszłam prosto do sklepu sportowego i kupiłam sobie rolki. Piękne, czarno-różowo-szare, z hamulcem. Założyłam raz.
Z kurzem im do twarzy...
Analogiczną historię przerobiła red. Cieślik z rowerem. Miała dostać na komunię, ale nie dostała (też chodziło o zęby). Pierwszy w życiu sprawiła sobie, gdy miałam 30 lat i... od kilku kolejnych rower stoi w piwnicy, bo Monika nie bardzo umie na nim jeździć i wkurzają ją spadające przy okazji z nosa okulary.
Podpytałam znajomych i okazało się, że prawie każdy ma podobną historię. Lata komuny zostawiły w nas ranę niezaspokojonych pragnień. Te wszystkie plastikowe, żarówiaste cudowności, które człowiek niemal lizał przez szybkę w Pewexie. I słyszane zazwyczaj "Nie, to za drogie" , "Po co ci to?" , "Bez sensu" . Okazuje się, że nie tylko ja, jako dorosła osoba postanowiłam po latach wreszcie kupić sobie coś, czego kiedyś tam nie dostałam. I nie tylko ja się rozczarowałam. Na listach zakupów moich przyjaciół znalazły się rozmaite artefakty.
Play Doh
Na szczęście Wyspiański rysować potrafił
zdalnie sterowany samochód wymarzone prezenty na Dzień Dziecka 30 lat temu
LEGO
Różności z papierniczego
Notesik z piesomajkelem Notesik z piesomajkelem
Tu i ja się podpisuję. Te wszystkie cuda do szkoły, kolorowe papiery, notesiki i długopisy, cienkopisy i korektory. Do dziś odkładam papiery z rozpakowanych prezentów do szuflady, bo szkoda wyrzucać. Red. Zielińska z rozrzewnieniem wspomniała o chińskich piórnikach z kompletem do geometrii : "Linijka, ekierka, cyrkiel, gumka, coś tam jeszcze, w zgrabnym, niebiesko-żółtym pudełeczku, blaszanym. Zniszczyłam dwa, bo to była straszna tandeta, ale było dla mnie symbolem luksusu. Gdybym gdzieś znalazła - natychmiast bym kupiła, wąchała i dotykała. P.S. Byłam beznadziejna z matematyki i jeszcze gorsza z geometrii" .
Są też rzeczy, których już nigdy nie będziemy mieć. Na przykład, taki mały samochodzik na pedały (albo w wersji lux - z silniczkiem), który wygląda jak prawdziwy, tylko jest pomniejszony do rozmiaru dziecięcego. Niby można kupić, ale to jednak byłaby przesada...
Samochodzik na pedały Samochodzik na pedały
Na szczęście, są też szczęśliwe historie o rzeczach zakazanych nabytych w wieku dorosłym. I nie tylko o rzeczach mowa, listę bowiem otwierają.
Kotek! Kotek!
Chcę konika! Albo chociaż kucyka!
Miss Olgu kocha swoich rodziców Miss Olgu kocha swoich rodziców
CzarneSerca dla mesmerik.com CzarneSerca dla mesmerik.com
http://instagram.com/nxl9 http://instagram.com/nxl9
Figurki Figurki
P.S. Przy okazji zbierania materiałów do artykułu wyszło, że niemal wszystkie w redakcji Focha nie miałyśmy Barbie a mniej wulgarną wersję, czyli Fleur (przypadek? - nie sądzę). Ale o tym i o skryto-spełnianiu zabawkowych marzeń za pomocą najlepszej wymówki świata, czyli dzieci i wpędzaniu ich w poczucie winy sakramentalnym "Ja w twoim wieku" - następnym razem.