"Ćwiczę, żeby schudnąć" - najgorsza motywacja?

Większość z nas ćwiczy, bo chce schudnąć. I niby dobrze, bo dlaczego nie. Mnie się jednak wydaje, że ćwiczenie po to, żeby schudnąć jest złe. Dlaczego? Postaram się to wyjaśnić.

Sport w imię zdrowia czy tylko kształtnej sylwetki? (fot. Pexels.com CC0)

Ćwiczenia i treningi nie zostały wymyślone po to, żeby schudnąć. Czemu więc mają służyć? Poprawieniu formy, budowaniu wytrzymałości, rzeźbieniu ciała. Dzięki ćwiczeniom można poradzić sobie z wieloma przykrymi dolegliwościami (treningi rehabilitacyjne), można rozwijać mózg (wszelkie treningi taneczne), można po prostu uczyć się nowych rzeczy - narty, pływanie, nurkowanie, surfing, boks. Można szukać wyciszenia (joga, tai-chi), można próbować się wyżyć (sporty walki), można jakoś spróbować wytracić nadwyżki energetyczne, jeśli się takie ma (tak, tak, są tacy ludzie, którzy jak się porządnie nie zmęczą, to wybuchną, choć być może to nerwica po prostu).

Czasem rzeczywiście treningom towarzyszy utrata wagi, najczęściej wtedy, kiedy trenuje się baaardzo dużo, a o to w dorosłym życiu naprawdę trudno (chyba że się jest instruktorką fitnessu na przykład). Ale utrata wagi raczej nie bywa celem samym w sobie, jest po prostu skutkiem. Ciało się rzeźbi, budyń zamienia się w mięśnie niejako przy okazji i przez przypadek. Ale, tak jak mówię - trzeba ćwiczyć naprawdę bardzo dużo. Machanie ręką i nogą bez przekonania na stepie trzy razy w tygodniu to niestety za mało, żeby osiągnąć taki efekt.

Blind Bloger ćwiczy, żeby prezentować nowe, unikatowe połączenia kolorystyczneBlind Bloger ćwiczy, żeby prezentować nowe, unikatowe połączenia kolorystyczne Blind Bloger ćwiczy, żeby prezentować nowe, unikatowe połączenia kolorystyczne Blind Bloger ćwiczy, żeby prezentować nowe, unikatowe połączenia kolorystyczne

Kiedy skupiamy się na tym, że za wszelką cenę chcemy schudnąć uprawiając sport, przestaje nam zależeć na tym, co i jak lubimy ćwiczyć, a zaczynamy się skupiać na tym, przy czym spala się najwięcej kalorii, czyli co "najlepiej odchudza". Oczywiście są takie kilerskie treningi, w czasie których można spalić naprawdę dużo kalorii w godzinę (dużo to 500, 600, 700 - trzeba się ostro napocić, żeby tyle spalić, ale żeby zjeść, to już nie), ale naprawdę, na ogół są bardzo kilerskie (tabata na przykład, czyli te cholerne interwały). I nie dla wszystkich. I nie na początek. I, przede wszystkim, nie są one dla osób z prawdziwą nadwagą (podobnie zresztą jak bieganie). Dlaczego? Bo można zrobić sobie prawdziwą krzywdę, coś przeciążyć, coś naderwać, coś naciągnąć słowem - uszkodzić. A wtedy pa pa sporcie. I po co nam to było?

Poza tym rzadko się zdarza, żeby ktoś, kto nie ma sportowego zaplecza i kto wybrał sobie taki trening, skusił się na niego po raz drugi (bo boli, bo masakra, bo ledwo zipie, bo jestem trupem po trzech minutach, bo do niczego się nie nadaję). I żadne mityczne endorfiny tego nie zmienią. Zaczynanie przygody ze sportem wymaga zdrowego rozsądku i rozwagi. Oczywiście, że warto ćwiczyć, z miliona powodów. Ale może zaczynajmy tak, żeby nam się chciało poćwiczyć po raz kolejny? I kolejny? I jeszcze jeden? Czyli zaczynajmy powoli i najlepiej od tego, co najbardziej lubimy albo co podejrzewamy, że może się nam spodobać. A że być może nie spala się przy tym setek tysięcy kalorii? Cóż, jak już wcześniej powiedziałam, sport nie służy do tego, żeby chudnąć. Sport może jedynie trochę "wspomagać" chudnięcie.

Po co więc ćwiczyć, skoro nie po to, żeby schudnąć? Według mnie po to, żeby jak najdłużej być zdrowym. A chyba dzisiaj wszyscy już wiedzą, że sport uprawiany wyczynowo wcale zdrowiu nie służy. Fajnie mieć mięśnie zamiast galarety (przepraszam wszystkich, którzy wolą galaretę, każdy ma prawo lubić to, na co ma ochotę, ale dzisiaj o sporcie, więc dlatego tak. Poza tym mam obsesję mięśni. Ach, i jeszcze ten drobny szczegół - masa mięśniowa spala więcej kalorii!), fajnie mieć gibkie ciało, które potrafi schylić się do podłogi bez bólu, fajnie móc podbiec do autobusu bez zadyszki i wejść po schodach na czwarte piętro do znajomych, którzy nie mają windy (hu hu hu, wiem coś o tym, mieszkam na czwartym bez windy). Fajnie, kiedy nie bolą nas plecy od komputera i od wielu innych rzeczy, fajnie chodzić sprężystym krokiem i być wyprostowanym, pograć z dzieckiem w piłkę, wspiąć się za nim na pająka na placu zabaw, dogonić, kiedy nam ucieka. Ćwiczenia i sport po prostu potrzebne są nam do tego, żeby lepiej, wygodniej, mniej boleśnie nam się żyło. I tak, każda aktywność jest dobra, a najlepsza jest ta, którą naprawdę lubimy robić, a nie ta, przy której spala się najwięcej kalorii.

P.S. Miałam ostatnio wywiad z Joanną Jędrzejczyk, naszą mistrzynią świata walk MMA w UFC. Tak, przyznała, że zaczęła ćwiczyć sporty walki jako szesnastolatka, bo chciała zgubić kilka kilogramów, ale za chwilę dodała, że tak naprawdę chciała być w życiu kimś niezwykłym i szukała tylko dziedziny, w której mogłaby być. Znalazła ją w sporcie. A to już jest zupełnie inna motywacja...

Nie każdy musi realizować się w sporcie, ale każdy powinien z przyjemnością i regularnie się poruszać. Dla zdrowia, nie dla jakiejś pieprzonej wagi.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.