Dziecko to też człowiek, więc go nie tresuj (w przeciwieństwie do psa)

Dziecko jest dla mnie przede wszystkim CZŁOWIEKIEM. Mniejszym, ale potrafiącym odróżnić to, co lubi od tego, czego nie lubi. Dlatego nie przekonacie mnie do tego, aby dziecko tresować. Mój dom to ani zoo, ani cyrk.

W wielu komentarzach pod tekstem "Czego bezdzietni nie wiedzą o życiu" piętnowaliście mnie za to, że dyskutuję z dzieckiem, że pozwalam mu decydować o tym, co może jeść, w co się ubrać, że ulegam chwilom zabawy - zamiast stać z zegarkiem w ręku i walić w gong: "Śniadanie!", "Przedszkole!", "Kolacja!", "Kąpiel!".

Pomijam fakt, że każdy tekst to pewna fikcja literacka, ale wielu z was przekłada je jeden do jednego (czy spotkanych na ulicy serialowych bohaterów też nie lubicie, kiedy w filmie są niemili, albo współczujecie im, kiedy w filmie spotyka ich coś złego? Hę?), bo nie o to chodzi. Chwalicie się, że wasze dzieci chodzą "jak w zegarku", a jeśli ich nie macie, to na pewno "chodziłyby", bo przecież każdy wie, co jest w wychowaniu dzieci najważniejsze. Karność i posłuszeństwo.

Psy może i lubią być tresowane, dzieci - niekoniecznie. Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta

Nic mi do tego, jak wychowujecie swoje dzieci, dopóki nie są bite, tłamszone, nie doznają jakiejkolwiek przemocy. Każdy ma swoje założenia w stosunku do swoich dzieci, każdy sam wie, czego chce ich nauczyć. Ja mam jedną, najważniejszą zasadę, czy też myśl. Dla mnie dziecko to CZŁOWIEK. Mniejszy, ale nie głupszy. Mniejszy, ale tak samo zasługujący na szacunek jak każdy inny człowiek, z którym mam do czynienia. A w stosunku do ludzi jedna zasada jest ważna - nie robię tego, czego sama nie chciałabym doświadczyć.

Skoro nie wrzeszczę i nie obrażam ludzi wokół mnie, to dlaczego miałabym wrzeszczeć i obrażać swoje dziecko? Skoro nie życzę sobie i nie lubię, żeby ktoś mi rozkazywał, dlaczego mam rozkazywać dzieciom? Skoro nie lubię być zmuszana do jedzenia rzeczy, których nie lubię, dlaczego mam zmuszać dziecko? Skoro pewne ubrania lubię bardziej, bo są wygodniejsze i milsze, a inne mniej, bo nie czuję się w nich wygodnie, dlaczego mam odmawiać tego poczucia dziecku?

Mówicie - dziecko jest małe i głupie, i nie wie, co jest dla niego dobre. Ja myślę inaczej - dzieci są wystarczająco mądre, choć nie umieją jeszcze wszystkiego opowiedzieć, może brakować im słów lub doświadczeń, mogą nie umieć przewidzieć wszystkich konsekwencji swoich działań, dlatego m.in. musimy pilnować, żeby na mróz wyszły w skarpetkach, czapkach i szalikach, nie grzebały w kontakcie, nie pożerały piasku w piaskownicy. Myślę tak samo o niemowlętach, kilkulatkach, czy nastolatkach. Czy fakt, że niemowlę nie umie mówić sprawia, że ja nie mogę do niego mówić? Czy nie powinnam mu opowiadać tego, co się z nim dzieje, żeby mogło poczuć się bezpiecznie? Nikt do końca nie wie, co się dzieje w głowie niemowlęcia, dlaczego więc zakładamy, że jest niedorozwinięte i nie potrzebuje kontaktu innego niż tylko zaspokajanie podstawowych funkcji życiowych?

Każdy wiek ma swoje problemy, z którymi czasem trudno sobie poradzić, ale czy my, światli, dojrzali dorośli zawsze zachowujemy się mądrze? Upijając się, niezdrowo jedząc, nie ruszając się, kłamiąc, czy obgadując szefów w pracy (sorry za banalne przykłady, ale chciałam, żeby były takie "z życia", hu hu hu). Gdyby tak przeanalizować głupie zachowania dorosłych i dzieci, dorośli na pewno nie zostaliby daleko w tyle. Dlaczego więc wydaje się nam, że mamy monopol na prawdę? Że dziecko ma robić tak, jak my chcemy? Bo mamy więcej lat?

Nie, to nie znaczy, że wychowuję swoje dzieci bezstresowo, że w naszym domu nie ma żadnych zasad. Bez zasad nie dałoby się żyć. Ale tych zasad, które muszą być, bo nie dałoby się żyć, jest tak dużo, że nie mam ochoty tworzyć nowych, sztucznych. Trzeba rano wstać, ubrać się, umyć, pójść do przedszkola, powiedzieć dzień dobry sąsiadom i paniom, zmienić buty, jeść w określonych porach. Przedszkole jest jedną wielką ZASADĄ, bo inaczej paniom nie udałoby się zachować względnego porządku w grupie. I, moim zdaniem, kiedy to dziecko wraca z przedszkola do domu, potrzebuje chwili wytchnienia, a nie kolejnego rygoru. Dlatego nie stoję z gwizdkiem i nie popędzam.

Staram się trzymać pewnych godzin, bo mi samej też zależy na kawałku wolnego wieczoru, poza tym dziecko musi rano wstać i przespać określoną liczbę godzin, ale raz wyjdzie lepiej, a raz gorzej. Nie robię problemu z dwóch zaakceptowanych par spodni i trzech par skarpetek, bo przypuszczam, że kryje się za tym coś więcej, choć ja może nie wiem jeszcze co. Nie mam problemu, żeby zapytać, na co ma dziś ochotę - dlaczego nie może zjeść tego, co lubi? Dlaczego mam mu odmawiać wyboru? Całe życie polega na dokonywaniu wyborów, dlaczego nie zacząć już teraz? Nie, to nie znaczy, że przygotowuję cztery śniadania, żeby wszystkie cztery mogły zostać odrzucone.

Uważam, że dziecko to człowiek , dlatego rozmawiam z nim i dyskutuję. Słucham jego argumentów, chcę je poznać. Chcę, żeby ono słuchało moich. Chcę, żeby wiedziało dlaczego tak się robi w naszym domu, a nie "tak ma być i już, bo ja tu rządzę". "Nie, bo nie, tak, bo tak"- to nie są moje ulubione argumenty, choć doskonale je znam. Dziecko to człowiek, a nie pies, dzieci się wychowuje, a nie tresuje. Taki w każdym razie jest mój model wychowawczy. Bo chcę, żeby kiedyś było samodzielnie myślącą istotą, która nie poddaje się głupim rozkazom. Żeby wiedziało, że należy mu się szacunek i dobre traktowanie. Że nikt nie ma prawa drzeć się na niego i bić. Nikt nie ma prawa psychicznie go dręczyć. Chcę też, żeby dążyło do swobody i wolności, bo norm i zasad, których trzeba przestrzegać na co dzień jest tyle, że oszaleć można. I nie, ten tekst nie jest fikcją literacką.

P.S. Niestety, mimo tak wspaniałych (wg mnie) założeń nie jestem matką idealną. Bo tak samo jak każdy inny człowiek czasem mam zły dzień, boli mnie głowa, nic mi się nie chce albo tracę cierpliwość. Ale myślę, że to też jest potrzebny czynnik w wychowaniu małego człowieka.

Więcej o:
Copyright © Agora SA