4 zasady życiowe, dzięki którym dożyjesz 100 lat - w szczęściu!

Zachodni świat wciąż liczy na wynalezienie magicznej tabletki (albo sposobu), przy pomocy której / którego będzie można przedłużyć sobie życie i zdrowie. W innych światach ludzie po prostu żyją, a czasem nawet udaje im się żyć długo. I zdrowo. Bez wielkiej pomocy lekarzy i tabletek.

Dan Buettner , autor książki "Niebieskie strefy. 9 lekcji długowieczności od ludzi żyjących najdłużej" postanowił osobiście sprawdzić, w jaki sposób żyją ludzie zamieszkujący regiony, gdzie żyje najwięcej stulatków. Jakie to miejsca? Sardynia, Okinawa, Kostaryka, Kalifornia, Grecja. Zależało mu na tym, żeby jak najwięcej z tego, czego się tam dowie, przeszczepić na nasz grunt - żebyśmy wiedzieli co robić, żeby pomóc sobie żyć dłużej. I lepiej. Oczywiście ktoś powie, że większość tych miejsc to tereny czyste, wiejskie, ciepłe i słoneczne. I to też na pewno ma wpływ na długość życia ich mieszkańców. Ale nie tylko to. Co jeszcze wyszło z badań Dana?

starzy panowiestarzy panowie Pexels Ważne, żeby było z kim posiedzieć, pograć w coś, pogadać. Napić się, pośmiać, takie tam (fot. Pexels.com CC0)

1. Ruch. Jest najważniejszy. Oczywiście pisząc "ruch", Dan wcale nie ma na myśli skomplikowanych ćwiczeń na stepie, pompek, czy innej Zumby. Chodzi raczej o prosty, umiarkowany, a przede wszystkim (co najważniejsze) CODZIENNY ruch. Długi spacer (mieszkańcy Sardynii są pasterzami, ich codzienny, wielokilometrowy spacer związany jest z wypasaniem zwierząt), proste ćwiczenia związane z uprawą ogródka (Okinawczycy) czy codzienną pracą na polu (Ikaryjczycy i Kostaryjczycy), ćwiczenia związane z nieużywaniem mebli (znów Okinawa - częste wstawanie i siadanie na ziemi wzmacnia dolne partie ciała i ćwiczy równowagę - bardzo ważne w przypadku osób starszych), jazda na rowerze. Chodzi o to, żeby nasz styl życia wymuszał codzienny ruch. On nie musi być skomplikowany. Szczęśliwi posiadacze psów - już dawno udowodniono, że spacery są najzdrowsze. Żadne tam biegi, maratony czy fitnessy - za bardzo obciążają stawy! Chodzenie, to jest to! Rzuć więc samochód i przejdź się do autobusu. A jeśli to możliwe - do pracy pieszo. Pół godziny w jedną i pół godziny w drugą stronę to czas idealny. Rower też jest świetny. I wszelkie podejścia pod górę. Byle robić to codziennie, nie tylko od święta.

2. Jedzenie. Wiadomo, podstawa zdrowia. Co jedzą mieszkańcy niebieskich stref? A może nie tyle co, tylko ile? Zasada pierwsza - mało. Niedojadanie to podstawa. Okresowe posty, wynikające bądź to z religii, bądź z przednówka? Jak najbardziej. Niejedzenie jest zdrowe, spowalnia procesy starzenia. Mięso? Jest drogie, więc w diecie ludzi niebieskich stref pojawia się rzadko, np. kilka razy do roku. Podstawa to warzywa, najczęściej te, które można wyhodować czy to w przydomowym ogródku, czy też na polu. Tak, wiem, nie rzucimy teraz naszych wspaniałych prac w korpo, żeby obrabiać trójpolówkę. Ale możemy zacząć jeść sezonowo i lokalnie. Prosto, rzeczy jak najmniej przetworzone. Kasze, warzywa, zioła. Pić zdrowe napary ze wszystkiego. Zawsze warto zacząć stosować zasadę "wstaję od stołu zawsze trochę niedojedzony". Dla mnie to najtrudniejsze. Nie wiem, jak przestać obsesyjnie myśleć o jedzeniu. Nie wiem, jak sprawić, żeby przestało być ważne, stało się po prostu pokarmem, dzięki któremu nasze ciało działa i żyje. W dzisiejszych czasach codziennie mamy jakieś małe święto. A to mi smutno, więc zjem czekoladkę. A to upiekę / ugotuję coś pysznego. A to "zasłużyłam na to, bo miałam trudny dzień" i bach, w koszyku lądują lody, które podobno jak nic innego potrafią nas pocieszyć. W niebieskich strefach obżarstwo wiąże się tylko ze świętami, a tych jest niewiele w roku, więc nie mogą nam zaszkodzić.

3. Życie w społeczności. Możemy się odżywiać najzdrowiej, jak tylko można, możemy codziennie zasuwać na siłownię - nici z długiego życia, jeśli mieszkamy sami w wielkim apartamentowcu, w którym nawet nie bardzo znamy własnych sąsiadów. Żeby żyć długo, potrzebujemy społecznych więzi. Potrzebujemy być dla kogoś ważnym, potrzebujemy, żeby ktoś nas szanował czy po prostu lubił. W "niebieskich strefach" stulatkowie to osoby powszechnie szanowane, które pyta się o radę w ważnych sprawach, które się odwiedza, żeby im pomóc, czy po prostu zapytać, co słychać. Nie wyrzuca się ich na margines, kiedy stają się niedołężni - do końca mieszkają "przy rodzinie". Mieszkańcy "niebieskich stref" doskonale wiedzą, po co wstają z łóżka, sumiennie wywiązują się ze swoich prostych, codziennych obowiązków. W wolnych chwilach lubią się spotkać z sąsiadami przy kieliszku wina czy innej sake (odrobina alkoholu na co dzień też działa dobrze, bo relaksuje, ale ODROBINA) i odpocząć od codzienności. Ich rozrywki są proste - dobry owoc, zjedzony pod drzewem, wieczorne śpiewy z kolegami / koleżankami. Adwentyści z Kalifornii sensu swojego życia szukają w pomaganiu innym - bycie potrzebnym daje siłę. "Ja, moje, dla mnie" - niekoniecznie, choć być może wpływa czasem na zawartość portfela.

4. Co jeszcze? Jeszcze relaks. Albo coś w tym stylu. Adwentyści z Kalifornii mają swój szabat, kiedy na bok odstawia się pracę, internet, telefon, komputer. Nie załatwia się wtedy żadnych spraw tylko odpoczywa z rodziną i się modli. Grecy mają swoje popołudniowe drzemki, niektórzy twierdzą, że wystarczy 30 minut kilka razy w tygodniu, żeby poczuć ich zbawienną moc. Grecy generalnie nie za bardzo lubią się przejmować - chodzą spać późno, wstają późno. Ale ponoć powszechne u mieszkańców niebieskich stref jest myślenie, że człowiek potrzebuje zajęcia. Bo kiedy ludzie mają zbyt dużo wolnego czasu, poddają się słabościom. Ale tego zajęcia potrzeba akurat tyle, żeby się nim nie zestresować. Banalne, prawda?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.