Jak chcesz ćwiczyć, to ćwicz, a nie udawaj

Wciąż chodzę na ten fitness. No wiecie, kaloryfer sam się nie zrobi, a za oknem zimno. W każdym razie chodzę. Ćwiczę. I patrzę. Na tych, co też chodzą, ale tylko udają, że ćwiczą.

Bo jeśli ćwiczyć, to jakoś estetycznie!

Trener mi kiedyś powiedział: "Najważniejsze są te ostatnie powtórzenia. Robisz 100 przysiadów, ale najbardziej liczą się te trzy ostatnie. Tak, wiem, że to przykre. Ale tak jest i już. Dopiero wtedy zaczyna się zmiana". Chodakowska powtarza, że "twoje ciało może więcej, niż twoja głowa", czyli tylko ci się wydaje, że już nie możesz. Możesz, możesz, tylko po prostu ci się nie chce. Odpoczęłabyś. Usiadła. Wody się napiła. Pogadała. A tu trzeba dalej nogą machać, nikt się nie lituje. Bo w sporcie wygrywa się głową, a nie mięśniami. Każdy profesjonalny zawodnik ci to powie.

Tak, wiem. Profesjonalnym jest łatwiej. Mają swój sztab psychologów, coachów, którzy ich odpowiednio ustawiają do zawodów. A ty? Kogo masz? Swój biedny, sterany korpo-pracą mózg, który najchętniej najadłby się czekolady i odrobinę poleżał, a ty fundujesz mu kolejny wysiłek. Ale skoro już zwlekłaś się zza tego biurka przed step, to weźże się rusz, na Boga!

Wpadnij charytatywnie poćwiczyć fitnessWpadnij charytatywnie poćwiczyć fitness (fot. AM) Relacja z krainy fitnessu (fot. AM)

Rozgrzewka

Bardzo prosta. Step touch, heel back, grape vine, v-step, kolana (tym, którzy na fitnessy nie chodzą polecam wrzucić w gugla, wszystko wyskoczy). Generalnie superproste kroki w przód, w tył, w bok, kolanko ugiąć, takie tam. Ale krok musi być spory, energetyczny, w tempie, do muzyki. Oprócz nóg oczywiście mają pracować też ręce, przecież rozgrzewamy całe ciało. w górę, w dół, w bok. Ręka prosta, napięta, a nie jakiś tam sobie zwisający flaczek. A miła pani jedna z drugą jakby bała się, żeby jej coś w kroku nie pękło. Nie ma się co bać, przecież już i tak jest pęknięte. Jakby bała się, żeby się nie zadyszeć. A ma się zadyszeć! Po coś tu przyszła. Po coś też jest ta rozgrzewka. Również po to, żeby podnieść tętno (wtedy lepiej się spala tłuszcz). A tym kroczkiem lelum polelum Milady o związanych kolankach to nic się nie podniesie. Nic. No, ale trzeba przecież koszulki nie zapocić. Bo jeszcze by ją człowiek musiał potem uprać?

Jak kolano trzeba do pośladka, to ona zegnie do 90 stopni. Jak trener mówi, żeby podkładki pod step podłożyć (jest wyżej - jest ciężej), to ona nie podłoży, bo po co. Wszyscy ćwiczą, to i ona ćwiczy. Multisport ma? Ma. Jest fit? Jest, a jakże. Tylko czemu wcale tego nie widać?

Trener mówi - weźcie hantle, ona bierze, a jakże. Te różowe, najlżejsze, półkilówki. No bo przecież wiadomo, że nie chce za dwa treningi wyglądać jak jakiś bokser. Mieć pleców szerokich jak szafa, a bicoli jak jakiś kark. Ona jest przecież damą. Właściwie sama nie wie, po co tu przyszła. Aha, koleżanka kazała. No tak, zapomniała.

Pompki? Czy on zmysły postradał? Kto umie pompki? Mąż nawet nie umie, a co dopiero ona. I znowu - tak mi pięknie ramionka zwisają, co będzie, jak zwisać mi przestaną? Poleżę. Posapię. Zmęczyłam się przecież samym patrzeniem.

Podskoki? Serio? Niech sobie moja córka skacze na skakance jak ma ochotę, ja mam cycki i one zamierzają podbić mi oczy. Przecież nie będę potem z siniakami pod oczami do pracy chodzić.

Przysiady. Dupką należy zejść na wysokość kolan, żeby to miało sens. No ale bez przesady. Czy ja wyglądam jak Chodakowska? Ja sobie tak, troszeczkę, ociupinkę zejdę, przecież i tak wiadomo, że dobre poślady to się operacją robi, a nie ćwiczeniami. To jakaś masakra jest.

Brzuszki? No mi się po prostu w brzuchu tak zgiąć nie uda. Nie ma takiej opcji. Za dużo mam tam poduszek, nawet kołderka jakaś się znajdzie. Poza tym - mamusiu, jak to boli!

Nie, nie piszę o tych, co pierwszy raz na zajęciach i jeszcze nie wiedzą o co chodzi, muszą się nauczyć i w ćwiczeniach rozeznać. Ponieważ chodzę regularnie do jednego klubu na wiele rozmaitych zajęć, wiem, kto chodzi regularnie, a kto dopiero zaczyna. Powiecie mi: "ludzie nie mają siły, zdolności". No ale chyba po to chodzą, żeby tę siłę zdobyć? Tylko jak się sobie szansy nie da, poprzeczki odrobinę nie podniesie, ciężaru nie zwiększy, podobnie jak liczby powtórzeń, to siła sama nie przyjdzie. Nie wiem, może to i lepiej chodzić i jakkolwiek ruszać nóżką niż nie robić kompletnie nic. Ale tak sobie myślę, że może jak ktoś nie lubi, to jednak nie powinien się męczyć?

Właśnie czytam taką książkę, gdzie pan pisze, że najzdrowsze dla nas i tak są spacery. Może lepiej na spacer? Na świeżym powietrzu, można się nie zasapać (choć na dynamicznym też się można zmęczyć). Może na jogę? Może na basen? Tyle tych sportowych zajęć, nie każdy musi od razu wyczynowo trenować aerobik. Bo jak się już człowiek decyduje na ten fitness, to żeby on miał sens, to trzeba się trochę przyłożyć. I zmęczyć. I spocić. A potem w dodatku boli. Mnie zawsze boli. Ale ja to akurat lubię. Wtedy wiem, że poćwiczyłam.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA