Pornografizacja śmierci, czyli jak nie przekonasz nieprzekonanych

W mediach społecznościowych zaroiło się od zdjęć. Zdjęć udostępnianych, jak przypuszczam, w dobrej wierze, ale jednak bezmyślnie i bez sensu. Chodzi o zdjęcia potopionych dzieci uchodźców. Martwych. Wyrzuconych na brzeg. W pieluchach. W dresach. Nagich. Zdjęcia, których nie chciałam oglądać, ale się nie dało. I nie da się już ich "odzobaczyć?.

Wiem, jak brzmią argumenty udostępniających te zdjęcia, bo ta dyskusja toczy się od kilku dni. "Trzeba ludźmi wstrząsnąć". "Trzeba ludziom pokazać". "Trzeba im przypomnieć". "Trzeba udowodnić". "Nie zobaczą - nie uwierzą". "Tylko tak można dotrzeć do tych czarnych sumień". "W kulturze obrazkowej tylko w ten sposób da się do ludzi mówić". A ja jednak myślę, że nie. Że te tłumaczenia za bardzo przypominają mi słowa redaktora naczelnego magazynu "Fakt", który niedawno podobnymi zdaniami tłumaczył się ze zdjęć ciosanej siekierą dziewczynki na jedynce. I nie brzmiały one wiarygodnie. Wystarczy, że wiedziałam, co się stało. Naprawdę nie potrzebowałam widzieć tego na własne oczy. Teraz czuję podobnie - te słowa nie brzmią wiarygodnie. A głupiutki Facebook z tekstami typu "jem pierożki dim sum tu i tu, są naprawdę pyszne" i pięknie stylizowanymi selfie z dzióbkiem nie wydaje mi się miejscem odpowiednim do tego typu zdjęć.

http://www.vontrompka.comhttp://www.vontrompka.com http://www.vontrompka.com www.vontrompka.com

To są czyjeś dzieci, które zginęły w drodze do lepszego świata. To tragedia, której nie jestem sobie w stanie wyobrazić. Te dzieci się na te zdjęcia nie godziły. Ich rodzice pewnie też nie. Ktoś je zrobił i, mam nadzieję, że w dobrej wierze (ale to wcale nie takie pewne) udostępnił. Żebyśmy na własne oczy zobaczyli bezmiar cierpienia. Ale ten bezmiar jest chyba dobrze znany? Czy, poza dziećmi, są jeszcze na świecie ludzie, którzy nie wiedzą, co to takiego wojna? Jak wygląda? Że niesie ze sobą ofiary? Śmierć? Zniszczenie? Naprawdę ktoś jeszcze tego nie wie w naszym chlubiącym się martyrologią kraju? W naszym kraju obozów, gett, masowych mordów i dzieci-powstańców, gdzie wszyscy karnie stają w centrum miast w Godzinę W?

Uważam, że udostępnianie tych zdjęć na profilach społecznościowych to kompletny brak szacunku dla tych małych śmierci. A uważam tak również dlatego, że wydaje mi się, że nawet tak smutne i szokujące zdjęcia niczego nie zmienią. Nie przekonają nieprzekonanych. Bo jeśli ktoś myśli, że uchodźcy to najgorsze zło i płyną do nas tylko po to, żeby zabrać nam te nędzne emerytury, których i tak nie dostaniemy czy inne ZUS-y, których nie odbierzemy w szpitalu, to takie zdjęcia tego nie zmienią. Jeśli ktoś myśli, że uchodźcy płyną do nas, żeby chwilę po dobiciu do brzegu rezać nas swoimi maczetami, to te zdjęcia niczego nie zmienią. Mogą za to stać się zalążkiem kolejnych fanpejdży pod dobrze znanym hasłem "Dzieci uchodźców - dobrze że zdechły". Jeśli ktoś myśli, że płyną do nas śmierdziuchy, brudasy i terroryści, żeby dokonać ostatecznego podboju naszej wspaniałej, cywilizowanej Europy, to prędzej stwierdzi, że te śmierci to słuszna "selekcja naturalna", niż smutna ofiara politycznych rozgrywek na wysokim unijnym szczeblu.

Nie chcę oglądać zdjęć zmarłych dzieci między liżącymi się kotkami i pieskami. Nie, nie burzy to mojego "różowego światopoglądu", bo już dawno został zburzony. Wiem, że gdzieś tam toczy się wojna, a wojna to najgorsze zło tego świata. Wiem, że jak jest wojna, to się zostawia wszystko, zabiera dzieci i ucieka gdzie pieprz rośnie, żeby przeżyć. Wiem, że jak gdzieś tam toczy się wojna, to gdzieś tu, gdzie tej wojny nie ma, pewnie możemy pomóc. Bo jesteśmy bogatsi. Bo jesteśmy krajem, który wojny doświadczył i wie, co to znaczy, kiedy inne kraje wokół nie kwapią się do pomocy. Bo jesteśmy do cholery chrześcijanami, tak strasznie lubimy się tym chwalić, a najważniejszym przykazaniem chrześcijan jest przykazanie miłości. Bo mamy pełno pustych plebanii i pustoszejących kościołów, które można by zapełnić. Bo sami szukamy szczęścia za granicą - uciekamy do lepszego życia i spotykamy się za tą granicą z ostracyzmem i mało przyjemną opinią na nasz temat. Bo co, wydaje nam się, że jak się odgrodzimy murem, to zło nas ominie? Zniknie? Samo się wypali?

 

A zresztą. Nie przekonam nieprzekonanych. Nie mam żadnych racjonalnych argumentów. A te dzieci również takim argumentem nie są.

Więcej o:
Copyright © Agora SA