Dobry zwyczaj - nie wypożyczaj (samochodu)

Na smutnym, bo własnym, przykładzie opowiem, jak się nie dać oszukać przy wypożyczaniu auta za granicą. Mnie, niestety, oszustwa nie udało się uniknąć.

Marzyła się nam wolność. Wyszło, niestety, inaczej (fot. pexels.com)Marzyła się nam wolność. Wyszło, niestety, inaczej (fot. pexels.com) Marzyła się nam wolność. Wyszło, niestety, inaczej (fot. pexels.com) Marzyła się nam wolność. Wyszło, niestety, inaczej (fot. pexels.com)

Samochody za granicą w wakacje wypożyczamy od lat. Nie zależy nam na marce ani wypasie, po prostu chodzi o to, żeby szybko, łatwo, przyjemnie i bez stresu przemieszczać się z miejsca na miejsce, żeby jak najwięcej zobaczyć. Tak, wiem, że istnieją pociągi i autobusy, ale kiedy podróżuje się w trzy lub cztery osoby (a tyle liczy nasza rodzina), samochód wychodzi po prostu taniej. I oczywiście można nim dojechać tam, gdzie komunikacja miejska/krajowa/międzynarodowa nie istnieje albo nie dojeżdża. I można nie być zależnym od rozkładu jazdy, co dla mnie jest czynnikiem wielce stresującym (kończy się na tym, że na każdej stacji czy innym lotnisku muszę być zawsze duuuużo wcześniej, żeby uspokoić swoje Reisefieber. Bez sensu). Mimo że samochody wypożyczamy od lat, w tym roku po raz pierwszy spotkaliśmy się z takim oszustwem .

Kiedy rozmawiałam z koleżanką o rodzinnych wakacjach w Hiszpanii, pierwsza rzecz, o której mi powiedziała to: "Uważaj na wypożyczalnie samochodów. Strasznie kantują. W Hiszpanii szczególnie. Najbardziej pośrednicy. I czytaj przede wszystkim to, co napisane jest najmniejszym, niemal nieczytelnym druczkiem" . Wzięłam to sobie do serca, powiedziałam mężowi, który zajmuje się wypożyczaniem samochodu dla naszej rodziny. Był jednak pewien problem - wypożyczenie samochodu bez pośrednika okazało się właściwie niemożliwe, gdyż to właśnie pośrednicy "zaklepują" na początku sezonu wakacyjnego najbardziej popularne modele aut i w wypożyczalniach potem ich nie ma (tak, jak firmy turystyczne bukują miejsca w hotelach dla klientów hurtem, po niższych cenach). Ale przecież mamy sprawdzonych, niemieckich pośredników, u których wypożyczamy auta od lat. Więc postawiliśmy na nich. Pośrednik AutoEurope, oryginalna firma Firefly (podchodzi pod Hertz, więc żadne firmy-krzaki). Oferta znakomita, 89 euro za tydzień, Opel Corsa. Opcja bez dodatkowego ubezpieczenia, za to full - full (czyli wypożyczamy z pełnym bakiem i zwracamy z pełnym - najkorzystniej ekonomicznie, gdyż napełnianie baku przez firmę kosztuje 25 euro + koszty benzyny, zazwyczaj dużo wyższe niż na stacji).

Na lotnisku żadnych problemów, samochód był nowy, czysty, ładny, zatankowany . Blokada na karcie kredytowej 222 euro, na wszelki wypadek - standard (nie wiem, dlaczego akurat 222). Pan, z którym podpisywaliśmy umowę miły, pomocny, uśmiechnięty, zapytany o dodatkowe koszta z uśmiechem odpowiedział "proszę się nie martwić, żadnych" (szkoda, że nie nagrywaliśmy). W użytkowaniu żadnych problemów, żadnych stłuczek, żadnych zarysowań , właściwie to całkiem mało jeździliśmy, bo nam się jakoś nie chciało tym razem (miejsce, w którym mieszkaliśmy było tak wspaniałe, że nie trzeba było z niego uciekać, a to wcale nie zdarza się tak często). W drodze powrotnej na lotnisko zatankowaliśmy samochód do pełna (za niecałe 45 euro) i szczęśliwie dojechaliśmy do punktu zwrotu auta. Kolejka była bardzo duża (początek wakacji), upał, mnóstwo spoconych, zestresowanych rodziców i ich wrzeszczących dzieci ze wszystkich stron świata, ale kiedy oddaje się samochód nie trzeba czekać na pana, wystarczy zostawić kluczyki na kontuarze (tym razem okazało się to błędem, chociaż do tej pory wielokrotnie w ten właśnie sposób oddawaliśmy samochód na lotnisku, bardzo często kluczyki zatrzaskując w bagażniku. Nigdy nic przykrego nas w związku z tym nie spotkało. Aż do teraz). Wskoczyliśmy do samolotu i w błogich nastrojach odlecieliśmy do Warszawy.

Za kilka dni okazało się, że blokada na karcie kredytowej zamieniła się w "pobrane" , dorzucono do niej jeszcze 35 euro. Pomyśleliśmy, że to pomyłka i zaczęliśmy kontaktować się z naszą wypożyczalnią. Dodzwonić się tam - nie sposób (infolinia wypożyczalni aut czynna prawie 24 h na dobę, reklamacje - do 13). Stoisko na lotnisku - bez szans. Cóż, wakacje, robota non-stop. Napisaliśmy mejle. Dzwonimy do pośrednika - bez szans. Napisaliśmy mejle. Czekamy. Dywagujemy. Denerwujemy się, bo 257 euro to jednak nie byle co. Po około 10 dniach - pierwsza odpowiedź (my już ponowiliśmy mejle do Firefly, Hertz, pośrednika, próbujemy dzwonić cały czas). Mejlem. Faktura. A w niej, jak byk:

130 euro - dodatkowe ubezpieczenie (którego nie chcieliśmy)

53,96 - benzyna (napełnienie pełnego baku, który napełniliśmy wcześniej za 45 euro)

25 - koszty napełnienia baku

+ podatki od tego wszystkiego

Razem 257 euro (+ 89 euro, które wcześniej zapłaciliśmy pośrednikowi).

No, to piszemy dalej, bo dodzwonić się nie sposób. Że to pomyłka, bo przecież nie chcieliśmy żadnego dodatkowego ubezpieczenia i oddaliśmy zatankowany samochód. Po kolejnym tygodniu pan nam odpisuje, że na dodatkowe ubezpieczenie zgodziliśmy się wypożyczając auto "at the counter" (nie, nie zgodziliśmy się, pan się na ten temat nie zająknął, odpowiedział wręcz, że nic się tam nie kryje, a w umowie nie jest to napisane nawet drobnym druczkiem - jest napisane symbolem, którego znaczenia niestety nie znaliśmy i rzeczywiście nie zapytaliśmy o niego). A propos benzyny - pan pyta, czy zrobiliśmy zdjęcie pełnego baku (sic!)? Albo czy mamy fakturę zakupu benzyny (nasza wina, nasza wina, nasza bardzo wielka wina, zazwyczaj za wszystko płacimy kartą, a tym razem, jak nigdy, wydaliśmy na tę benzynę nasze pozostałości po euro, rachunek zaginął, nie ma śladu płatności). Baj, baj 257 euro. Nie wiem, co jeszcze moglibyśmy w tej sprawie zrobić. Może macie jakiś pomysł? A może was też tak oszukano?

PS. To trochę wstyd pisać o tym, jak się człowiek dał oszukać, ale jeśli ta historia pomoże komuś tego uniknąć, to myślę, że warto.

Więcej o:
Copyright © Agora SA