"Nie bij mnie, bo powiem pani" - nauka mobbingu w przedszkolu

Gdzie spojrzeć, tam mobbing. Czy to choroba, która zżera od środka korporacje? Jak sobie z tym radzić? A może wystarczy lepiej (bardziej świadomie) wychowywać dzieci?

Mobbing, wszędzie mobbing. Niestety, nie chodzi tylko o znanego dziennikarza "Faktów". Nie wiem jak w innych miejscach pracy, ale w mediach mobbing to rzecz niemalże powszednia. Pracowałam już w czterech różnych magazynach, w trzech dużych wydawniczych korporacjach. W dwóch z nich spotkałam się z mobbingiem. Większość moich znajomych, pracujących w innych tytułach i innych dużych mediowych korporacjach, również na jakimś etapie swojej pracy spotkała się z mobbingiem. Nie brzmi to dobrze (mam nadzieję, że w waszych korpach jest lepiej). Ale nie będę pisać o pracy. Nie będę się skarżyć ani ubolewać, że jak to jest możliwe, że w XXI wieku ktoś ciągle na pozwala, by jedni pracownicy upokarzali innych. Zastanawia mnie, czy są jakieś sposoby na to, żeby mobbingu uniknąć?

Debatujemy z koleżankami. I znowu w rozmowę wcina nam się Szwecja (moja ukochana, ale o tym już pisałam tu ). Koleżanka opowiada taką historię: Była sobie rodzina. On Szwed, ona Polka. Pobrali się, nie mogli mieć dzieci. Adoptowali. W Polsce. Ale mieszkają w Szwecji. Dziecko tam właśnie chodzi do przedszkola. Pewnego dnia matka z nerwów wydarła się na dziecko. Powód błahy, jakiś stres, jakiś brak cierpliwości. A dziecko na to (FAKT AUTENTYCZNY): "Ty na mnie nie krzycz lepiej, bo ja to wszystko powiem jutro pani" . Bo szwedzkie dzieci już w przedszkolach mają zajęcia uświadamiające im to, na co mogą, a na co nie mogą pozwolić sobie wobec nich dorośli. Pani psycholog, stosownie do ich wieku informuje je, że dorosły nie może ich bić. Nie może dotykać ich tak, żeby im się nie podobało. Nie może ich poniżać, wyśmiewać, upokarzać. Nie może na nie krzyczeć. A jeśli któraś z tych rzeczy się wydarzy, to ona jest tu po to, żeby do niej przyjść i jej powiedzieć. Ona jest tu po to, żeby zapewnić im bezpieczeństwo, jeśli kiedykolwiek czegokolwiek będą się w domu (i nie tylko w domu) bały. Mamę, tę polską, zamurowało, choć wiedziała przecież, jakie zajęcia w przedszkolu ma dziecko. Zamurowało, kiedy zobaczyła, jak to działa.

I tak sobie myślę... Przecież z takiego uświadomionego dziecka wyrośnie uświadomiony dorosły. Dorosły, który będzie wiedział, że nie może pozwolić sobie na to, żeby ktoś go poniżał, żeby ktoś na niego wrzeszczał, żeby ktoś go złośliwie wyśmiewał wobec innych. Żeby ktoś w kącie przy drukarce łapał go za pośladki w obcisłych dżinsach, nawet jeśli pod tymi dżinsami nie będzie majtek. Wyrośnie dorosły, który wie, że są specjalne instytucje (ja wiem, że u nas nie ma, ale projektuję świat, w którym są), które takimi niepożądanymi zachowaniami się zajmują, które je monitorują, sprawdzają, które mają ludziom zapewnić bezpieczeństwo. Wyrośnie też dorosły, który będzie wiedział, że takie zachowania i działania nie zostaną bezkarne, bo to wcale nie jest jego wina, jeśli ktoś łapie go za pupę przy wspomnianej drukarce. Marzy mi się, że i u nas może tak być. Nie wiem tylko, jak to pogodzić to z przysłowiem "dzieci i ryby głosu nie mają", które bardzo ładnie opisuje nasz szacunek dla dzieci. Nie wiem też, jak to pogodzić ze szkolnym argumentem "tak ma być, bo ja tak mówię i bez dyskusji". Bo najpierw dzieci głosu nie mają, a potem dorośli nie mają, bo zawsze znajdzie się ktoś silniejszy, kto potrafi zastraszyć.

Ja wiem, że świat nie jest taki prosty i czarno-biały, i że nawet szwedzkie uświadamianie dzieci mobbingu całkiem nie wyeliminuje, ale może warto od czegoś zacząć? Sam fakt, że my, świadomi rodzice, wychowujemy nasze dzieci inaczej, że je szanujemy, dopuszczamy do głosu, słuchamy, co mają do powiedzenia itd., itp., to jednak trochę za mało. Bo wtedy wychodzi takie szanowane dziecko na świat i co? Gubi się w chamstwie, nie potrafi poradzić sobie z tym, że ludzie czasem bywają jednak źli i okrutni. Niby ma poczucie własnej wartości (powinno mieć, jeśli w domu jest wspierane i szanowane), ale skąd ma wiedzieć, co zrobić z tym, że ktoś drze na nie japę albo twierdzi, że jest debilem? Dlatego chciałabym, żeby już w przedszkolu mówić dzieciom, co może, a czego nie może robić wobec nich dorosły. Żeby szkoła przestała tyranizować, żeby zaczęła z uczniami dyskutować. Żeby kazała im bronić własnej racji, godności i zdania. Autorytetu nikomu od tego nie ubędzie, a być może wychowamy społeczeństwo trochę bardziej odporne na mobbing. Bo ten nie zniknie. Ale może jednak będzie go trochę mniej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.