Dlaczego oburza cię ubój rytualny?

Dopuszczenie uboju rytualnego przez Trybunał Konstytucyjny wywołało wśród moich znajomych spore poruszenie. Dziś "wszyscy jesteśmy zwierzętami", nikt więc nie chce, żeby zabijano je w sposób tak niehumanitarny i okrutny.

Niehumanitarny, czyli jaki? "W czasie uboju rytualnego należy zadać cios w tętnicę szyjną zwierzęcia, aby jak najszybciej doprowadzić do wykrwawienia zwierzęcia". To ma być jeden cios, zadany bardzo ostrym narzędziem przez doświadczonego rzezaka. Zwierzę nie powinno być przy tym przytrzymywane, unieruchamiane, odwracane. Wszystko po to, żeby zminimalizować jego cierpienie. Niestety, śmierć zwierzęcia następuje przez wykrwawienie, czyli nie jest to najszybsza śmierć. Internety podają, że "czas pomiędzy przecięciem głównych naczyń krwionośnych a utratą przytomności, jak wynika z reakcji behawioralnych i centralnego układu nerwowego wynosi 20 sekund u owiec, do 2 minut u bydła, do 2,5 lub więcej minut u drobiu, a czasami ponad 15 minut lub więcej u ryb". O to się właśnie toczy dyskusja. O tę powolną śmierć w męczarniach. I jeszcze o to, że Polska będzie to robić za kasę dla innych europejskich państw, ale pozwolicie, że nie będę się tym zajmować.

W opozycji mamy oczywiście ubój zwykły. Normalny, czyli przemysłowy, bo ci, którzy jedzą mięso, najczęściej jedzą je z hodowli przemysłowych, nawet jeśli chcieliby, żeby było inaczej (tak, wiem, są hodowle eko, ale umówmy się, mięso i wyroby mięsne w nich wytworzone to nikły procent naszej masowej konsumpcji). Jak powszechnie wiadomo, w dużych hodowlach zwierzęta zabijane są w sposób humanitarny. Humanitarny, czyli z ogłuszaniem, tak, żeby je podrzynanie gardła czy tam inne zabiegi uśmiercające nie bolały (podrzynanie gardła wciąż jest najtańsze, więc wygrywa). Załóżmy, że rzeczywiście tak jest. Ze samo zabijanie nie boli. Ale jakże wspaniałą te zwierzęta wiodą egzystencję! Ich droga ku śmierci jest szczęśliwa, bezpieczna i zupełnie bezbolesna.

Kurczaki, hodowane tysiącami w zamkniętych hangarach lub klatkach, trzymane piętrowo, aż pod sufit, bez dostępu do światła dziennego, w ciasnocie, która uniemożliwia im poruszanie się. Z obciętymi dziobami, żeby się nawzajem nie zadziobały. Kurczaki, hodowane na "piersi z kurczaka", bo to przecież nasza ulubiona kurczakowa część, czyli kurczaki z przerostem piersi. Niestety, ich nogi nie są w stanie unieść tego rozrosłego biustu. Kurczaki, wrzucane przed transportem bez ładu i składu do klatek, z połamanymi nogami i skrzydłami, przewożone w tych klatkach bez jedzenia i wody, wieszane do góry nogami za te połamane nóżki na specjalnych hakach, przepuszczane przez kąpiel "z prądem", która je przed podcięciem gardła ma ogłuszyć.

Gąski skubane "na żywca" na nasze puchowe poduszki i kurtki, nawet cztery razy do roku. Gąski, którym "na żywca" zaszywa się rany powstałe od mało delikatnego skubania, bo kto by się tam przejmował.

Krówki, którym "na żywca" wypala się numery i znaki, często na pyskach. Krówki, którym obcęgami obcina się rogi tuż przy głowie, tak, że sika krew. Jest krew, jest czucie, tak myślę. Krówki mleczne, przez większą część doby podłączone do elektrycznych dojarek, którym podaje się rozmaite "zdrowe środki" na przedłużenie karmienia i których nie wypuszcza się na pastwisko, żeby się przypadkiem nie zmęczyły i żeby im ilość produkowanego mleka nie spadła. Takie krówki jak dobrze pójdzie pożyją cztery lata, a normalnie krowa może żyć i 20. Cielaczki zabierane matkom zaraz po narodzeniu, mocowane "na sztywno" w boksach, tak, żeby im za bardzo przyrost mięśni nie nastąpił, mięśnie są niedobre, bo twarde po ugotowaniu, a urok cielęcinki polega przecież na tym, że ma być miękka. Krówki transportowane z miejsca do miejsca wiele godzin w bardzo dziwnych warunkach, bez jedzenia, wody, za ciasno, za zimno, za gorąco.

Świnki , którym jak są małe obcina się ogonki i uszy, wyrywa ząbki i kastruje. Wszystko bez znieczulenia, bo po co, skoro świnka jest mała i da się ją utrzymać w rękach? Po co się to robi? Bo ogłupiałe w masowych hodowlach świnki obgryzają sobie ogony i uszy, potrafią się zresztą całe poobgryzać. A wtedy następuje zakażenie i marnacja mięsa świnek. Świnki popędzane elektrycznymi batami, bo nie chcą się poruszać tak szybko w stronę ubojni, jak bardzo chcieliby by tego ludzie. Świnki ogłuszane, które jednak wierzgają tak mocno przy podcinaniu gardziołka, że potrafią z haka spaść.

Pisać dalej? O futerkach? O króliczkach obdzieranych na żywca ze skórki? O eksperymentach kosmetycznych? O tym ile procent zwierząt jest jednak zupełnie przytomnych w czasie zabijania, bo panom rzeźnikom omsknęła się ręka z narzędziem ogłuszającym (to rzadko są fachowcy, bo w tej pracy rotacja jest zbyt duża. Rzadko kto wytrzymuje na tyle długo, żeby stać się "dobrze wyszkolonym pracownikiem")

Szczerze mówiąc trochę nie ma po co epatować tą szczęśliwą egzystencją zwierząt zabijanych w sposób humanitarny, bo przecież opisuję wam kadry z filmu "Ziemianie", który jest dostępny za darmo na YouTube z polskimi napisami i trochę też książkę "Zjadanie zwierząt" Jonathana Safrana Foera. Nie chcę w tym tekście powiedzieć, że ubój rytualny jest super, bo nie jest. Po prostu wydaje mi się, że żaden ubój nie jest super, a najbardziej ten przeprowadzany na masową skalę, żadna śmierć zwierzaka, po to, żeby zaspokoić nasze potrzeby czy to jedzeniowe, czy ubraniowe, nie jest usprawiedliwiona. Zresztą, szczerze mówiąc, śmierć jest z tego wszystkiego najmniejszym cierpieniem. Hodowla przemysłowa zwierząt, to jest dopiero nieludzkie. Choć, jak to powiedział Szczepan Twardoch w ostatnim wywiadzie dla Wysokich Obcasów, może właśnie zadawanie cierpienia innym jest jak najbardziej ludzkie?

Dlatego jeśli komuś naprawdę zależy na tym, żeby zwierzątka przez niego nie cierpiały, niestety musi przestać je jeść. I nosić. I na nich siadać. I kupować z nielegalnych hodowli. A tak naprawdę, jak powiedziała moja koleżanka Dominika i Szymon Hołownia - każdy posiłek to wybór i każdy ma znaczenie. Może na początek nie ma się co porywać na wegetarianizm czy weganizm. Może można np. jeść mięso dwa, trzy razy w tygodniu? Nie kupić skórzanej kanapy i samochodu ze skórzaną tapicerką? Darować sobie ten sweterek z angory? Nie wiem, zastanówcie się sami, ale proszę, nie oburzajcie się na ubój rytualny pogryzając schaboszczaka na obiad, bo to po prostu najzwyczajniejsza w świecie hipokryzja. I właśnie o tym jest ten tekst. O naszej hipokryzji.

Więcej o:
Copyright © Agora SA