Pośpiech - życie w tempie fast forward

Zawsze mi się wydawało, że mam nadwyżki energetyczne. Zawsze lubiłam robić dużo rzeczy na raz albo przynajmniej jedna po drugiej, natychmiast. Zawsze mnie cieszyło, że ciągle jestem zajęta, bo brak zajęć wywoływał nudę. Ale to się powoli kończy. A może już się skończyło?

7.00 . Budzik. Pierwszy. Na drugi bok.

7.15. Budzik. Drugi. Na drugi bok.

7.30. Budzik. Trzeci i ostatni. Na drugi bok (jak wszystko dobrze idzie, czyli jak córka dwie godziny wcześniej przydreptała, wrzuciła się pomiędzy mnie i jego, i teraz, zamiast szarpać mnie za powieki, śpi).

7.45. "O matko bosko, jak to, już ta godzina?" Wstaję. Zaczynam bieg.

Do łazienki . Prysznic. Zęby. Jakieś trzy minuty (wiem, tyle powinno być na same zęby), bo ona już stoi pod drzwiami, wali w nie i rozpacza. Kawa? Jak to ekspres jeszcze nie włączony? Nie zdążę, nie zdążę. Znowu nie ma mleka? "Ubieraj się" . Ubieram się i ja. Dżinsy i bluza. Krótkie spodenki i T-shirt. Spódnica i koszulka. Trzy szybkie zestawy. Na dodatki - nie ma czasu. Na stylizację - nie ma czasu. Na makijaż - nie ma czasu (w pracy się zrobi, ewentualnie, jak będzie bardzo źle).

Na śniadanie zaraz, zaraz, jakie śniadanie? Śniadania to ja nie jadłam od lat (och tak, wiem, to najważniejszy posiłek dnia, ale jakoś tak wychodzi, że niestety, nie mam czasu, bardzo mi przykro). "Mamo, ale ja chcę śniadanko" . Jakie śniadanko? Idziemy do przedszkola, bo nie zdążymy na śniadanie TAM. Droga do przedszkola - wózkiem 10 min, rowerkiem biegowym - 20-30 minut (w zależności od tego, co ciekawego się po drodze trafi, a nuż śmieciara, dla jednych szczęście, dla innych pech. Jest jeszcze krokodyl i żółw z trawy, na którego zawsze warto popatrzeć ). Niestety-stety, wózek już jest passe. "Chodź kochanie. CHODŹ KOCHANIE. C. H. O. D. Ź. (nie, wcale się nie denerwuję, to tylko zainteresowane światem dziecko, przecież to nie jego wina, że matce nie chce się wstać pół godziny wcześniej, aaaaaaaa).

Przedszkole - w zależności od dnia tygodnia. Poniedziałek - właściwie już jej nie ma, bez pożegnania. Piątek - baaaardzo długie pożegnanie z użyciem pani przedszkolanek i łez. (Co drugi dzień on ją zaprowadza, dostaję wtedy wolne pół godziny. Co zrobić z taką górą czasu? Śniadanie? Powolne, jak człowiek, po ludzku, przy stole, z porannym fejsem? Ughm. Wychodzi, że rozładować zmywarkę, załadować pranie, szybkie odkurzanko. Och, mam czas zrobić makijaż! Bosko! Znowu będę piękna w metrze).

Do pracy . Metro. 20 minut. Albo 25, zależy czy wolno, czy szybko wchodzą ludzie. Komórka nie działa. Doskonale, można poczytać. Tak, trochę już późno, ale wyżej dupy nie podskoczę. Potem autobus. Albo rower. 8 km. Odrobinę słońca. Most. Wisła. Nie trąb na mnie ty ch...., tu nie ma ścieżki, nie będę jechała chodnikiem, chodniki są dla ludzi. Mogłabym tak jechać i trzy godziny. Jadę 15 min. 20 pod wiatr. Gdybym miała więcej czasu, jechałabym z domu. Ale na to potrzeba godziny.

Wreszcie praca . Spokój. Hektolitry kawy. Woda. Obiad. Tylko ja, komputer i internet. Czasem ktoś coś chce. Praca. Spokój. (Czasem jest gorzej, czasem też jest pośpiech, trzeba coś napisać na akord, albo zamknąć numer, ale o tym teraz nie myślimy, dziś jest ten lepszy dzień. Nie, to nie znaczy, że nic nie robię w pracy. To znaczy, że zajmuję się niewielką ilością rzeczy na raz. Mam czas na myślenie. Szaleństwo). Praca. Spokój. Prawie jak relaks.

Wtem! Już ta godzina? Lecę, pa, pa. Na rower, do domu. Godzina, pędem, dlaczego ja tak daleko mieszkam? Czerwone światła, wy dziwki, zawsze jak człowiek podjeżdża. Córka na placu zabaw. Raczej nieprzytomna ze zmęczenia. A ja jeszcze chlebek kupić, pomidory, ogórki, truskawki, czereśnie, kalafiorek, ziemniaczki. Córka nie chce iść. Córka nie nadaje się, żeby iść po to wszystko.

Córka do domu . Do wanny. Do łóżka. Kasza. Książka. Śpi.

Ach, wieczór mógłby być taki długi i wspaniały . Gdyby nie: ten tekst. Inny tekst. Próba chóru. Zdjąć pranie. Powiesić pranie. Obiad na jutro. Zdenerwować się, że taki bałagan. Zrobić jeszcze większy bałagan próbując sprzątnąć. Fitness. Albo pobiegać. Odcinek serialu. I nagle zrobiła się pierwsza. Albo druga, jeśli próbowałam czytać.

Zdjęcie z profilu Blind Bloger (www.facebook.com/pages/Blind-Bloger)

Marzenia:

- siedzieć przy stole i jeść śniadanie przez godzinę (coś wyszukanego, jajecznica czy inna owsianka). Dobra, może być 15 minut, ale na siedząco.

- leżeć w łóżku i czytać książkę przez godzinę (nie zasnąć po 3 minutach)

- leżeć w łóżku i oglądać film przez dwie godziny (nie zasnąć po 10 minutach)

- iść do kina i zniknąć ze świata na dwie godziny (znaleźć wolny wieczór)

- codziennie iść na fitness (codziennie mieć wolny wieczór? to jakiś absurd!)

- pojechać nad morze, może być na weekend (znaleźć wolny weekend?)

- iść na kurs fitnessu (znaleźć dużo wolnych weekendów? pożegnać się ze sceną? ale jak to?)

- przestać siedzieć na fejsie (odwyk? ile wolnych dni?)

A wy jak to robicie?

Więcej o:
Copyright © Agora SA