Jestem feministką i myślę, że ty też nią jesteś

Gdzieś kiedyś przeczytałam, że zanim się zacznie z kimś dyskusję, warto najpierw ustalić definicję tego, o czym będziemy rozmawiać. Bo tylko pozornie pewne słowa, terminy, znaczą dla nas to samo. Na pewno feminizm jest jednym z tych problematycznych słów. A w dodatku ma chyba najgorszy PR na świecie. A ja bardzo chciałabym to zmienić.

Żartobliwy tekścik o księżniczkach wywołał sporą dyskusję. Nie tylko wśród czytelników / czytelniczek Focha. Między nami, redaktorkami tegoż również. Okazało się (dla mnie to był szok, serio), że żadna z nas (poza mną) nie powie o sobie "feministka", chociaż wg mnie tak właśnie jest. Stąd ten tekst. Ten tekst to próba (tak, zaledwie próba) odpowiedzi na pytanie, dlaczego silne i niezależne dziewczyny, które całym sercem są za równouprawnieniem nie chcą być nazywane feministkami.

Zacznijmy miękko. "Feministki to lesby z nieogolonymi pachami, które biją mężczyzn" . "Feministki są grube, brzydkie i niedoruchane" . "Feministki są grube, brzydkie i nikt ich nie chciał" . "Feministki to takie babochłopy" . Chyba na serio nikt tak nie myśli, prawda? Wydaje mi się, że to taki argument wyciągany z rękawa, kiedy już nikomu nie chce się dyskutować, ale kiedy jeszcze jest siła, żeby komuś troszeczkę dokopać. Dlatego nie będę się nad tym rozwodzić. Dodam tylko, że mam mnóstwo bardzo ładnych i kobiecych koleżanek - feministek. Niektóre golą pachy, inne nie, jedne się malują, inne nie. Niektóre noszą koronki, a inne bawełniane barchany. To wszystko chyba nie ma nic wspólnego z feminizmem.

 

Feministki nienawidzą mężczyzn A niby dlaczego? Za penisa? Za to, że trochę łatwiej im na świecie? Że na ogół są silniejsi i szybsi? Z zazdrości, że nie muszą rodzić? Feministki to nie jest jakieś radykalne ugrupowanie, które chce eksterminować facetów i na siłę uszczęśliwiać kobiety. W każdym razie nie w moim pojęciu. Po mojemu feministka chce stworzyć świat, w którym nikt nie będzie dyskryminowany ze względu na płeć (zarówno tę naturalną, jak i tę modną, genderową, chociaż nie wiem, czy właściwe używam tego słowa). Nie, "Seksmisja" to nie jest film, który dobrze opisuje feministki. "Seksmisja" to komedia, pastisz, żart i niech tak zostanie.

Feministki chcą odwrócić role, czyli teraz one chcą być traktowane jak mężczyźni (czyli lepiej) Może są i takie typy. Nie wiem. Ja jestem za równouprawnieniem. Takim, które działa w każdą stronę, czyli jeśli ojciec idzie do sądu walczyć o dziecko, to ma do niego takie samo prawo jak matka (jeśli do tej pory angażował się w jego wychowywanie). Oczywiście feministki nie muszą się tym zajmować, niech panowie sami się zorganizują i zawalczą o swoje. Ale założenie jest właśnie takie. Jeśli koleś chce być nianią, to proszę bardzo. Nikt nie ma prawa go z tego powodu wyśmiewać. Jeśli koleś chce siedzieć w domu z dziećmi - podobnie. I żeby mu nikt z tego powodu nie mówił, że jest babą, bo baba to nie jest żadna obelga!

NiewiedzaNiewiedza Niewiedza Niewiedza

Feministki twierdzą, że mężczyznom i kobietom należą się takie same prawa, bo są tacy sami Nie jesteśmy, to jasne jest jak słońce. Ja jednak nie jestem pewna, czy to akurat zależy od płci, czy po prostu od osobnika. Są silne i twarde babki i delikatni, wrażliwi jak Krzysia z "Pana Wołodyjowskiego" mężczyźni (żeby już posłużyć się banałem). I nie mówcie mi tu o jakichś "naturalnych uwarunkowaniach", bo nie żyjemy w naturalnych warunkach. Natura poszła sobie precz, już nie wróci i lepiej wreszcie to zaakceptować. Tak więc nie jesteśmy tacy sami, każdy z nas jest inny. I tyle. Ale to nie jest powód, żeby jeden mógł zostać prezesem, a inny nie, prawda? (Obawiam się, że wszelkie badania amerykańskich naukowców na temat cech charakterystycznych płci tylko karmią schematy. Podobnie jak te, o różnicach męskiego i żeńskiego mózgu).

Nie możesz być feministką, bo masz męża i dzieci No masz. A tu taka niespodzianka. A w czym mi ten mąż przeszkadza? Staramy się mieć związek partnerski (łatwo nie jest), dzieci musiałam co prawda ja urodzić, ale inaczej się na razie nie da. Tak, to ja byłam na macierzyńskim, ale to dlatego, że wówczas zarabiałam mniej (ale jakby macierzyński był podzielony tak, że jak facet swojego nie weźmie, to przepada, coś by drgnęło. Tak jest w Szwecji i mi się to podoba).

Skoro jesteś feministką, to se sama wbijaj te cholerne gwoździe i skręcaj te szafki z IKEI O tym aspekcie już pisałam tutaj , więc pozwolicie, że nie będę się powtarzać

Nie utożsamiam feminizmu z walką o prawa kobiet Ale dlaczego nie? Czy feministki tego właśnie nie robią?

Słowo feministka mnie szufladkuje Ale w jaki sposób? Okej, jeśli uważasz, że feministki są głupie, brzydkie, agresywne, itd itp, to nic dziwnego, że nie chcesz, żeby cię tak nazywano. Ale jeśli uważasz, że to, co postulują jest dobre i się z tym zgadzasz, to co to za szuflada?

Mam tu kilka postulatów i wydaje mi się, że jeśli na większość z nich odpowiadasz tak, to jesteś feministką. I to wcale nie jest takie straszne!

Chcę być traktowana poważnie (bez względu na rozmiar swojego biustu)

Chcę zarabiać tyle co faceci na tych samych stanowiskach (jeśli uważasz, że nie ma takich różnic, to dorwij się do listy płac)

Chcę mieć szansę wykonywać zawody zarezerwowane do tej pory dla mężczyzn (normalnie, a nie po jakiejś szczególnej walce na śmierć i życie)

Chcę, żeby świat tak samo się cieszył, kiedy widzi mnie na spacerze z dzieckiem, jak wtedy, kiedy z wózkiem na plac zabaw idzie mężczyzna

Chcę, żeby na kobietę bez faceta nie mówiono za plecami "nieszczęśliwa" albo "stara panna"

Chcę móc zaprosić faceta na randkę i zaproponować seks (i nie być nazywana tanią dziwką)

Chcę, żeby podręczniki dla dzieci w szkołach nie przedstawiały modelu "mamusia gotuje i zmywa, a tatuś się pobawi / poczyta / zrobi coś fajnego (bo to przecież naturalne)

Chcę, żeby nie traktowano pobłażliwie mojego wkurwienia i nie komentowano, że "to tylko PMS"

Chcę, żeby kobiety, które przez lata zajmowały się dziećmi i domem, żeby ich mężczyzna mógł robić karierę, mogły liczyć na wsparcie i pomoc (państwa? tego faceta?) na emeryturze, albo kiedy ten je zostawi

Chcę, żeby kobiety zaczęły lubić kobiety. I żeby zaczęły się wspierać

Chcę, żeby przestały uważać, że faceci są po prostu lepsi / fajniejsi / mniej emocjonalni / bardziej rozsądni / mniej gadatliwi / mądrzejsi i co tam jeszcze najlepszego...

P.S. Przepraszam, jeśli komuś tekst wyda się banalny. Mnie oderwane od rzeczywistości genderowe dyskusje nie pociągają. Jestem prostą dziewczyną. Interesuje mnie praktyka, życie. I przepraszam, ale jeśli jakaś kobieta twierdzi, że nigdy nie została potraktowana gorzej tylko dlatego, że jest kobietą, to chyba jest ślepa i głucha.

Więcej o:
Copyright © Agora SA