Księżniczko! Weź się wyemancypuj!

Kocham feministki. Jestem w końcu jedną z nich. Ale co one narobiły? Co narobiły z tą interpretacją baśni? I co ja mam teraz dziecku czytać? Tej malutkiej dziewczynce, przed którą całe życie?

Wszędzie tylko te księżniczki i księżniczki. Albo durne kangurzyce czy inne biedne Kopciuszki. Jaki ja mam dać córce wzór kobiety silnej, na życie zachłannej, samodzielnej (oprócz siebie samej, rzecz jasna)? I pytanie najważniejsze - kupić jej tę Barbie, tę księżniczkę XXI wieku, czy nie kupić? (a jeśli kupić - to w jakiej sukience?)

Księżniczka cały dzień patrzy w lusterko. Sprawdza, czy jest wyjątkowo piękna, czy liczko ma odpowiednio blade, a rumieniec lekko rumiany. Nie za bardzo, bo przecież nie chce wyglądać, jak jurna i śniada chłopka na polu (macocha Śnieżki tak robiła i złe siostry przyszywane Kapciuszka też. Śnieżka niby do tego lusterka nie zagląda, ale chyba tylko dlatego, że wie, że i tak jest najładniejsza. W końcu wszyscy jej to mówią. Można uwierzyć. A bycie najładniejszym, to bardzo ważna cecha osobowości. Żeby to osiągnąć, można nawet chcieć zabić, jak u Śnieżki). Sukien księżniczka ma tyle, że na każdy dzień w roku wystarczy, ale coś w końcu trzeba robić w tym życiu - można się wszak przebierać bez końca, za to z pomocą służącej. Wszystko po to, żeby wyglądać jeszcze piękniej, jeszcze wspanialej, żeby jeszcze bardziej zwrócić uwagę księcia.

Na balu, rzecz jasna. Bo księżniczka żyje od imprezy do imprezy. Jak Kopciuszek. Od jednego walca, do drugiego fokstrota, czy co się tam na zamku tańczy. A bale są, jak wiadomo, wyprawiane po to, żeby pięknie się księciu zaprezentować. W zupełnie nowej odsłonie. Bo on szuka żony (a ona oczywiście męża, więc pięknie się to plecie). Pomiędzy imprezami księżniczka często wzdycha, stroi się i sztafiruje, bo przecież całe życie zajmuje jej czekanie na księcia. I nigdy nie wiadomo, kiedy go spotka, więc lepiej zawsze być gotową. Księżniczka wierzy, że książę znajdzie się w odpowiednim czasie, lepiej wcześniej niż później, i wybawi ją z tej strasznej, wszechobecnej nudy. Nie bardzo wie, czym jej życie "z nim" będzie się różniło od tego "bez", ale jest za to pewna, że książę przyjedzie na białym koniu, spojrzy w oczy, zakochają się w sobie na zabój, a potem będą żyli długo i szczęśliwie. Jak w prawie każdej baśni, może poza Andersenem, bo on się rzeczywiście nie znał na pisaniu optymistycznych przypowiastek.

Księżniczka musi nieustannie pilnować urody, bo mityczny książę zwraca uwagę tylko na te najpiękniejsze (Kopciuszek). I na te najskromniejsze, rzecz jasna. Na te, co tylko buzia w ciup, rączki w małdrzyk i trzepotają bezgłośnie rzęsami. I na te, co potrafią gromadę chłopa ogarnąć, jak, nie przymierzając, Śnieżka. I jeszcze na te delikatne, bo kobieta musi przecież być jak mgiełka. Szczuplusieńka, ze trzydzieści w pasie, omdlewać ma co chwilę, bo to też dowód na "wysoką kobiecość". Dlatego księżniczka całe życie sprawdza, czy jest wystarczająco delikatna, kładzie to ziarnko grochu pod piernaty i wmawia sobie, że zostawia jej siniaki. Jak ich nie ma, to sama je sobie zrobi, bo co to za księżniczka, z ziarnkiem grochu, bez siniaków? Ona ma siniaki nawet jak ją motyl skrzydłem latem muśnie.

Całować to się najbardziej lubi przez sen ("na śpiocha"), z zamkniętymi oczami, bo wtedy jakoś tak skromniej, wiadomo. I wcale jej nie przeszkadza, że całuje ją ktoś, kogo nie zna. Ważne, żeby ładny był. I na białym koniu. Księżniczka dzieci raczej nie rodzi, najwyżej je już ma po kilku latach, odchowane, po prostu żyje sobie długo i szczęśliwie i niech każdy sobie tam wstawi, co chce. Całe jej życie podporządkowane jest miłości. Tej jedynej, wielkiej, wszechogarniającej, znakomitej, romantycznej, szalonej, bezustannej i jakiej tam jeszcze chcecie. To jest główny cel, to jest największe oczekiwanie. No bo co ma ta księżniczka robić, skoro za bardzo nic nie potrafi? Może ewentualnie ryż z popiołu wydłubywać, ale po co?

Kiedyś przeczytałam, że w Puchatku nie ma żadnej sensownej postaci kobiecej. Przeczytałam i się załamałam, bo tylko Kangurzyca opętana Maleństwem, która nic innego nie robi, tylko każe mu pić tran i się o nie martwi. Że się spoci, zgubi, połamie. Powiecie Sowa Przemądrzała? Otóż nie, Sowa w oryginale też jest facetem. Tak, wiem, jest jeszcze Pippi Langstrumpf, której nikt nie dorówna. I dziewczynki z "Dzieci z Bullerbyn" . I "Ronja, córka zbójnika" . I pewnie parę innych książek, o których mam nadzieję mi napiszecie. Poza tym ja te wszystkie baśnie czytałam i jakoś wcale nie marzę o tym, żeby być księżniczką. Może kiedyś, w przedszkolu, kiedy każda dziewczynka chciała mieć najbardziej strojną różową suknię z cekinami. Może i ja taką chciałam. I jeszcze diadem. Ale tak poza tym, to te księżniczki zawsze wydawały mi się po prostu przenudne. Może jednak jest co dobrego w tych baśniach?

fot. buzzfeed.com

PS. Red nacz mi powiedziała, że współczesne księżniczki w bajkach Disneya są całkiem spoko i fajne (wie, co mówi, dwie dziewczyny ma, z księżniczkami zapewne za pan brat). Ja nie wiem, dawno nie oglądałam, pewnie wkrótce nadrobię. Ja się odnosiłam do tych starych, z powszechnie znanych baśni. Śpiących, na ziarnku grochu, koleżanek krasnoludków. Takich tam "kanonicznych".

Więcej o:
Copyright © Agora SA