Rowery - użyteczność czy lans?

Kilka ostatnich dni spędziłam w Holandii. Tak, wiem, legalna trawa, te sprawy, ale nie o tym chciałam. Chciałam o rowerach. I o lansie.

W Holandii wszyscy jeżdżą na rowerach. Rowerzyści mają pierwszeństwo, mają ścieżki, bezkolizyjne skrzyżowania, autostrady. Jeżdżą szybko, jest ich dużo. Ale nikt nie jeździ w kasku. Ani dorośli, ani dzieci. Czy to dobre? Czy to słuszne? Nie wiem. Ja kasku nie znoszę i w Polsce ciągle muszę wysłuchiwać tych uwag, że jak się wywrócę na rowerze to umrę, bo uderzę głową w krawężnik i wiadomo, po sprawie. A ja już jeżdżę na rowerze ponad 30 lat i jeszcze nigdy się tak nie wywróciłam. Właściwie to w ogóle pamiętam tylko raz, kiedy się wywróciłam. Zbiłam kolano. Oczywiście wszystko jest możliwe. Ale czy ja się muszę tak męczyć w tym kasku tylko dlatego, że potencjalnie coś może się wydarzyć? Przecież tak samo możliwe jest, że zemdleję na ulicy, walnę czołem w krawężnik i to samo mnie spotka. Holandia, kraj rowerów, tylko potwierdziła, że ten kask jest zbędny.

Rower rzecz pospolita

Po drugie - w Holandii nie spotkałam ludzi, którzy jeżdżą na super wypasionym sprzęcie, obrendowani, otagowani. Ich rowery służą po prostu do przemieszczania się, a nie do lansu. To mejski sprzęt, duże koła, często nawet bez przerzutek, bo po co? Ważne jest siedzonko dla dziecka (z przodu, z tyłu), koszyk na zakupy, przyczepka na rzeczy/dzieci większe. Wszyscy jeżdżą na nich w normalnych ubraniach, co też wygląda pięknie. Dziewczyny w sukienkach, w butach na obcasach. Chłopcy w marynarkach, normalnie, jak do pracy. Jak deszcz, to peleryna na grzbiet, albo nieprzemakalna kurtka i spodnie z ortalionu na dżinsy. Deszcz nie jest żadną przeszkodą.

A u nas? U nas w deszcz siedzi się w domu lub w samochodzie. Na rowerze jeździ się w lajkrowych obcisłościach, w butach espedach (wpinanych w pedały, bo przecież kto to widział na rowerze bez espedów jeździć), gąbka na dupie, rower za co najmniej 10 tysi, nawet jeśli służy tylko do tego, żeby przejechać się na nim raz w miesiącu, 10 km po kabackim lesie. Do tego specjalny zegarek, aplikacja w telefonie, okularki na wypasie, aerodynamiczny kask, pełen lans, kolejny symbol statusu. Smutne to, smutne strasznie, że nie możemy podejść do spraw użytecznie, tylko wszystko staje się przedmiotem godnym lansu. Jak ubrania, to tylko markowe, jak samochód, to wielki i błyszczący, jak rower, to najnowszy model, super ultra lekki szoł masakra. Poza tym kto to widział, żeby na rowerze do pracy jeździć, czy ja jakimś biedakiem jestem? Na samochód mnie nie stać?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.