Dziewczyny - bo nie cierpią feministek, więc radź sobie sama. Mężczyźni - bo dla odmiany nie cierpią feministek, więc... radź sobie sama. Ci drudzy jeszcze dlatego, żeby mi udowodnić, jak trudno jest być facetem. Jak trudno musieć umieć różne rzeczy reperować, wbijać gwoździe i naprawiać komputery. Jesteś feministką, to rób se te rzeczy sama, mądralo.
Ok. Jestem feministką, ale jestem też człowiekiem, który pewne rzeczy lubi robić, a innych nie. I mam w dupie czy to kulturowe czy inne. Nie jestem złotą rączką i nie umiem zreperować tego, że kabel w odkurzaczu przestał się zwijać. A mój chłopak umie. Podobno to nietrudne i każdy, jak się na tym skupi, może się nauczyć. Ale mi się nie chce na tym skupiać! Nie chce mi się tego uczyć! Wolę zrobić w tym czasie co innego.
Nasza złota Rączka
Wbijanie gwoździ, wiercenie wiertarką i składanie mebli z IKEI - nie cierpię tego i już. A mój chłopak umie te rzeczy robić, ba, lubi nawet. Dlaczego więc ja mam się męczyć i cierpieć, skoro on to lubi? Nie po to zostałam feministką, żeby musieć robić tego typu rzeczy, tylko żeby ewentualnie mieć możliwość, jeśli będę chciała. A nie chcę.
Zostałam feministką, żeby jak idę do warsztatu samochodowego pan po prostu zreperował mi samochód bez zbędnych komentarzy, że nie wiem, co to alternator i inne badziewia pod maską. Gdybym chciała zostać specjalistką od aut, poszłabym do stosownej szkoły. Feminizm walczy o to, żeby mnie tam przyjęli (również bez komentarzy).
Zostałam feministką, żeby faceci wiedzieli, że bachor i opieka nad nim to również ich działka. Ale jeśli mam ochotę siedzieć z bachorem w domu, to moja sprawa.
Zostałam feministką, żeby debile nie mówili w sądach, że laska miała krótką spódnicę, więc należało ją wyruchać. A że mówiła nie? Wysoki sądzie, przecież to wiadoma sprawa, że jak kobieta mówi nie, to znaczy tak.
Zostałam feministką również po to, żeby nie mówiono o lasce, która lubi się bzykać, że jest puszczalską. A o takiej, która nie lubi, że zakonnicą albo świętą, więc świetnie nadaje się na żonę.
Zostałam feministką, żeby móc robić to, na co mam ochotę. I jeszcze - żebym mogła być niegrzeczna, jeśli taką spodoba mi się być.
Zostałam feministką, tak, to prawda, ale mam w dupie zmienianie koła w samochodzie, więc jeśli na poboczu zamacha wam kiedyś wesoła blondyna i powie: "Dzień dobry, jestem feministką, czy mógłby mi pan zmienić koło, bo nie radzę sobie z zapieczonymi śrubami", to liczę, że uświadomiony facet weźmie i pomoże, a nie zaśmieje się nerwowo i odjedzie z piskiem opon.
Jestem feministką, miłą, sympatyczną dziewczyną, nie cierpię wbijać gwoździ i nie rozumiem instrukcji z IKEI.
Narzędzia - nie biorę