Drodzy drwaloseksualni panowie, kończcie już z tymi brodami

Broda, najlepiej taka otulająca całą dolną część twarzy, mocna i gęsta niczym murawa na stadionie Santiago Bernabeu, stała się w ostatnich kilkunastu miesiącach świętym Graalem dziesiątek nadążających za modą chłopaków. Wreszcie czas ją zgolić!

Nie mam nic do brodaczy jako takich. Znam doskonale dwa koronne argumenty, jakimi posługiwali się przez lata brodaci faceci. Pierwszy z nich stał się nawet sloganem na koszulkach: "Wiesz jak nazywa się facet bez brody?" - znam dwie wersje, organiczę się do tej cenzuralnej: "kobieta" . Drugi argument był jedynie formą unaocznienia postawy życiowej: "Serio? Marnować czas na codzienne golenie się? Bez sensu, noszę brodę, bo nie chce mi się tracić życia na te ceregiele" . Mam kilku znajomych, którzy sprawiają wrażenie jakby urodzili się z brodą. Noszą zarost od przed wojny i generalnie z twarzy zawsze byli bardziej podobni do bosmana, niż majtka. Gdy przyszedł brodoszał - nowa moda spod znaku "lumbersexual" - słowa, które dorobiło się polskiego odpowiednika znanego jako "drwaloseksualizm" - pojawiły się także dziesiątki publikacji naukowo uzasadniających noszenie brody . "To nie moda, to konieczność! Kobiety są zaprogramowane, by wybierać brodaczy" , no i klops. Świat wokół mnie nie tylko zbrodowiał, ale jeszcze zyskał solidne podstawy - to dla dobra gatunku ludzkiego, to dla was, drogie panie. Broda stała się równoznaczna z byciem na czasie. Ani się obejrzałam, jak rozróżnianie aktorów i znajomych stało się dla mnie jeszcze trudniejsze. Wszyscy zarośli...

fot. pexels.com / CC0 Licensefot. pexels.com / CC0 License fot. pexels.com / CC0 License fot. pexels.com / CC0 License

Gigantyczna broda, która była złem

Taki tytuł nosi komiks, który przygotował Stephen Collins, przesympatyczny brytyjski rysownik satyryczny. Komiks jest świetny, a sam autor jest doskonałym rozmówcą (na marginesie dodam, że ma brodę i jest z frakcji "nie chce mi się jej po prostu golić"). Jego album "Gigantyczna broda, która była złem" ukazał się niedawno w Polsce i, jak przyznał wydawca - już dawno żaden komiks nie przyciągnął tak mocno uwagi dziennikarzy męskich periodyków. Sami rozumiecie. Broda. W dodatku gigantyczna i jeszcze "była złeeeem". Aż kipi lumberseksualnością. Ugh, aż mi słabo na samą myśl. Na szczęście to historia o czymś zupełnie innym - to pięknie narysowana historia o strachu przed chaosem, innością, odbowiedzialnościa za własne życie, historia o wyłamywaniu się ze schematów nudnego i do bólu uporządkowanego świata oraz o konsekwencjach takiego działania. Polecam. Sam tytuł jest jednak na tyle chwytliwy, że stał się dla mnie definicją mojego własnego stosunku do bród. Przykro mi, próbowałam się przekonać, ale nie umiem.

Co złego w brodzie?

Ponieważ przyszło mi utrzymywać liczne kontakty zawodowe, towarzyskie i rodzinne (jedna osoba w naszym gospodarstwie domowym nosi brodę, na twarzy, nie jestem to ja) z ludźmi, którzy bywają na czasie, lub bywają olewusami (wiecie, cholerni artyści), a niekiedy są też bosmanami, takimi prawdziwymi, joł, hoł, powiem wam, że od dawna marzę o zmianie trendu.

Brody są niemiłe w dotyku. Tak tak, niektórzy nawet mają milutkie,pachnące i wypielęgnowane - nic mnie to nie obchodzi. Nie lubię dotyku brody na policzku, gdy się witamy. W ogóle nie lubię dotyku brody. Pewnie jestem nienormalna i zbyt krótko byłam w wojsku, wiecie... No, ale przecież napisałam już, że nie mam nic do brodaczy, tak? No właśnie. NIC. Totalnie. Podejrzewam, że wynika to z mojego ogólnego braku instynktu samozachowawczego. Po prostu jak zachwyca, kiedy nie zachwyca.

Broda na mnie nie działa. Pierwszy z brzegu przykład wygarnięty w internetowym researchu - klasyczny dziennikarski michałek spod znaku nabijania klików - "Stał się szalenie przystojny, gdy wyhodował sobie brodę" . Dobrze, robię to dla researchu, sprawdzam. Moje spaczone preferencje dają znać o sobie błyskawicznie - z brodą -jakkolwiek, istota kompletnie mi obojętna, a nawet godna unikania. Bez brody - hej, ale sympatyczny człowiek, rozmawiałabym.

Panowie mogą szaleć, stawać na głowie, wplatać w brodę kwiaty , farbować ją , podkreślać, jak bardzo och, ach, wszyscy lecą na brodę, a jedyną rzeczą jaka mnie naprawdę ucieszyła, to informacja o tym, że idzie nowe: moda na golenie brody . I dobrze, bo generalnie niektórzy faceci z tych, co dali się ponieść trendom wcale nie wyglądali lepiej z brodą . Wyglądali tak, jakby im włosy łonowe wyrosły pod nosem. Wiecie jakie to dziwne uczucie, kiedy robisz wywiad z... uhm... no właśnie.

fot. pexels.com / CC0 Licensefot. pexels.com / CC0 License fot. pexels.com / CC0 License fot. pexels.com / CC0 License

Tęsknię za hordami ogolonych mężczyzn. Umówmy się, moda doprowadziła wielu na kraniec brodowego absurdu. Czas, by stamtąd grzecznie wrócili i po prostu zaczęli się ogarniać na twarzy. Czy tylko ja jestem takim zwyrodnialcem, by kibicować się golącym? Nie? To jeszcze wrzuce jeden kamyczek do kudłatego ogródeczka. Nowa grupa ekspertów znalazła nowy argument, tym razem w kontrze. Brody są doskonałym inkubatorem bakterii . Niech prawdziwi brodacze zostaną przy swoim, dbają, myją, nacierają, czeszą, modelują i tak dalej, a reszta niech się wreszcie ogoli.

Ucałowania, zwłaszcza w nieogolony policzek.

- Babcia Esmeralda Weatherwax Węcławek

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.