Markowana śmierć, wypalanie piętna, morderczy clown. Głupie żarty!

Z nudów, z potrzeby chwili, z ciekawości, by odwrócić uwagę od przewinień, albo dla sławy - jest milion powodów, by zrobić coś, co trudno nazwać mianem "płatania figli", czy "psikusa". Nie zawsze też wszystkim jest do śmiechu.

Pewnego wieczoru Sabrina strasznie się nudziła. Była już lekko wstawiona, leżała w łóżku obok popularnego sportowca (Juliana Edelmana, gwiazdy futbolu amerykańskiego ) i miała ten przebłysk geniuszu, który sprawił, że powstrzymując śmiech zrobiła swojemu śpiącemu kochankowi zdjęcie i wrzuciła je na Tindera , popularny serwis randkowy. To musiało być taaaaaakie zabawne. Tylko, że nie. Dziewczynę spotkały dość przykre konsekwencje. W swoim mieście jest skazana na ostracyzm. Podobno wykluczono ją z życia nocnego, właściciele klubów zabronili jej wpuszczać. Koledzy sportowca, niekiedy nie przebierając w słowach, oświadczyli, że nie godzi się tak naruszać czyjąś prywatność. Oj, to był błąd, straszny, przepraszam - tłumaczy się trzeźwa już Sabrina.

Piętno głupiej

Hiram Maxim - egocentryk, ekscentryk, mitoman, wreszcie żyjący na przełomie XIX i XX wieku wynalazca, którego nazwisko nosi broń maszynowa - też był znany z żartów, które bawiły głównie jego. We wspomnieniach syna zapisała się jedna, dość drastyczna historia, kiedy to Hiram postanowił poeksperymentować na służącej. O tym, jak traktowana była służba w domu Maxima wiele mówi fakt, że kobiety nosiły przydomek "Głupia" i numer. Więc Głupia V stała się króliczkiem doświadczalnym po tym, jak wynalazca przeczytał artykuł, w którym stało, że skóra ludzka reaguje w taki sam sposób na kontakt z bardzo zimnym, jak i bardzo gorącym przedmiotem. Maxim zasadził się na biedną dziewczynę z dwoma pogrzebaczami - pierwszym rozgrzanym do czerwoności (ten nosił na widoku) i drugim, schłodzonym w lodowatej wodzie (ten chował za plecami). Wynalazca upewnił się jeszcze, że służąca usłyszała o tym, iż on trzyma w ręku rozpalone żelazo, że kontakt z takim żelazem POTWORNIE BOLI, po czym, korzystając z chwili nieuwagi przytknął dziewczynie do szyi schłodzony pogrzebacz. Domyślacie się, że kobieta wrzeszczała z bólu.

Mój ojciec zorientował się, że chyba posunął się za daleko i robił, co mógł, starając się wyjaśnić, że przeprowadzał eksperyment, że przecież nikomu nic się nie stało i to wszystko jest bardzo zabawne, jeśli tylko inni zobaczą to w takim świetle. A poza tym źle się dzieje, jeśli człowiek nie może eksperymentować we własnym domu.

- tak to wydarzenie opisał w biografii swego ojca Hiram Percy Maxim . Dziewczyna zwana przez Maxima "Głupią V", odeszła z pracy. Wynalazca broni nie zaprzestał swych "figlarskich" praktyk.

Mamo, ja tylko żartowałem!

- Moi koledzy, bliźniacy, kiedyś zażartowali sobie, że jeden zabił drugiego - wspomina znajoma. Chłopcy, wówczas w wieku wczesnoszkolnym, zaczęli właściwie od tego, że złamali zakaz gry w piłkę w domu. Jest pewnie na to jakieś prawo Murphy'ego, które mówi coś o związku między łamaniem przepisów, a wpadaniem w totalne bagno. Piłka rozbiła szybę, chłopcy chcąc odwrócić uwagę rodziców od demolki w domu sfingowali wypadek. Śmiertelny. Pomógł ketchup. - Plan poniekąd się powiódł - relacjonuje znajoma - rodzice faktycznie nie zajmowali się problemem szyby rozbitej przez piłkę . Przy okazji przez następny rok, poza niezbędnymi komunikatami, nie odzywali się do chłopców.

Druga z koleżanek wspomina, że odkąd jej mama z siostrami nabrała babcię, że jedna z nich nie żyje, żarty w domu są zakazane. Ja ze wszystkich żartów złych i gorszych mam na sumieniu dwa - z podstawówki. Pierwszy polegał na zmowie, w której nasza koleżanka została takim małym Józefem K. Och, to przecież szalenie zabawne, kiedy wszyscy obwiniają jedną osobę za coś strasznego, a ona nawet nie wie za co. To było okrutne. Drugi żart nie był tak podły psychologicznie. Po prostu na obozie sportowym zaszyłyśmy skrajnie przemądrzałą koleżankę w śpiworze, gdy spała. A potem wyniosłyśmy jej pryczę na balkon. Potem skończyłam trzynaście lat i chyba - powtarzam, chyba - wyleczyłam się z takich akcji.

Mój własny mąż - wprost przeciwnie. Z głupich żartów nigdy nie wyrósł. Tuż przed moim pierwszym dniem na studiach postanowił z kolegami zażartować sobie ze mnie. Żart wymagał nocnego wyjścia do lasu, wykorzystania efektów sonorystycznych i substancji psychoaktywnej znanej chemii jako (6aR,10aR)-delta-9-tetrahydrocannabinol. Zaczęło się od prawdziwej historii. Oto mamy las, a w lesie pomnik upamiętniający katastrofę lotniczą. Mamy noc przed inauguracją pierwszego roku na studiach. Mamy świetny plan, by iść na spacer. Tu wkracza substancja psychoaktywna. Po niej zaś dalsza część opowieści, w której koledzy utrzymują, że las jest w sumie nawiedzony, a może nie las, tylko polana, na której po katastrofie krew utrzymywała się tygodniami, niczym woda na uroczysku. Mamy też niegodziwych mieszkańców okolicznych domostw, którzy okradli ofiary katastrofy z kosztowności i spadła na nich klątwa. Jest wreszcie kobieta, która oszalała, gdyż w katastrofie zginęły jej dzieci i mąż. Przyszła więc do lasu i powiesiła się. Jej ciało zaś rozszarpały dzikie psy. Mhm. Jasne. Żarty. "No, może to żarty"... "hehe...he"... i nagle w krzakach szuranie. Gdzieś w oddali wycie... Skrobanie. Sami wiecie. Raz jeden, raz drugi kolega latał po krzakach i napędzał stracha. A potem nieszczerze uspokajali. Przez następny rok odmawiałam wieczornych spacerów w okolicy lasu.

To tylko pies

Na początku lat dziewięćdziesiątych do Polski dotarła fala żartów spod znaku "uśmiechnij się, jesteś w ukrytej kamerze".

 

Z jednej strony amatorskie VHSy z domowych archiwów, mocno czerstwe obrazki, w których bobas, kot, pies, tatuś, panna młoda, albo babcia robi jakiś slapstickowy żart, z drugiej starannie zaplanowane "wkrętki". A to ktoś "zapomniał niemowlaka" z dachu samochodu i ruszył hardo z parkingu, kamera zaś filmuje reakcje postronnych widzów, a to jakaś osoba jest doprowadzana do wściekłości ("Boiling points" jeden z bardziej irytujących programów instruktażowych dla trolli z "reala" - jeśli nie znacie, cóż,

sprawdźcie to

).

Całą sytuację na nowy poziom wyniósł Ashton Kutcher , który jako mały bezczel z Hollywoodu po prostu wkręcał znanych i lubianych. Wiadomo, że żarty z celebrytów robią się dwa razy śmieszniejsze już przez sam fakt, że to celebryci, a nie anonimowa dla większości widzów pani Joasia z piekarni w Sochaczewie. Ale fajnie widzieć, jak się stresuje taki Justin Timberlake , kiedy jego dom zajmują służby federalne... O, albo taka Kim Kardashian..

 

W Polsce przez krótki moment można było oglądać rodzimą wersje "Punk'd" , w której udało się zażartować ze Zbigniewa Wodeckiego i Agnieszki Chylińskiej .

Prrrrrraaaank!

Osobną kategorię stanowi "Jackass" . Właściwie można napisać o nim całą pracę naukową. Tylko po co? Grupa idiotów robi idiotyczne rzeczy dla jaj, przekonana o tym, że wszystko to jest idiotycznie zabawne. W tych programach pokazane jest wszystko, co zawsze chcieliście zobaczyć bez efektów specjalnych. Oraz znacznie więcej - naklejanie taśmy klejącej na jaja i zrywanie jej, podpalanie bąków, kąpiel w odchodach i tak dalej... Ale to nie są wyłącznie numery wycinane innym, to przede wszystkim są żarty z samych siebie.

Niemniej, era Jackassa zbiegła się z momentem, w którym YouTube zaczął funkcjonować jako kopalnia "śmiesznych filmików". Co więcej, telefony komórkowe powoli zaczęły umożliwiać kręcenie własnych "dżakasów". Od marnej jakości rozpikselizowanych badziewnych filmików, w których gimnazjaliści rzucają się gołym tyłkiem na lodowisko wszystko wyewoluowało do... No właśnie, do zdecydowanie mniej amatorskich filmików, w kórych wkręcanie znajomych zaczyna przybierać rozmiary godne produkcji z MTV. Idziesz do swojej poważnej pracy, otwierasz te bardzo poważne drzwi do poważnego biura, a tu wysypuje się na ciebie milion całkowicie niepoważnych, kolorowych piłeczek, albo... Morderczy Clown i Córka Szatana.

 

Przyznacie, że po obejrzeniu kilku filmików ekipy DM Pranks , przerośnięty pająk

SA Wardegi

przestaje być tak wkurzający. Skoro już o Wardędze mowa - tak, okazuje się, że na robieniu sobie żartów na YouTube można zbić niezły kapitał, tylko trzeba wiedzieć, jak wykorzystać wszystkie dostępne narzędzia.

Ja niestety nie mogę się na tym odpowiednio skoncentrować, jest noc, wszyscy w domu śpią, ale wydawało mi się, że słyszę cichy śmiech... Coś, jakby clown...

UHMMM.. No hejka! fot. DM Pranks (https://www.facebook.com/DmPranks)UHMMM.. No hejka! fot. DM Pranks (https://www.facebook.com/DmPranks) UHMMM.. No hejka! fot. DM Pranks (https://www.facebook.com/DmPranks) UHMMM.. No hejka! fot. DM Pranks (https://www.facebook.com/DmPranks)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.