Czas - ten przeklęty, nieuchwytny cholernik!

Ma groźną twarz generała, który wydziela mi godziny. Nigdy nie chce dać ani jednej minuty więcej - mówi Joanna Galon - Frant. Jest pianistką, wie, że choć ten generał jest srogi i skąpy, to potrzebny.

Bez czasu muzyka istniałaby tylko jako martwa cisza notacji. Melodia, nawet by wybrzmieć w naszej wyobraźni potrzebuje bowiem czasu. Czas jest zdradliwą szują. Niby potrafimy go wyliczyć co do milionowych sekundy, teoretycznie mamy te wszystkie atomowe zegary, panczeniści przegrywają o setne części najmniejszej jednostki czasu, lekarze wyszarpują każdą sekundę życia na wielkim targu sali operacyjnej. Marek Kwaczała , aspirant sztabowy, Szkoła Policji w Katowicach, uczy policjantów sztuki zdobywania czasu, zwłaszcza w chwilach, kiedy trzeba sięgnąć po broń i zdecydować czy strzelić. "Przeliczyliśmy się z czasem " - pisze himalaista Krzysztof Wielicki . Wyjaśnia dalej, że czas w górach biegnie obok, im bliżej szczytu, tym bardziej jest nierealny, przestaje istnieć.

Zamiast uciekających sekund rejestrujemy kolejny krok, oddech, bicie serca, uderzenie czekana, raków. Liczę kroki - co 20 odpoczynek. Jak długo to trwa? Nie wiem. Człowiek traci czujność, co może się źle skończyć, ale cena nie ma znaczenia.

A jeśli zdarzy się wypadek? Zakładam, że najbliżsi często myślą o cofaniu czasu. Wbrew jednak obrazom podsuwanym nam przez filmy - o choćby "Interstellar" , podróże w czasie to kłopotliwa sprawa.

W filmie "Powrót do przyszłości" bohaterowie wsiadają do maszyny czasu, naciskają guzik i są w tym samym miejscu, sto lat wcześniej. Niemożliwe! Podróży w czasie nie można oddzielić od podróży w przestrzeni. Ziemia jest w ciągłym ruchu, pędzi przez przestrzeń kosmiczną z prędkością około 30 km na sekundę. Nigdy nie wraca w to samo miejsce. Gdybym się cofnął w czasie o rok, wylądowalibyśmy w zimnej przestrzeni kosmicznej, albo - jakby ktoś miał pecha - w środku gwiazdy. Wyobrażam sobie cofnięcie o kilka sekund - wtedy mamy szansę wylądować na Ziemi, no ale możemy trafić pod jakiś nadjeżdżający samochód. Przestrzeń, kosmos, czas - to dynamiczny układ, w ciągłym ruchu, zawsze względem czegoś. Strasznie skomplikowane sprawy.

To już słowa profesora Jana Sładkowskiego , fizyka. Wszyscy cytowani w tej części tekstu bohaterowie bardzo ciekawie opowiedzieli o względności czasu na łamach grudniowego wydania Wysokich Obcasów Ekstra . Okładka magazynu może odstraszać, ale przyznam, że z niekłamana radością czytałam opublikowane w tym wydaniu czasoumilacze. Ich ukoronowaniem stał się wywiad Marka Górlikowskiego z profesorem astrofizyki Markiem Abramowiczem . Jak dla mnie - bardzo lemowski w tych fragmentach zmierzających ku minorowym tonom. Niekoniecznie w chwili, gdy dziennikarz pyta fizyka o to gdzie był Bóg, gdy w Auschwitz mordowano ludzi, raczej w chwilach, gdy mowa o niezmierzonej nieskończoności, o nieskończonej ilości nieskończoności, o wiecznym niespełnieniu związanym z naszą tęsknota za spotkaniem z Innym - w tym konkretnym przypadku - za kontaktem z przedstawicielem innej cywilizacji.

Cywilizacje żyją krótko, zgaduję, że dziesiątki tysięcy lat, natomiast czas, w którym światło biegnie z jednej galaktyki do drugiej, jest ogromnie długi, setki milionów lat lub dużo więcej. Jak ten konny posłaniec. Spotkanie z cywilizacją w innej galaktyce nigdy się więc nie uda.

Astrofizyk z właściwą sobie gracją opowiada w czym tkwi problem - odsyłam do wywiadu, nie brak tam anegdot, warto więc poświęcić tej lekturze chwilę, albo dwie. Zaraz. Teraz i tutaj. Tym bardziej, że jutro to jutro, jest "kiedy indziej " a my możemy być "gdzie indziej" , a jak wyjaśnia w tym samym wywiadzie profesor - dla nas osiągalne, obserwowalne jest tylko teraz, nieosiągalne zaś jest właśnie owo "gdzie indziej i kiedy indziej ".

Oczywiście wspomina o tym nieco filozoficznym paradoksie w kontekście obserwowania gwiazd, tego, że w zasadzie patrzymy na światło, którego źródło już dawno nie istnieje. Widzimy duchy błąkające się po cmentarzysku wszechświata tu i teraz, ich już dawno nie ma. Są czymś innym. To już moje brednie. Jest noc, jest mgła, a ja mam mało czasu. Mam go coraz mniej, bo jak przystało na łachudrę - umyka jak dziki wtedy, kiedy jest najbardziej potrzebny.

Ilustracja Joanny Rusinek, źródło: Wysokie Obcasy ExtraIlustracja Joanny Rusinek, źródło: Wysokie Obcasy Extra Ilustracja Joanny Rusinek, źródło: Wysokie Obcasy Extra Ilustracja Joanny Rusinek, źródło: Wysokie Obcasy Extra

Mama pytała dzisiaj przez telefon "Jak tam przygotowania do świąt? ". Nie wiem, nie mam czasu, będę mieć czas, kiedy skończy się czas na nieposiadanie czasu na przygotowania. Pewnie w okolicach 23 grudnia. Prezenty niekupione - nie mam teraz czasu. Ledwie wyrobiłam się w czasie, żeby wysłać drugi numer pisma do drukarni i oddać ekspertyzę dla ministerstwa. Taka jestem ważna. Och, ach. Ech. Jak ja nie mam czasu. Ale profesor na swój sposób uspokaja nas wszystkich, bezczasowców, tych , co zawsze nie w czas i w niedoczasie - wszystko to nic, to kpina, wszyscy jesteśmy jętki jednodniówki, ale nasz wszechświat to wcale nie lepszy żbik.

Nasze życie jest krótkie i w tym krótkim życiu obserwujemy świat. Życie wszechświata też jest krótkie, liczy trochę mniej niż 14 miliardów lat, więc nie możemy dostrzec niczego, co jest położone od nas dalej niż 14 miliardów lat światła. Obserwujemy tylko pewną część wszechświata. Czy reszta jest skończona, czy nieskończona, jest poza możliwością naszego poznania z powodu skończonej prędkości rozchodzenia się światła.

Ta podstępna prędkość światła, ach, gdyby dało się być tak szybkim jak te cząsteczki Wiecie jak wiele rzeczy można by było zrobić w znacząco krótszym czasie? Na przykład dolecieć w rok tam, gdzie sonda Voyager 1 doleci za niecałe 20 000 lat. Ech I jeszcze przy okazji zgubić czas, bo kiedy podróżuje się bardzo szybko, to czas na prawdę płynie zupełnie inaczej...

Wiecie co jest zabawne? Tyle rzeczy już wymyśliliśmy, mamy coraz doskonalsze narzędzia do mierzenia czasu: służą nam kwanty, rubidy, cuda niewidy, a ten czas płynie inaczej, dosłownie inaczej - w różnych miejscach ziemi. Rozjeżdża się o jakieś drobne części sekundy. Profesor Abramowicz wspomina o służbie czasu, która strzeże dokładności czasomierzy. Wyobrażam sobie tę służbę czasu jako Służbę Czasu , coś jak Straż Nocną Łukjanienki (albo Pratchetta ) - bandę indywidualistów chroniących świat przed absolutną stagnacją wynikającą z zatrzymania czasu.

Warto zdać sobie sprawę, że jedyny sposób, w jaki potrafimy mierzyć czas godzinowy, to porównywanie ze sobą zegarów. Jeśli wszystkie chodzą tak samo, jesteśmy szczęśliwi (...) Nie ma takiego czasu, który tyka wszędzie tak samo.

No. Ja zabrnęłam w swoich poszukiwaniach służby czasu aż do roku 1978, kiedy na łamach czasopisma "Urania " opublikowany został artykuł, w którym wspomniano służbę czasu właśnie . Spędziłam trochę czasu dumając nad pewnymi zagadnieniami z tego tekstu. Jest mi teraz wcale niewesoło, bo noc niebezpiecznie zbliża się dla mnie do granicy świtu (a u was pewnie, kiedy to czytacie, jest dzień, zabawne, prawda?). Więc na koniec pozostawię was z najzabawniejszym (ale tak jakby niedosłownie, nie, że heheszki, turlamy się) ze zdań wypowiedzianych przez profesora Abramowicza. Zapytany "co to jest czas? ", odparł: Tego nikt nie wie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA