Dziewięć rzeczy, których nikt ci nie powie o dorosłości

Fajnie jest decydować o swoim losie, brać sprawy we własne ręce, podejmować ważne decyzje i co tam jeszcze się robi, będąc dorosłym. To daje dużo satysfakcji i jest przyjemne, choć trudne. I frustrujące. I w dorosłości właśnie najgorsza jest ta cholerna ambiwalencja. I to, że wielu rzeczy o byciu dorosłym nikt nam nie powiedział.

"Biedne, głupie gęsi" - zakrzykniecie. No trochę tak, a trochę nie. Głupio jest się wpakować w sytuację "po trzydziestce, dzieci, kredyt, dziwna praca, może nawet trzy " i nagle pomyśleć o tym, że "cholera, dorosłość jest przereklamowana ". Dlatego - generalnie - nie narzekam, wręcz przeciwnie, jaram się, jak mrówki pod lupą w lipcowe popołudnie, że od kilkunastu już lat mam dowody na to, że hej, jestem dorosła. Kilka lat temu nawet poczułam, że to może być prawda, a nie tylko urzędowa ściema wynikająca z wyliczenia wieku metrykalnego. Jest fajnie. Ustalam, podpisuję, samostanowię, decyduję, wybieram, nawet czasem nie żałuję. Coraz rzadziej proszą mnie o dowód, gdy kupuję alkohol, coraz mniej osób mówi do mnie protekcjonalnym tonem "dziecko, zrób to i tamto ". Jest jednak piękna pula zabawnych (lub mniej zabawnych) tematów z szufladki "dorosłość ", których nie pokazuje się niepełnoletnim. Niech się same męczą, te cholerne szczurzątka.

Męczcie się sami! (Fot. Foch.pl)Męczcie się sami! (Fot. Foch.pl) Męczcie się sami! (Fot. Foch.pl) Męczcie się sami! (Fot. Foch.pl)

1. Właściwie nie wiadomo, kiedy się ta dorosłość zaczyna

W oczach wielu ludzi, jeszcze przez długi czas po odebraniu dowodu osobistego i zdaniu matury, zwanej niekiedy egzaminem dojrzałości, wciąż będziesz dzieckiem. Nie mówię tu o mamie, tacie i babci - jeśli nadal ich masz. Więc wyobraź sobie: upajasz się pierwszym latem dorosłości - nie wiesz jeszcze, co to właściwie znaczy, czy to, że wrzucasz głos do urny, czy może bardziej to, że czas wystąpić o swój NIP, a tu już ktoś do ciebie dzieckuje: "Dziecko, jak tak można? Dziecko, co ty robisz? ".

Kończysz studia, bronisz dyplomu, jesteś jeszcze bardziej dorosła, no doroślejesz z każdym pytaniem na obronie, a jednak w oczach kadry jesteś jeszcze dzieckiem, no masz tu, masz, cukierka, ładne bobo, odłóż tutaj indeksik, popraw serdaczek... Potem rodzą ci się dzieci, od tych dzieci promieniujesz wręcz dorosłością. Może nawet dorośle chodzisz z wózeczkiem po dorosłym świecie i wtem! "Dziecko! Co ty robisz, czapkę temu dziecku, dziecko załóż! ". No. Jesteś dzieckiem, dorosłym, ale nie zapominaj, gdzie twoje miejsce w szeregu dorosłości! A potem cyk, Walenty, masz siedemdziesiąt pięć lat, napiernicza cię biodro, łamie cię w krzyżu, wątroba i serce biją się o twoją uwagę, pewnie dlatego bolą jednocześnie. Ogólnie ledwo zipiesz, dziecko, co się z tobą dzieje? I może potem, po kilku latach, gdy już całkiem zdziecinniejesz, gdy - jak mawia babcia mojego męża - zaczniesz mówić "na chleb lep, na muchy pta pta ", przychodzi Pani Śmierć i mówi "Chodź, dziecko, chodź ze mną, zabiorę cię na fajny plac zabaw ".

2. Wolność to coś zupełnie innego, niż ci się zdawało

Pozwólcie, że zacytuję wujaszka Jewpata: "Wolność to nie wybór między kałachem a sztucerem (...) Prawdziwa wolność to kiedy masz na celowniku człowieka i decydujesz, czy ma żyć, czy umrzeć" . No. To z grubsza tak jest. Więc jesteś dorosła, kiedy nagle dociera do ciebie, że "jestem wolna, więc pierdolę i nie sprzątam swojego pokoju ". Odkrywasz, że wolność to ten stan, kiedy, powiedzmy, dziewiątego dnia miesiąca ważysz decyzję "wypłacić te pieniądze z konta, żeby kupić jedzenie i zapłacić za prąd, czy zostawić, bo jutro bank pobiera ratę kredytu za mieszkanie i strasznie się znów wkurwią, jak nic tam nie będzie ".

rachunkirachunki powinności Powinności

Chociaż owszem, dorosłość jest też wtedy, gdy idziesz i wydajesz pieniądze, które dopiero zarobisz na grę komputerową 18+ i się cieszysz, bo przynajmniej się nie zmarnowało się, na kartofle nie poszło, czy tam na pieczarki i wieprzowinę.

3. Odczuwasz przebrzydłą powinność

Zaprawdę powiadam wam, nie ma nic gorszego niż poczucie powinności. Właściwie możesz rzucić wszystko i uciekać przez Białoruś na Madagaskar, albo przez Kołomyję do Rumunii, masz moc, masz fantazję i masz już wszystkiego dosyć, ale ostatecznie tego nie robisz. Rozumiesz, że są pewne obowiązki, które dorośli (mentalnie) ludzie zwyczajnie wypełniają. Choćby się waliło i paliło, to siedzisz na tym swoim Nautilusie życia i czujesz jak poziom wody swobodnie podnosi się, mocząc ci kolana, że tak to ujmę. Może nawet jesteś już na tyle dorosła, by zauważyć, że samo się nie załata, a potężne przedwieczne zaklęcie "niech ktoś coś z tym zrobi! " wcale nie działa. Odkrywasz, że dorosłość to taki stan, kiedy wiesz, że czasem trzeba zwinąć w rulonik swoje widzimisię i wsadzić je w jakiś ciemny kąt; zakasać rękawy i zrobić coś samemu, bo wszystkie Samosie zostały na Atlantydzie, a odpowiedzialność za swoje działania jest lepka, więc nie zawsze uda się ją na czas przerzucić na innych...

4. Ideały się zes... zmaciły

No. Jak masz (mentalnie) szesnaście lat, to wierzysz sobie w prawdę, dobro, sprawiedliwość, piękno i co tam jeszcze chcesz, możesz nawet wierzyć w to, że McDonalds na serio robi w zdrowej żywności. Jedni wtedy chcieliby machać sztandarami, jakby to był marsz PPS-u, inni chętnie czczą Krula, bo fajny z niego facet, taki wyrazisty, normalnie powiew świeżości. Są też tacy, co myślą, że jak się dobrze przyłożą i spełnią swoją powinność to w nagrodę ich idee się urzeczywistnią. A guzik prawda. Mama nie mówiła, że jeśli chodzi o duże rzeczy, o tę całą sprawiedliwość, piękno, dobro i tak dalej, to wciąż tkwimy w antycznej Grecji? Że owszem, całe życie można do ideałów dążyć, ale pozostaną niespełnione, inaczej nie byłyby ideałami? No i zawsze, kurwa, coś. Zawsze nie tak, zawsze źle, że w każdym pięknym jingu, ktoś chlapnął jangiem i jeszcze krzywo przykleił, bo, szefowo, się nie da inaczej...  Ciekawe, czy już się zastanawiasz nad tym, czy dorosłość jest wtedy, jak rozumiesz, że tak już musi być, a mimo to robisz dalej wszystko, by było lepiej?

5. Wyświechtane frazy nagle zaczynają mieć głębszy sens

Gdy miałaś siedemnaście lat wydawało ci się, że to, co tam mówią starzy to jakieś pustosłowie, że te wszystkie hasła, powiedzonka, slogany to takie tam - trwonienie samogłosek. Trudno było zrozumieć, powiedzmy, jak ktoś "poświęca się dla dobra dzieci ", brzmiało to po pierwsze zbyt patetycznie, a po drugie odnosiło się do jakiejś absurdalnej sytuacji, w której wystarczyło postępować radykalnie. O. Z buta. No... A potem dorastasz i nagle znajdujesz się w samym oku cyklonu i robisz dokładnie to samo.

6. To nie szkodzi, że trawa jest zawsze bardziej zielona tam, gdzie nas nie ma

Wiesz doskonale, że druga kolejka idzie szybciej, ale już cię to nawet nie wkurza. Tak - tak po prostu drepczesz spokojnie wykorzystując przymusową pauzę na coś przyjemnego. I jeszcze zaczynasz rozumieć, że brak to jest fajne uczucie, bo całe życie czegoś człowiekowi brakuje, a jak nie brakuje, to okazuje się, że jest cholernie wybrakowany (więc może by go oczernić, nasłać na niego kontrolę ze skarbówki, iść z widłami i spalić mu pałac, czy coś w tym stylu).

7. Wszyscy kłamią

No a nie? Ja też przecież teraz kłamię... Albo przynajmniej nie mówię całej prawdy. A przecież jak się było nastolatkiem to prawda i fałsz reprezentowały system zero-jedynkowy. Nie było półprawdy i półkłamstwa. A potem okazało się, że wszyscy kłamią, nawet gdy mówią prawdę. Że da się oszukiwać będąc szczerym i cały ten system binarny, w który się wierzyło w dzieciństwie, rozsypał się. A proszę pani, tak nie można!

8. Kiedy pojawią się pierwsze zmarszczki jest za późno...

Że niby jest za późno, by nauczyć się morderczej sztuki makijażu i tak dalej, nie? Bo najpierw powtarzają ci, że jesteś za młoda na tapetę, a potem nagle okazuje się, że nie wiesz jak zaszpachlować te bruzdy na twarzy. Nie, nie, nie o to chodzi. Nie mówią tego w szkołach, ale kiedy jesteś dorosła, to jest już za późno na to, by koncentrować się na rozpaczaniu nad tym, na co jest za późno . Na to był czas piętnaście lat temu, teraz trzeba zwyczajnie skupić się na działaniu, bo wątroba nie ta, serce coraz słabsze, a paliwo drożeje.

9. Nie warto się nabzdyczać

Nadymać i naburmuszać też nie warto. Takim zachowaniem tylko demaskujesz swojego wewnętrznego bachora. Kiedy tupiesz nóżką i udajesz, że jesteś lepsza niż inni, to wyglądasz jakbyś się urwała nie ze spotkania Rady Rodziców, a z grupy Misiów w przedszkolu. Ach - i dorosłość przydarza ci się wtedy, kiedy już wiesz, że nie musisz ze wstydem zasłaniać kolekcjonerskiego wydania "Gwiezdnych wojen" dziełami zebranymi Immanuela Kanta , tylko dzwonisz po stolarza, zamawiasz nową półkę i ustawiasz wszystko obok siebie, a potem mówisz znajomym, że nie wychodzisz dziś z domu, bo masz dużo pracy. I w samotności cieszysz się "Nową nadzieją" , albo tam "Krytyką czystego rozumu" . I najlepsze jest to, że nie musisz prosić nikogo, żeby ci kupił wino na ten wieczorek, co więcej - nawet już nie musisz pić wina, żeby film ci się urwał przed północą. Zwyczajnie dopada cię zmęczenie.

Domi pół-bratek (psubratek?)Domi pół-bratek (psubratek?) Domi pół-bratek (psubratek?) Domi pół-bratek (psubratek?)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.