Dzień dziadka: życzenia, laurki i wspomnienia

Życzenia na dzień babci i dziadka? Laurki? Ważne jest też, by swoich dziadków rozumieć, wiedzieć jakie mają znaczenie dla twojego życia.

Dzień babci i dziadka skłania co roku do podobnych przemyśleń. Jak to jest mieć dziadka? - spytał dziś rano kolega. Normalna sprawa, nie każdy zdążył poznać rodziców swoich rodziców. Zakładam też, że nie każdy kupuje sentymentalne bajki ze świata, w którym dziadek jest tym uroczym staruszkiem z rysunków... Dlatego ten tekst to nie będzie laurka, ani pokryte lukrem życzenia na dzień babci i dziadka .

"O dziadkach, o dziadkach, o dziadkach " powtarzałam sobie w myślach. No cholera, co powiedzieć o dziadkach, żeby za bardzo nie wnikać w sprawy osobiste? Przydałby się jakiś truizm, który nabiera mocy dopiero, kiedy kilka worków doświadczeń życiowych wypełni się po brzegi, jakieś takie "nieważne jaki jest dziadek, ważne, żeby był ". To oczywiście jest piękne założenie, o ile Twój dziadek nie jest kimś takim, jak ojciec matki pewnej dziewczyny, którą znałam kiedyś, w innym mieście, niemalże w innym życiu. Jej dziadek przypominał nieco Berta Baxtera z "Sekretnego dziennika Adriana Mole`a lat 13 i 3/4 " . Był odpychająco wręcz kłótliwy, pełen złych nawyków i przekory, w dodatku nad podziw chamski, jednocześnie skazany na wspólne wegetowanie w jednym domu z resztą rodziny. To nie jest typ dziadka odpowiadający słowom "ważne, żeby był ", wierzcie mi. Cała rodzina wstydziła się za tego faceta, zwłaszcza że sekretnym problemem był wujek alkohol. O tym w czasach podstawówkowych koleżanka dzielnie milczała, wygadawszy się dopiero podczas jakiegoś późnego i przypadkowego spotkania na mieście. Wiecie, jednego z tych, kiedy pytasz niezobowiązująco "Co u Ciebie? " i trafiasz na otwarte drzwi do prawdziwej Komnaty Tajemnic skrywającej co najmniej Bazyliszka. Dla mnie oczywistym jest, że wcześniej milczała. Wreszcie nie były to sprawy dla dzieci, tym bardziej dla cudzych dzieci, dla ich rodziców, którzy mieliby świetny temat do plotek i nowe narzędzie do oceniania całej rodziny. Nie mówcie mi, że nie wiecie jak jest. Dzień dziadka to dobry moment, by wywlec i te mroczne sekrety.

Mam też znajomych, którzy wstydzili się dziadka z Alzheimerem (wiem, to przede wszystkim babcina choroba, ale czasem i na dziadka trafia) - to dla mnie wstyd rodzący sprzeczne odczucia. Z jednej strony czego się wstydzić? Ta choroba nie jest przecież przypadłością, którą ludzie zarażają się podczas niecnych występków w domach uciech. Wiem, że przebywanie z osobą chora na Alzheimera bywa kłopotliwe, czasem irytujące, czasem zaś wpędza w zażenowanie bliskich, zwłaszcza tych młodszych. Poczucie, że nagle zamiast kogoś, kogo znasz przez całe swoje życie, możesz nagle spotkać obcą osobę o kontrastowo wręcz odmiennym charakterze, kogoś, kto z trudem może się wysłowić, albo kogoś, kto za każdym razem, gdy wracasz do pokoju z entuzjazmem opowiada ci o tych samych wydarzeniach z dalekiej przeszłości... tak, to jest trudne.

Jeszcze trudniejsze bywa obcowanie z kimś, kto zdaje się złośliwie zasikiwać łóżko za każdym razem, gdy zakładacie świeżą pościel, jest gotów brudzić się od stóp do głów najbardziej uciążliwymi do sprania substancjami dostępnymi w domu, kogoś kto przewala wszystkie ubrania w szafie i wylewa herbatę na obrus celowo, bo tak, buntuje się niczym trzylatek, a ma mniej więcej 80 lat za dużo na taki bunt. I to jest ta druga strona medalu, ta sytuacja, gdzie, mam wrażenie, bardziej niż osoby chorej bliscy wstydzą się swoich uczuć. Tych złych, małych, wiecie - tej wściekłości na chorującego płynącej z bezsilności. Tego wkurwienia, którego przecież nie wolno nawet nazwać, bo to rodzice, to ludzie, którzy nas uczynili ludźmi, wychowali, poświęcili część swojego życia i energii, by nas kształtować, pomogli postawić fundamenty pod nasze bycie w społeczeństwie, rodziców się kocha bezwarunkowo, nie wolno, nie wypada... No sami wiecie. A jednak te uczucia wracają, i co dalej? Ukrywanie ich niewiele przyniesie pożytku, zamiast szukać pomocy tam, gdzie was ocenią i obrzucą kamieniami, szukajcie jej u specjalistów, ale myślę, że o tym jeszcze tu porozmawiamy.

Z drugiej strony, myślę, że jednak nie jest to takie głupie, to całe trywialne "ważne, że jest ", Wiecie? Jednego dziadka nie znałam wcale. Zmarł zdecydowanie za wcześnie, ale zawsze Był. Dużo opowiadała mi o nim babcia, trochę wspomnień dołożyła mama i ciocia. To był dziadek idealny, ktoś kogo chciałabym poznać. Człowiek anielskiej cierpliwości, człowiek o przemiłym wyrazie twarzy - na zdjęciach zawsze wygląda na takiego, co niby spokojny, ale gdzieś tam w oczach ma to całe: "Ja! Ja! Ja pomogę! Mnie wybierz, wybierz mnie! ". Nienaganne maniery, pracowitość, rzadka umiejętność zostawiania spraw zawodowych poza domem, nieposzlakowana opinia wśród reszty członków rodziny i tych, którzy mienili się przyjaciółmi domu. Ciepły, mądry. Tak wiem, tacy ludzie nie istnieją, tak domyślam się, że każdy ma jakieś skazy. Nie, nie chcę wcale ich poznawać. Niech pozostanie moim mitem, najważniejszym mitem z dzieciństwa.

Drugi z dziadków jest. Realnie. A widzicie, jak zwykle sama się zapędzam w kozi róg z tym opowiadaniem o sprawach rodzinnych. No dobrze. To dziadek od wzniosłych przemów. "Dominiko, kończysz właśnie szkołę podstawową, wkraczasz na nowy etap, pamiętaj, by zawsze doceniać to, co przynoszą ci trudy edukacji, a potem przekuwać to w lepszą przyszłość ". Z jednej strony więc kojarzy mi się ze śmiertelnym patosem, z drugiej mam takie przebłyski pamięci, kiedy z nieco psotnym uśmiechem daje mi cukierka przed obiadem, albo te momenty, kiedy siedzimy u niego na działce w Gliwicach, ja ze słoików robię w ziemi takie kompozycje upychając tam płatki kwiatów i liście, a on małym nożykiem obiera jabłka papierówki i kroi je dla mnie na plasterki. Zabawna mieszanka.

Mój dziadek

Moje dzieci mają obydwu dziadków. Pierwszego tu, w mieście, w którym żyjemy. To nie jest typ dziadka, który nie wie jak włączyć telewizor, to typ dziadka, który podrzuca dziecku gry komputerowe, często niestosowne do wieku ("strzelaj do niego! strzelaj!" ) i ma wszystkie najnowsze urządzenia elektroniczne, pracuje, podróżuje, oraz aktualnie ma przejściowe problemy z kolanami. Czyta Focha. Pozdrawiamy Cię, Dziadku!

Mają też drugiego dziadka, tego, który mieszka 450 km stąd, też zna się na elektronice i światach wirtualnych, potrafi genialnie opowiadać o świecie realnym, tłumaczyć zjawiska przyrody, opowiadać o muzyce. Potrafi zażegnywać konflikty między rodzeństwem, sam miał bowiem młodszą siostrę i młodszego brata. Potrafi rozebrać zabawkę na części, przylutować oderwany drucik, poprawić to czy tamto, a potem złożyć wszystko tak, żeby jednak działało. I jeździ na nartach. Chyba nie czyta Focha, więc Mamo, przekaż Tacie, że go pozdrawiam!

A jak jest z tym "nieważne jaki "? Znacie Wiersze z Google ? Ja je uwielbiam, wreszcie sami je piszemy, my wszyscy, którzy wklepujemy najróżniejsze zapytania w to poletko tekstowe tam w wyszukiwarce. Siadłam więc z rana i pod tym rozkosznym i staroświeckim obrazkiem siwego pana czytającego dziatkom (koniecznie obydwu płci, parka miarą waszego życiowego sukcesu, oraz gwarantem parytetowego spokoju) wpisałam dla hecy "dziadek był ". Hmmmm.

Mój dziadek dał mi psa, mój dziadek był w AK

Dziadek ten własny, to takie przedmurze fortecy zwanej nasza tożsamość, bla, bla, bla, wstawcie tu trochę socjologicznego gadania. Dziadkowie stoją wciąż po kolana w bagnie historii. Wielu moich starszych znajomych odczuwa dumę, że ich dziadkowie walczyli w Powstaniu Warszawskim. Pradziadkowie z moich stron, bo dziadkowie to już są przede wszystkim dzieci wojny, a nie międzywojnia, to ci mali ludzie wplątani w wielka historię. Cóż, jak to na Śląsku: Trochę Dachau, trochę Wehrmacht, trochę Powstania Śląskie, a trochę nie. Dziadkowie to ludzie czasów realnego socjalizmu. Dyrektorowie, doradcy premierów, trochę patrioci, trochę Wallenrodowie z książeczkami partyjnymi, ale nieco innym systemem wartości. Chcielibyście móc kreślić swój świat na czarno biało, mówić o sobie "Jestem wnukiem wielkiego człowieka ", albo "Jestem kimś zupełnie innym niż ten człowiek, który był, niestety, moim dziadkiem ", prawda? No dobrze, ale o czym to ja miałam pisać? O dziadkach. A tak, nie umiem pisać o dziadkach, jeszcze do tego nie dorosłam, proszę więc dać mi spokój i iść z dziećmi rysować laurki kochanym dziadziusiom, albo ignorować tę datę na złość tym cholernym dziadom, którzy napsuli wam genów i namieszali w systemie wartości.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.