Ulotny urok streetartu. Nie płaczmy po tym, co zamalowali - dopingujmy to, co powstanie

Wczoraj na fanpejdżu jednego z najfajniejszych serwisów o street arcie - Puszki - napisano o tym, że marka Frugo zasłoniła swoją reklamą jedno z dzieł sztuki w nieformalnej galerii w Warszawie. W przeciwieństwie do innych fanów street artu, wcale się jednak nie zbulwersowałam...

Zdjęcie z fanpejdża Puszka.waw.pl - fot. anttenaZdjęcie z fanpejdża Puszka.waw.pl - fot. anttena Zdjęcie z fanpejdża puszka.waw.pl - fot. anttena Zdjęcie z fanpejdża puszka.waw.pl - fot. anttena

OK. Należałam do tych osób, które rzuciły wszystko i poszły działać, kiedy duża firma sportowa zagarnęła największy i najbardziej znany "hall of fame" w tej części Europy, czyli Mur Służewiecki na potrzeby reklamy. Może właśnie dlatego zupełnie na chłodno podchodzę teraz do tego, co inna duża firma zrobiła w ramach akcji promocyjnej w miejscu, w którym od kilku lat funkcjonuje galeria street artu. Mówię wam, nie drzyjcie szat, po prostu zadziałajcie tak, by powstało tam nowe dzieło sztuki.

Graffiti, murale i szablony malowane na murach, filarach, ścianach, wreszcie "srebra" i "wholecary" wrzucane na pociągi... - Choć różni je wszystko, od barw, przez styl, po samą formę - łączy jedno. Nietrwałość. To nie są obrazy z galerii sztuki. Obrazy, które dobrze zakonserwowane przetrwają setki lat. Oczywiście wielu utalentowanych streetartowców przenika do obiegu galeryjnego. Animatorzy kulturalni zabiegają zaś o to, by dobre murale i ciekawe graffiti powstawały w miejscach, w których mają szanse cieszyć oko dłużej niż przez kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt tygodni.

Street art zresztą, jest bardzo atrakcyjną i nośna formą działania w przestrzeniach miejskich. Nadaje się do poruszania tematów historycznych, może nieść przekaz społeczny, może wreszcie być po prostu w pełni autorskim projektem. Street art staje się też piękną wizytówką wielu polskich miast. Wystarczy wybrać się do Trójmiasta, Łodzi, Katowic, Wrocławia, a nawet Płocka - znaleźć tam można prace wielu znanych i rozpoznawanych twórców, a przy odrobinie dobrej woli można nawet urządzać sobie zwiedzanie właśnie szlakiem streetartowym.

Uliczka na MokotowieUliczka na Mokotowie Uliczka na Mokotowie Uliczka na Mokotowie

Jest jedna rzecz z którą trudno jest się pogodzić etosowym streetartowcom, zwłaszcza tym wywodzącym się ze środowiska grafficiarskiego. Jest to obecność dużej ilości "korporacyjnych" pieniędzy. I tak dochodzimy do znanej marki Frugo , która od od początku chciała identyfikować się z młodzieżą, frywolnością, swobodą, wolnością. Dlatego już na początku, w latach 90` zaproszono do współpracy przy projektowaniu etykiet legendy warszawskiego graffiti - SiRa i ASH`a. Ten pierwszy skorzystał z propozycji. Zaprojektowane przez niego etykiety cieszyły oko młodych klientów, on sam jednak przestał się cieszyć dobrą opinią w środowisku writerów.

Ale to nie o pieniądzach i streetarcie opowieść, choć i jedno i drugie się tu przewija. Chcę tylko, żebyście mieli świadomość, że dla tego środowiska ważne jest KTO PŁACI i ZA CO PŁACI. Na przykład, wielu grafficiarzy nie irytują malowane sprayem reklamy zaprzyjaźnionego sklepu z farbami, firmy odzieżowej założonej przez kolegę czy imprezy ziomków z zespołu, pojawiające się obok normalnych prac. Ale akcja, w której firma sportowa z dnia na dzień zagarnia niemal cały Mur Służewiecki i zamalowując wszystkie ciszące oko prace przygotowuje grunt pod własną streetartową reklamkę - jak najbardziej wkurwia.

Fot. Filip Klimaszewski / Agencja GazetaFot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta Mur Służewiecki Mur Służewiecki

Po pamiętnej akcji Adidasa pozostał spory niesmak. Tym bardziej środowisko miłośników malowania na murach jest teraz przewrażliwione na punkcie wszelkich ingerencji w przestrzeń, na której LEGALNIE powstają niekomercyjne dzieła sztuki. To, że jeden z drugim idiota maźnie obraźliwy wyraz na pięknym muralu - frustruje. To, że grupa pozbawionych podstawowego wyczucia estetyki matołków zasmarowuje inny mural własnym bazgrołem - może wywołać gest opadających rąk. Były nerwy, gdy sugestywny mural Twożywa znikał wraz z całą kamienicą na której został wykonany. Ale gdy obraz stanowiący pamiątkę po festiwalu streetartowym zagospodarowuje sobie marka dajmy na to Frugo - to już potrafi mocno zirytować. Na tyle, by setki ludzi zbojkotowały produkty tejże.

Muralowi Tybexa (jak odnotowali czujni obserwatorzy), przyszło zakończyć żywot niemal rok po tym, jak powstał w ramach imprezy Street Art Doping. Dzieło zniknęło właśnie pod reklamą napoju Frugo, opatrzoną hasłem (o ironio!) "HUMANIZM WAM W DUSZĘ!".

Z drugiej strony patrząc - dlaczego ta reklamka nie miałaby zniknąć równie szybko, zakryta przez ładny "charakter", mural, wyklejankę? Zaraz po tym, jak podniósł się szum wokół tej akcji, zapytałam o to zaprzyjaźnionego promotora Street Artu, założyciela galerii 40/40 na Fortach Bema i zaraził mnie swoim stoicyzmem w sprawie zawłaszczania takich przestrzeni.. Zaufajmy miastu, jego dynamice i reakcjom.

Galeria 40/40 - Fort BemaGaleria 40/40 - Fort Bema Galeria 40/40 - Fort Bema Galeria 40/40 - Fort Bema

Warto zareagować na inną rzecz. Właściciele Muru Służewieckiego zauważają, że ta niesamowita galeria, a zarazem mur chroniący teren samych wyścigów, domaga się remontu. I, jak w rozmowie ze mną powiedział rzecznik obiektu, nikt nie chce, by mur stracił swój dotychczasowy charakter, wręcz przeciwnie!

- Zależy nam na tym, by ta jedna z najważniejszych i najlepszych galerii miejskiej sztuki miała wreszcie dobrą przestrzeń do istnienia. Nie czarujmy się, mur w wielu miejscach jest już tak ażurowy, że nie ma na czym malować, dlatego zapraszamy grafficiarzy na konsultacje, być może są tutaj prace, o które należy zadbać i zachować, do tego tez potrzeba nam głosu "środowiska" - powiedział pan Przemysław Stasz, rzecznik prasowy Totalizatora Sportowego.

To jest moment dla was artyści! Eksperci szacują skalę zniszczeń, właściciel przygotowuje plan remontu, a WY możecie sprawić, że renowacja przebiegnie tak, by po wszystkim można było tu malować przez wiele kolejnych lat. A wiecie, co ja w tym murze lubię najbardziej? To, że się zmienia. Czasem powstają tutaj prawdziwe żenady, innym razem przepiękne obrazy. Zagmatwane litery dostarczają nieraz prawdziwej frajdy w odczytywaniu. Mam też w pamięci cykliczne imprezy, których głównym punktem programu było zapraszanie artystów z całego świata, by malowali tutaj swoje własne "wrzuty".

Nietrwałość też ma swój urok. Działajcie!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.