30 rzeczy, których musisz spróbować przed trzydziestką

To ten rok. Już za kilka miesięcy cyferkę 2 zastąpi piękna trójeczka. Postanowiłam więc rzucić wyzwanie starszym kolegom i koleżankom i zaproponować, by to oni wystosowali tu dla mnie szereg zadań, wyzwań i innych pomysłów, nie do końca mądrych, nie zawsze serio-serio, byle tylko były to rzeczy, które można, powinno się, albo warto zrobić przed trzydziestką. Aha pamiętajcie to tylko taka zabawa, podobieństwo do osób rzeczywistych jest przypadkowe, narkotyki to zło, a seks jest zgubą ludzkości, trzecią w kolejności po chodzeniu po rozżarzonych węglach i oglądaniu bajek z kucykami Pony.

1. Wyjechać na wakacje z koleżankami

Bez mężów bez dzieci - to jest wyzwanie! Z doświadczenia wiem, że z nikim innym poza moim mężem nie wyjeżdża mi się dobrze gdziekolwiek. Nie sprzeczamy się o to, co chcemy oglądać, bo wiadomo, że wszystko. Nie ma problemu, że ktoś chciał na zakupy, a ktoś tego nie lubi. Koniec końców ja nie przepadam za lataniem po sklepach, a z wyjazdów zazwyczaj przywozimy sobie mnóstwo zdjęć, jakieś dziwne potrawy, często też płyty. Czasem podziurawione buty. Nie wiem co mogłabym robić na wyjeździe z koleżankami. Obawiam się, że głównie alienować i to mnie martwi, bo bardzo lubię moje koleżanki, tylko jestem społecznie nieprzystosowana.

2. Przeżyć szalony wypad

Skoro już mowa o wyjazdach. Zaliczyłam kilka takich wypraw, może żadna nie skończyła się wchodzeniem w czterech swetrach i improwizowanych z siatek foliowych butach na szczyt góry Fudżi nocą, ale było już spanie na ławce w szwedzkim miasteczku, jazda na rowerze z gorączką, było łapanie stopa z dzieckiem na jakiejś dziwnej bocznej dróżce w krajach Maghrebu - zaliczone! No można by jeszcze zaszaleć bardziej, ale te ostatnie wakacje wciąż przede mną.

3. Zostać psychofanką jakiegoś zespołu

Było. Bardzo fajna sprawa, polecam każdemu. Nie załapałam się na Kelly-manię, do dziś nie odróżniam która brodata dziewczynka z warkoczykami nie była Paddym Kellym. Nie wkręciłam się w Backstreet Boys, nie płakałam po Cobainie. Miałam kilka ulubionych zespołów, takich, że wiecie - teksty z pamięci recytowałam nawet obudzona w środku nocy - ale to nie to. Prawdziwe szaleństwo przyszło dopiero niedawno. Były więc płyty, koszulki, było robienie wywiadów, próby ściągnięcia zespołu do Polski, było prowadzenie fanklubu i robienie różnych fanowskich akcji na całym świecie. Wreszcie był wyjazd na drugi w ciągu roku koncert, do innego kraju. Do dziś się sobie dziwię, że przy dwójce dzieci i nieustannej pracy chciało mi się robić choćby połowę tych rzeczy.

4. Dzieci - mieć

No mam tę kultową, czczoną i wychwalaną "parkę". Urodzić chłopca i dziewczynkę to jak trafić milion w totka, tylko, że nie. Jest inaczej, ale też fajnie - podatki ci raczej zwracają, niż musisz płacić. Dzieci to nasza największa przygoda i test z dorosłości zdawany lub oblewany każdego dnia.

5. Poród - przeżyć

No wiadomo, dzisiaj nie trzeba przeżyć porodu, żeby mieć dzieci. A jednak, zrobiłam to. Urodziłam ponad cztery kilo siłami natury. Urodziłam 3,650 bez znieczulenia. Porody są stanowczo przereklamowane. Czasem bolą znacznie dłużej.

6. Tatuaż - wydziarać

Też bolesne, ale to inny rodzaj bólu, wiec owszem, mam, lubię, potrzebuję więcej -tak to już jest. Ten najnowszy jest moim ulubionym. Powstał spontanicznie, ja rzuciłam tylko hasło, autor przygotował własną interpretację. Przed wejściem do studia byłam wykończona stresująca pracą, dwie godziny później miałam na ręku małe dzieło sztuki i przypływ endorfin.

7. Trawka - nie kosić

Starsza koleżanka przyznała, że dopiero niedawno spróbowała: "lepiej późno, niż wcale". No cóż, ja jestem z pokolenia, które znało na pamięć te wszystkie wersy pokroju "moim bogiem jest zielony pan owinięty w biały szal , nie prowadź z nim gadki, tylko go pal", powiem więcej, w wieku 29 lat czuję się już za stara, albo jeszcze za młoda, bo z używek stosuje obecnie wyłącznie kawę, muzykę i internety.

8. One night stand

Oej, mentalnie jestem najprawdowpodobniej jedenastolatką, bo nawet nie wiedziałam co to jest i o co chodzi. O seks. Przygodny. Przygodowy. "ALE BEZ ZAKOCHANIA!" podkreślała koleżanka. Nie wiem, panikuję, nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek ponad przytulenie się do innego faceta, nie nadaję się ani na one night stand ani na all week, all inclusive. Z kolegami to ja na koncert chodzę, zakochuję się w muzyce. Ale

9. "Zrób to z dziewczyną! ALE COŚ WIĘCEJ NIŻ CAŁOWANIE!"

Co mogę powiedzieć, nie chodziłam nigdy z przyjaciółką za rękę, czuję się nieswojo, gdy jakaś koleżanka rozmawiając ze mną stoi bliżej niż w odległości jednego metra. Ale ja się nawet z żadną nigdy nie całowałam. Wychodzi na to, że jestem prostą dziewczyną trochę z Zagłębia, a trochę ze Śląska. Nie nadaję się na Seks w Wielkim Mieście.

10. Zrobić coś spektakularnego

Na przykład karmić piersią przed tłumem ludzi? No raz podczas prowadzenia panelu na najważniejszej imprezie komiksowej w Polsce, raz w telewizji śniadaniowej. Bardziej chyba się już nie da.

11. Napisać książkę

Piszę przecież, jest szansa, że się ukaże przed końcem tego roku. O muzyce. Z Kolegami piszę. A komiks to co, pies? Nie, no to pierwszy książkowy debiut już zaliczyłam. Było fajnie, a listy od czytelników to jedna z pięciu najprzyjemniejszych rzeczy jakie się zdarzają.

12. Wystąpić przed tłumem ludzi

Been there, done that. Nie mam strachu przed wystąpieniami publicznymi. Zaczęło się nieśmiało od radia i wciąż to radio jest moim ulubionym medium. Jako popieprzona nastolatka zaliczyłam też parę mniej lub bardziej beznadziejnych występów na scenie, w tym kilka z pewnym darzonym dzisiaj powszechnym kultem zespołem. Razem - a nie na suporcie. Było, minęło, mogę iść umrzeć spokojnie w swojej dębowej trumience.

13. Kontuzje

Te najbardziej hardkorowe działy się dawno temu, ale HEJ! Jeszcze nigdy nie miałam złamanej żadnej kości, to znaczy, że nie znam prawdziwego życia. No i pokazuje jaki marny ze mnie jest sportowiec ekstremalny.

14. Zaliczyć spektakularne spóźnienie

Mój mąż ma wiele talentów, ale ma też supermoc - potrafi się spóźnić wszędzie, a co więcej potrafi spóźnialstwem zarażać. Spóźniliśmy się raz na ekspres do Gdyni i goniliśmy ten ekspres drugim pociągiem, by przesiąść się z jednego do drugiego na następnej stacji (co za emocje! W sam raz dla kobiety w szóstym miesiącu ciąży!). Prawdziwie epickie było jednak wejście na lotnisko, gdy nasz samolot zaczynał już kołować. Do dziś nie wiem jak udało się osiągnąć to, że polecieliśmy pół godziny później, za darmo i bez większych problemów samolotem innej firmy i że potem na miejscu czekała na nas specjalna furgonetka prowadzona przez lokalsów, którzy się z nami zakolegowali. I że nikt z pozostałych członków wyjazdu nas nie zabił, gdy już dojechaliśmy na miejsce.

15. Wykonać jakiś szalony przekręt

Dwa razy przemycano mnie przez granicę, dwa razy tez przemycałam swoje starsze dziecko. Po prostu paszporty się zapodziały a pojechać trzeba było. Krótki wypad, za to opowieści na znacznie więcej literek: dreszczyk emocji, turlanie się po podłodze autokaru pod nogami celnika, owijanie w szmaty niemowlaka i głośne kasłanie.

16. Zwolnić się z korporacji

To strasznie trudne, trwało dwa miesiące, poprzedzone było wieloma potyczkami z własnymi myślami, ale dałam radę. Zrezygnować z najwyższej w swoim zabawnym życiu pensji, by spędzać więcej czasu w domu i pisać o kulturze oraz strzelać fochy za połowę tego, co się miało - BEZCENNE.

17. Zjeść robaka

Bueee. Od pewnego czasu nie jem mięsa. Nigdy nie mogłam przeżuć do końca żadnej małży, ale gdyby trzeba było, to trudno. Wiecie co? Kiedyś prawie zjadłam gołębia, ale kurczak był tańszy.

18. Zrobić doktorat

Pokusa była. Jest coś przyjemnego w studiowaniu. Bardzo miło wspominam wykłady, większość ćwiczeń, z rozrzewnieniem też myślę o tych stresach i stresikach towarzyszących sesjom. Ale ja miałam fajne studia. Zaoczne oczywiście, bo przecież praca i życie nocne. No ale rzeczywistość zweryfikowała. "Na chuj ci doktorat, książki możesz sobie czytać sama". Czytam, ale samemu mniej raźnie.

19. Zebrać hajs na zastrzyk pod oczy

ZMARCHY!  Nigdy się tym nie przejmowałam, DO CZASU, kiedy wszyscy wokół nic tylko "zmarszczki, zmarszczki, zmarszczki". Nie wiem czy jest sens wywalać pieniądze na to, by choć przez chwile ich nie było. Póki co zaważyłam pierwsze, oczywiście pod oczami. Co ja z nimi robię? Robię nic. Nie smaruję, nie ukrywam. Nikt mi i tak nie wierzy, że mam prawie 30 lat, więc najwyżej za pięć lat będę nadal tą gówniarą, tylko że bardziej jeszcze ozmarszczkowaną.

20. Odchudzić się

Nuda, panie, nuda, całe życie, nawet jak byłam nieco mniej gruba, nawet wtedy.  Całe życie nic tylko odchudzać się. Wychodzi mi to raczej inaczej - bokiem. O tu. Ale ostatnio zaczęłam regularnie ćwiczyć. Na szczęście pozytywne skutki niweluję za pomocą piwa.

21. To chociaż kaloryfer na brzuchu!

No tak. Ostatni raz miałam na brzuchu kaloryfer, jak go do windy wynosiłam, po prawdzie bardziej na podbrzuszu i wspierając o uda, ale jakoś poszło. Koleżanki mówią "weź spróbuj". Zaczęłam jak podupcona od zrobienia siedemdziesięciu brzuszków. Teraz wiem, że lepiej zrobić dwadzieścia i móc się ruszać następnego dnia. A nie wierzyłam w te zakwasy, że one takie nieprzyjazne. Niby taka stara, a jaka niewierząca.

22. Błagam, spróbuj Szóstki Weidera

O MATKO! Nie wiedziałam co to jest, dopóki nie sprawdziłam w internetach. Faktycznie, nie zna życia kobieta, która choć raz nie spróbowała tego bólu i cierpenia płynącego z przejścia całego cyklu z A6W. Chyba zostanę wiecznie grubą rowerzystką miejską, a szóstkę, owszem - nawet trzy, mogę zrobić, ale Vadera.

23. Pojechać na wymianę studencką

Okej, jak pierwszy raz obejrzałam ten filmik o tym chłopaczku na Erazmusie "Smak życia", tak jakoś mi się smutno zrobiło, że to już nigdy się nie zdarzy.  Po czym zdałam sobie sprawę, że można spokojnie pod ten smak życia podciągnąć moją tygoniową wymianę językową we Włoszech i te wakacyjne pobyty w Cambridge i w Oxfordzie. Totalny luz, fantastyczne warunki nauki, diametralnie inne podejście do uczniów, świetna szkoła samodzielności. Obcy kraj, obcy ludzie, obca kultura i - poza pobytem we Włoszech - Polaków spotkanych tam można było policzyć na palcach jednej ręki. Za to międzynarodowe towarzystwo pierwsza klasa. I te śpiewy, to piwo pite na pinty, sępienie papierosów na głównym deptaku. Ech, och.

24. Wkręcić się w jakieś wampiry

DOBRA, miałam to. Może nie tylko wampiry, ale w swoim czasie wsiąkłam bez reszty w czteroksiąg Siergieja Łukjanienki . "Nocny Patrol", "Dzienny Patrol", "Patrol Zmroku" i "Ostatni Patrol"! Te książeczki miały wszystko to, czego mi było trzeba w tamtym momencie życiowym: odrobinę słowiańskiej mitologii, bohaterów do polubienia, bo takich bardziej "naszych" - wschodnich, wreszcie moskiewskie plenery i pojedynki między istotami nadprzyrodzonymi. Kobiety w ciąży czasem mają zachcianki, moją było przeczytanie tego czteroksiągu dwa razy.

25. Zmasterować jakąś grę

Cóż, wyjdę na strasznego lamera, ale nie gram za dużo, jak ocenił mój mąż "bo ty wolisz tracić czas na społecznościówkach, znalazłabyś chwilę na granie". Kiedyś, pani kochana, przeszło się całe "Giana Sisters", a teraz? Ze spektakularnych przejść w duecie z mężem był Wiedźmin, choć dla mnie pierwsza część bardziej niż druga. Przeszliśmy też wspólnie "Scotta Pilgrima" . A solo? Głupio przyznać, ale sudoku w telefonie na poziomie insane. No i zrobiłam całą "Anodię" - to taka gierka, gdzie "pykasz" w piłeczkę tak, żeby rozbiła wszystkie elementy na planszy. Czy jestem z siebie dumna? Chyba nie. Czas na jakiś lepszy hardcore.

26. Założyć własną firmę

To jest prawdziwe wyzwanie. Nie widzę tego. Nie widzę w tym siebie. Po dwóch tygodniach aresztowałaby mnie policja skarbowa, a ZUS pomógłby rozstawić szubienicę, ja się do tego nie nadaję. Raz, przyznaję, już prawie tę "WŁASNĄ DG" założyłam, ale jak sprawdziłam, gdzie muszędojechać i jakich formalności dopełnić - wymiękłam i sobie jak ten mięczak leżę w rowie freelancingu "odziełowego" do dzisiaj.

27. Zarobić pierwszy milion

Przepadło. Nie uda się. Ale fajnie by było. Chyba, że ej, przeliczmy moją pierwszą pensję ze złotówek na tureckie liry!

28. Złamać serca wszystkim byłym chłopakom

Serio? Nie mam chyba aż takich ambicji. Ze wszystkich (a było ich aż czterech) może do jednego miałabym jakieś ale (a teraz siedzisz, czytasz to i myślisz, czy to o Tobie, HA!), ale żeby łamać serce? No nie wiem. Starsza koleżanka podpowiada, że to jest raczej wyzwanie na "Przed Czterdziestką", uff - ominęło mnie.

29. Mieć wyjebane na jak najwięcej rzeczy

Jedyne czym się przejmuję NA SERIO to słowa, które wypowiada mój mąż (a wierzcie mi, na jego straszne suchary trudno jest mieć wyjebane) i rzeczy, które robią moje dzieci. Wszystko inne jest przejściowe, jest nieważne, wszystko inne można zniwelować jednym memem z Schopenhauerem, więc o czym my mówimy?

30. Pocierpieć w hamaku w Bangkoku

Doprawdy nie wiem co musiałoby się w moim życiu odmienić, bym była w stanie przeleżeć więcej niż pół dnia w jakimś cholernym hamaku. Może po lobotomii. Ej no, nigdy nie byłam w Bangkoku, przecież ja bym tam dostała nerwicy, gdybym miała tak cierpieć w hamaku i nic nie zwiedzać, nie chodzić, nie poznawać. Nie umiem - nawet z przetrąconym kręgosłupem, choćby na czworaka! Może w takim razie na nowej drodze życia, po trzydziestce, najstosowniej będzie nauczyć się robić TOTALNE NIC. Strasznie to brzmi, ale cóż, po trzydziestce śmierć jest raczej bliżej niż dalej. Trzeba się więc oswajać z tym leżeniem i leżakowaniem. CO NIE?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.