Cycki Angeliny c.d. - wywiad z doktorem Krzysztofem Szyszko, chirurgiem onkologiem, specjalistą od raka piersi

Niespodziewanie skrajne emocje wywołała podana dziś przez Angelinę Jolie informacja o tym, że profilaktycznie usunęła obie piersi. Znana hollywoodzka aktorka przyznała, że jest nosicielką mutacji genu BRCA1, która drastycznie zwiększa ryzyko zachorowania na raka piersi i jajnika, jej matka zaś zmarła na raka jajników. Czy to wystarczający powód, by amputować piersi? W jej przypadku ryzyko zachorowania wynosiło 87%. Lekarze ocenili, że to wystarczy. A jak jest u nas? Na co mogą liczyć pacjentki, o co pytają, czego zaś powinny szukać - rozmawiamy z doktorem Krzysztofem Szyszko, chirurgiem onkologiem specjalistą od raka piersi.

Czy prawdopodobieństwo na poziomie 87% jest wystarczająco wysokie, by podejmować tak drastyczną decyzje, jaką jest usunięcie piersi?

To wszystko zależy od dwóch rzeczy. Pierwszą sprawą jest mentalność, drugą, nawet ważniejszą, czynniki ryzyka, które przemawiają za możliwością powstania ewentualnego schorzenia. Tu musimy sobie wyraźnie powiedzieć, że w warunkach polskich kobiety nie są jeszcze przygotowane w sposób psychiczny i edukacyjny do tego, by decydować się na tak drastyczny krok, jakim jest amputacja piersi ze wskazań profilaktycznych. W polskich warunkach mamy taką sytuację, że nowotwór, który wynika z obecności genu BRCA1 lub BRCA2  to 7-8% wszystkich nowotworów, które występują wśród naszych pacjentów. W warunkach amerykańskich odsetek jest większy, ale i stopień świadomości wyższy. Jeżeli mamy taką sytuację, że pacjentka jest nosicielką genu, który zwiększa ryzyko zachorowania, ale nie determinuje go w 100%, mamy w rodzinie obciążenia rakiem piersi czy jajnika, to w tym momencie ryzyko wzrasta.

Jak często trafiają do pana pacjentki, które wymagałyby zabiegu profilaktycznego usunięcia piersi?

Takich przypadków w swojej trzydziestoletniej karierze zawodowej miałem trzy. Wszystkie pojawiły się w ostatnich dwóch latach. To jest znak większego dostępu do informacji, zasługa internetu. Ta informacja nie zawsze jest precyzyjna, bo pytania dotyczące amputacji są bardzo często mało specjalistyczne i nie ma się czemu dziwić. Natomiast, bezsprzecznie, podjęcie decyzji o tak radykalnym zapobieganiu nowotworom musi się opierać o jedność między pacjentem a lekarzem.

O co najczęściej pytają Pana pacjentki?

Najczęstsze pytanie dotyczy markera - znacznika, który pozwalałby na stuprocentowe wykrycie obecności nowotworu w piersi. Druga rzecz - pytanie o badania, które pozwolą wykluczyć szansę pojawienia się nowotworu.

Jak w tej chwili wygląda dostępność takich specjalistycznych badań w Polsce?

Jeśli chodzi o mammografię, czy USG, dostępność z mojego punktu widzenia jest  zadowalająca. Niestety rzadko poza prywatnymi placówkami pacjentka ma bezpośredni  dostęp do szybkiego wykonania niektórych badań, na przykład mammografii po wydaniu skierowania przez lekarza onkologa. Chyba, że jest to sytuacja zagrożenia życia, kiedy mamy podejrzenie, że guz jest nowotworem złośliwym, wtedy diagnostyka odbywa się szybciej. W zwykłym trybie nie zawsze to działa. Co jest ważne - w Polsce jest realizowany program prewencji przed rakiem piersi, który obejmuje kobiety między 50 a 69. rokiem życia. Procent kobiet zgłaszających się na tego typu badania jest szalenie niski. Poza tym ten program ma tę wadę, że opiera się na tym, że w pierwszym etapie programu automatycznie wykonuje się badanie mammograficzne jedynie wypełniając ankietę, bez wstępnego badania przez lekarza specjalistę - chirurga onkologa lub onkologa.

To jest istotne, żeby jednak spotkać się jeszcze po takim badaniu ze specjalistą? Wynik nie wystarcza?

Właściwy model mają Holandia, Francja i Szwecja. Dobry model działa w Wielkiej Brytanii. W tych europejskich krajach - bo na tym regionie się skupmy - badania przesiewowe są prowadzone przy współpracy z chirurgiem onkologiem lub onkologiem, który może ustalić wskazania i przeciwwskazania u pacjentki badania mammograficznego. Bo również są takie pacjentki u których mammografia nie jest badaniem najlepszym do oceny ich piersi. Jeżeli jednak badanie wykonuje laborantka, a dopiero później opisuje je lekarz radiolog - to trochę jest to moim zdaniem kontrowersyjne.

Są przypadki, gdy prawdopodobieństwo wystąpienia nowotworów gruczołu piersiowego jest wysokie, a jednak piersi nie trzeba usuwać?

Tu bierzemy pod uwagę przede wszystkim okoliczności, w których możemy wykonać zabieg BCT od angielskiego Breast Conserving Treatment albo Breast Conserving Therapy, czyli oszczędzający pierś. Usuwa się wyłącznie guz z marginesem zdrowych tkanek lub kwadrant piersi w przypadkach, gdy mamy guz nie większy, niż do 3 cm oraz usuwamy węzeł lub kilka węzłów całej pachy, o ile mamy akceptacje pacjentki dla tego typu działania i mamy możliwość uzyskania dobrego efektu kosmetycznego zabiegu.

Co to znaczy dobry efekt kosmetyczny?

Jeżeli mamy pacjentkę z niewielką piersią, a guzek ma 2-3 cm i porównamy to z pacjentką, która ma tych samych rozmiarów guzek, natomiast rozmiar miseczki "C" - to w drugim przypadku mamy więcej materiału, który pozostanie, tak, by ubytek nie pozostawiał defektu kosmetycznego. Bo warto też przypomnieć, że poza samym zabiegiem trzeba zastosować leczenie uzupełniające, jakim jest albo naświetlanie, albo naświetlanie i chemioterapia, a naświetlanie ma ogromny wpływ na efekt kosmetyczny.

W Polsce badania przesiewowe obejmują kobiety z grupy wiekowej 50+, u nas Angelina Jolie nie załapałaby się na takie badania, a przecież była w grupie wysokiego ryzyka. Co z Polkami, które są młode, a mają podejrzenia, że mogą zachorować na nowotwory gruczołu piersiowego?

Przede wszystkim muszę wyjaśnić, dlaczego robi się w Polsce badania akurat w grupie wiekowej 50-69. W tym przedziale wiekowym jest największa ilość zachorowań. Na tym polegają badania przesiewowe - bada się właśnie grupę podwyższonego ryzyka. Jeżeli chodzi o osoby młode, furtka jest jedna - należy się zgłosić do poradni onkologicznej, czy poradni chirurgii onkologicznej. Przy czym zgłoszenie do poradni onkologicznej, to zgłoszenie bez skierowania. To pewnego rodzaju ułatwienie dla pacjentki. Nie zawsze jednak pacjentka uzyska taką wizytę w ciągu kilku dni. Wynika to po prostu z tego, że informacja o dużym zagrożeniu, że pacjentka wymaga natychmiastowej pomocy nie zawsze jest właściwie przekazana. Natomiast z poradnią chirurgii onkologicznej jest gorzej, bo trzeba postarać się o skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu.

Jak wygląda w Polsce opieka psychologiczna dla pacjentek, czy to jest coś, co przysługuje kobietom skierowanym na zabieg mastektomii z urzędu?

Tutaj sprawa jest szalenie ważna i w Polsce właściwie psychoonkologia jest dziedziną młodą i rozwijającą się. Nie do przecenienia jest rola pani profesor Krystyny de Walden Gałuszko, fantastycznego lekarza psychiatry, która była zaangażowana w rozwój psychoonkologii w Polsce. To nowa dziedzina wsparcia pacjentów, którzy mają traumę onkologiczną. My jako onkolodzy, chirurdzy onkolodzy nie zawsze umiemy dotrzeć do takiego pacjenta, który pomocy psychologicznej potrzebuje. Tu potrzeba właśnie psychoonkologa, który zdecydowanie szybciej dotrze do pacjenta i pomoże mu wydostać się z depresji związanej z chorobą nowotworową. Ogromną rolę we wsparciu odgrywa też rodzina i Amazonki -  kobiety które przebyły taki zabieg wcześniej . Wsparcie powinno być wielopłaszczyznowe, bo przecież to nie tylko choroba ciała, ale i ducha. Pierś to też szczególna część ciała i atrybut kobiecości, utrata jej pozostawia ogromną bliznę w psychice kobiety. Czy kobieta powinna szukać sama tego wsparcia? Wciąż bardzo trudno dostać się do psychoonkologa, bo takich specjalistów jest niewielu. W Trójmieście ośrodków przy których działają poradnie psychoonkologiczne nie ma zbyt wiele, ale lekarze, którzy tu pracują zawsze służą pomocą.

Przy Angelinie Jolie obecny był mąż, który mógł ją wspierać. Czy w naszym kraju praktykowane jest przyzwolenie na obecność osób bliskich przy pacjentce w jak najszerszym zakresie - pomijam już sam moment zabiegu, ale tuż przed nim i zaraz po?

Sytuacja nie wygląda zbyt ciekawie. W polskich warunkach dostęp bliskich do pacjentki bezpośrednio przed i zaraz po zabiegu operacyjnym, ze względów strukturalno-organizacyjnych jest utrudniony. Chyba najczęściej jest to możliwe w zerowej dobie po zabiegu, gdy pacjentka przechodzi już na salę ogólną. Bardzo rzadko jest technicznie możliwe, by ktoś z najbliższej rodziny mógł się znaleźć przy pacjentce bezpośrednio po zabiegu, choć gdzieniegdzie jest to dopuszczane. Oczywiście byłoby znakomicie, gdyby osoba najbliższa mogła wspierać pacjentkę bezpośrednio przed i zaraz po zabiegu, ale w większości przypadków raczej jest to epizodyczna sytuacja.

Na koniec powiedzmy sobie, czy to dobrze, że taka postać jak znana, piękna, wciąż jeszcze młoda aktorka przyznaje się do choroby, decyzji i powziętych kroków?

Na pewno kobietom jest raźniej, gdy mają poczucie, że ktoś inny dźwiga podobny ciężar, że ma odwagę powiedzieć  "mam problem, obciążenie dziedziczne i podejmuję taką, a nie inną decyzję". To też modeluje przyszłe postawy w stosunku do osób, które są zwykłymi, szarymi obywatelami. Z nieco innej dziedziny, jeden z naszych wybitnych aktorów przyznaje się do swojego schorzenia, szerzy pewną postawę, a jest to pan Jan Kobuszewski, który o problemach nowotworu jelita grubego i odbytnicy, o profilaktyce i badaniach mówi otwarcie. Taka osoba  zawsze dodaje pacjentom otuchy i zachęca do podjęcia często trudnych decyzji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.