Rozmiar ma znaczenie - przynajmniej wtedy gdy chcę kupić spodnie, które wejdą na mój tyłek

Chciałabym nie musieć jeździć na drugi koniec miasta po spodnie. Nie zaglądać do działu "MODA XXL" tylko po to, żeby przekonać się, że mają tam gacie w typie "Niemiecka babcia na zakupach w dyskoncie". Czy moda jest tylko dla chudych?

Patrzę właśnie na zdjęcia Kate Upton, bo ponoć jest tą dziewczyną, która może zrewolucjonizować sposób myślenia projektantów o swoich modelkach. Dlaczego na nią patrzę? To pewnie mój wrodzony masochizm. Na moje wygląda, jak każda chuda. Tylko, że ma piersi. Wielkie mi coś. Dziękuję. Wychodzi na to, że omija mnie kolejna rewolucja. Znaczy cieszę się, że świat mody wreszcie zauważył, że kobiety mogą mieć biust większy niż przeciętna uczestniczka egzaminów gimnazjalnych . Chciałabym, żeby zauważyli też obecność brzucha, tyłka i ud.No dobrze, nie marzy mi się oglądanie tylko i wyłącznie modelek plus size, radosnych Beth Ditto hasających po wybiegu. Ja generalnie nie marzę o oglądaniu jakichkolwiek pokazów mody. Marzę za to o chwili, gdy wchodzę do pierwszego z brzegu niedrogiego sieciowego sklepu, proszę o spodnie na swój rozmiar, albo o kurtkę na swój rozmiar i nie słyszę, że na takie czterdzieści cztery plus to raczej nic nie ma.

WIEM, muszę się odchudzić. WIEM, to jest niezdrowie.  Ale wiem też, że niezależnie od tego ile zrzucę, w rozmiar 38 nie wskoczę, bo mam za szerokie biodra i za duży biust. Bo jestem za duża. WIEM, bo już próbowałam i nawet w swojej najchudszej fazie nie dało się. Czy ja histeryzuję? NIE, bo nie chodzę na zakupy, ale gdy tylko na horyzoncie pojawia się widmo przymusu nabycia nowych spodni, słabnę.

Gacie w typie "Niemiecka babcia na zakupach w dyskoncie" i jakiś wielki wisior. Wisior to  tak zwany oblig na dziale puszystych. Wiadomo, że przez głowę zawsze przejdzie.

Chcę mieć wyjebane na ciuchy, to nie jest sfera, która mnie szczególnie pociąga. No dobra, może tiszerty.  Gdy otwieram szafkę i stwierdzam, że nie mam co na siebie włożyć, najczęściej oznacza to tylko tyle, że połowa ciuchów zrobiła się za duża i obleśnie zwisa w niczym nie przypominając modnego stylu "oversize", a druga połowa jest wciąż jeszcze za mała, dzięki czemu mogę wcielić się w kolorowy odpowiednik ludzika Michelin.

Patrzę zatem na Kate Upton i myślę, czego JA bym chciała. Na przykład nie musieć jeździć na drugi koniec miasta po spodnie. Nie zaglądać do działu "MODA XXL" tylko po to, żeby przekonać się, że mają tam gacie w typie "Niemiecka babcia na zakupach w dyskoncie",  do tego kilka worów pokutnych w dziwny rzucik udających bluzki i jakiś wielki wisior. Wisior to  tak zwany oblig na dziale puszystych. Wiadomo, że przez głowę zawsze przejdzie, niezależnie od nadwagi. No i  jak zawiesi się na szyi wielki wisior tworzy się optyczne złudzenie, iż osoba za nim się kryjąca nosi rozmiar XS.

Bluzki? Jeszcze weselej. Albo fregata ("milion frywolnych falban zasłoni każdą niedoskonałość Twojej figury!"), albo wręcz przeciwnie - wakacje z duchami ("noś duże, noś kolor, niech on z ciebie spływa").

Próbuję dobrać jakieś spodnie do wszystkich swoich wypukłości, spoglądam wzrokiem kłapouchego w lustro i widzę optymistyczny napis naklejony na szybę. "HEJ, WYGLĄDASZ SZAŁOWO!". OCZYWIŚCIE! Podkowiński nie oddałby lepiej emocji jakie kotłują się we mnie, gdy dostrzegam, że to, co dobrze leży na dole, odstaje na górze. Już wiem, że czeka mnie kolejna wizyta u krawcowej z bloku obok, albo udawanie, że jestem w ciąży i kupowanie spodni na gumkę.

Bluzki? Jeszcze weselej. Albo fregata ("milion frywolnych falban zasłoni każdą niedoskonałość Twojej figury!"), albo wręcz przeciwnie - wakacje z duchami ("noś duże, noś kolor, niech on z ciebie spływa"). No i oczywiście jeśli mieści się biust, pozostaje też sporo miejsca pod nim. "Cześć, jestem namiotem w modnym kolorze indygo".

Chciałabym, żeby projektanci dostrzegli fakt, że większość kobiet, które urodziły dzieci miałaby chęć jakoś się ubrać.

Dobieranie biustonosza -  no bo nie mogę mieć jakiegoś taniego szajsu za 30, 70, czy tam 150 zł, jakiejś popularnej marki dostępnej w pierwszym lepszym bieliźnianym. Nieee, jeśli nie chcę nosić czterech wymion, bo pół piersi mieści się w staniku, a drugie pół wyłazi górą, muszę się spotykać z brafitterką w jakimś ekskluzywnym saloniku o francusko brzmiącej nazwie i ona mi za każdym razem wypisuje wizytówkę "Cześć jestem ____DOMINIKA____ , a mój rozmiar biustonosza to __80G__". Cześć, na ten biustonosz musiałam wydać trzy razy więcej niż na miesięczny abonament obiadowy mojego syna w szkole, wolałabym przeznaczyć te pieniądze na fajne płyty.

Jestem zmęczona kupowaniem ubrań, dobieraniem ubrań i rozmowami o ubraniach. I nie chcę wysupływać mnóstwa pieniędzy na wdzianka spod znaku "puszysta&modna by Fransua Zdupala". Albo wygrzebywać w lumpeksie ciuchów, które pasują, bo się porozciągały na kimś innym.

Chciałabym, żeby projektanci dostrzegli fakt, że większość kobiet, tych normalnych, tych, które urodziły kilkoro dzieci, mieszkają w miejscu, w którym TK MAXX nie jest zwyczajnym sklepem tuż za rogiem - większość tych kobiet miałaby chęć jakoś się ubrać. Przeciętna Polka w wieku 30+ nie jest super zgrabna, nie biega na siłkę 10 razy w tygodniu w swej diecie mając wyłącznie kurz.

Wreszcie: najwięcej szmat, jakie zostają na wieszakach w popularnych "sieciówkach"  to rozmiary poniżej 38, a nie powyżej 42. Przypadek? NIE SĄDZĘ.

Ciasteczkowe potwory też marzą o fajnych ciuchach

[dopisek red.nacz.: po dyskusji o chudych zdzirach ( raz i dwa ) nadeszła pora na głos dużych dziewczyn. Zakupowe niedole to będzie chyba kolejny cykl bo wiem, że dziewczyny z rozmiarami poniżej 34 też nie mają lekko, a i ja sama - choć niby typowe 38 z nietypowo wielkim cycem tylko - umorduję się zawsze w tych przymierzalniach. Być może prawda jest taka, że wbrew utartej opinii kobiety NIENAWIDZĄ zakupów ;)

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.