Jeszcze moje trzy grosze do dyskusji o tym, czy kobiety zawsze muszą stawać facetom przed ekranem

Czytam tekst kolegów z Wyszło i odpowiedź Aleksandry. Pierwsza myśl: Dziubku - trzeba sobie było wybrać odpowiedniego kotka. Ja tak nie robię. Druga myśl: a może ja to robię tylko nie zauważam?

"Jak gram - zawsze" - tak powiedział. I tu się we mnie zagotowało. Co, gdzie, kiedy?! JA?! "Jakbyś uważała granie za jakąś gorszą formę spędzania czasu, którą można zakłócić". Faktycznie, mówię mu, wkurwiam się, że ty masz czas na tego Mass Effecta, a ja nie.

Przenigdy nie przyszło mi do głowy, żeby w momencie, kiedy mój facet gra  rozmawiać o sprawach istotnych.

"Gdybyś naprawdę chciała, znalazłabyś czas. Zauważ, że na muzykę książki i społecznościówki zawsze masz czas". HOLA! Muzyki słucham do pracy. Zawsze. Nawet kiedy o niej aktualnie nie piszę, to jak zostawianie sobie śladów, takich dźwiękowych żółtych karteczek w głowie. Książki czytam tuż przed snem, a w zasadzie na sen, żeby zająć czymś głowę i nie myśleć o nowych projektach. Filmów już prawie wcale nie oglądam, bo trzeba robić tylko tę jedna konkretną rzecz. I tu jest pies pogrzebany.

Nigdy, przenigdy nie przyszło mi do głowy, żeby akurat w momencie, kiedy mój facet gra zacząć z nim rozmawiać o sprawach istotnych. ZAWSZE znajdziemy na to właściwy czas i właściwe miejsce. Są tylko takie momenty w życiu, kiedy oboje to odkładamy do ostatniej chwili. Mnie wkurwia jego nieogarnięcie. Jego wkurwia moje nieogarnięcie. Żyjemy z tym już kilkanaście lat. Kryzys mieliśmy jeden. Związany raczej z połączeniem naszego nieogarnięcia z moim epizodem pracy w korporacji.

Najgorzej jest nic nie mówić, bo wtedy prowadzi się monolog z samym sobą i można się zagalopować.

Jeśli MUSZĘ mieć natychmiast czyste mieszkanie to je sprzątam. Jeśli on MUSI mieć skarpetki na półce - proszę bardzo nie barykaduję dostępu do pralki, suszarki, i nie zabraniam mu dopasowywania tych małych skurwieli, które zawsze chadzają w pojedynkę. Jeżeli mamy bardzo ważną sprawę do przegadania - wychodzimy z domu. Pewne tematy trzeba wspólnie przechodzić. O drugiej ciąży znacznie gorzej rozmawiało nam się w ciasnej kuchni, a lżej idąc nocą przez osiedle.

Oczywiście najgorzej jest nic nie mówić, bo wtedy prowadzi się monolog z samym sobą i można się zagalopować. Wtedy nagle z jednego "podnieś wreszcie swoje brudne łachy z podłogi" robi się całe: "Bo ty nigdy, a ty zawsze, a jak Cię prosiłam, żebyś to, ty mi powiedziałeś, a pięć lat temu obiecałeś i nie zrobiłeś".

Kiedy tak szczerze sobie pogadaliście? O tym, co ostatnio was wkurza w sobie nawzajem?

MASZ TAK? No to faktycznie przerywanie mu oglądania meczu, albo grania w grę NIE JEST DOBRYM MOMENTEM. A ty, Kochany, graczu, kibicu, oglądaczu, uczciwie pomyśl kiedy ostatni raz porozmawiałeś ze swoją kobietą nie o tym co dziś na obiad, albo nie rzuciłeś kurtuazyjnego "jak tam w pracy?" na które wcale nie oczekujesz odpowiedzi.

Kiedy tak szczerze sobie pogadaliście? O tym, co ostatnio was wkurza w sobie nawzajem, o tym co byście chcieli zrobić razem, co lubicie, jak lubicie.Wczoraj? A może to było niedawno, no wiesz, zaraz po tym jak znajomym urodziła się Zosia no ta Zosia, co w tym roku idzie do Komunii. Tak?

Łączy nas tak wiele rzeczy, że świat, w którym żyjemy osobno nie istnieje.

A w ogóle to w związku waszym więcej jest części wspólnych, czy może różnic? Dlaczego w zasadzie jesteście razem? Ja sobie ostatnio zadałam takie pytanie. Przez moment pomyślałam, ze nie wiem dlaczego, a potem zdałam sobie sprawę, że po prostu łączy nas tak wiele rzeczy, że świat, w którym żyjemy osobno najzwyczajniej w świecie NIE ISTNIEJE.

Owszem, chadzamy osobno na imprezy, ostatnio też mój mąż nie jara się "tymi cholernymi" elektroakustycznymi dziwactwami, które sobie puszczam nad ranem. Dlatego puszczam je sobie nad ranem w słuchawkach. Ja się nie potrafię wciągnąć w NBA. Ogarniam sytuację, nie trzeba mi tłumaczyć wszystkiego od zera za każdym razem. Po prostu po pięciu minutach siedzenia przy meczu biorę książkę i zasypiam.

Czy przerwałam mu oglądanie meczu Lakersów? Nie. Bo mi to nie przeszkadza.

I tylko nadal mnie irytuje, że on tego Mass Effecta już prawie przeszedł całego, a ja nawet minuty nie miałam na to wszystko. Ale spoko, już się umówiliśmy na sesyjkę. A kiedy on wreszcie zmyje podłogę w dużym pokoju? Miał to zrobić w zeszły poniedziałek. Czy przerwałam mu oglądanie meczu Lakersów? Nie. Bo mi to nie przeszkadza. Ważne, że u dzieci w pokojach pozmywał. Samej mi się nie chciało, musiałam posłuchać muzyki.

Więcej o:
Copyright © Agora SA